HareM HareM
525
BLOG

Radwańska wróci do żywych?

HareM HareM Sport Obserwuj notkę 38

Ja zawsze, kiedy tak się składa, że mogę sobie na coś pozwolić, to z tego nie korzystam. Zawsze jak zawsze, ale na pewno bardzo często. Albo jeszcze częściej. Poczesne miejsce wśród „rzeczy”, których w żaden sposób nie wykorzystuję, zajmuje sen.

W tygodniu za Chiny nie mogę się wyspać, bo ten przeklęty budzik zawsze o wpół do szóstej warczy. I nawet jak go czasem trzepnę i trafię tak, że się zamknie, to za pięć minut znów się odzywa i nie mam wyjścia.

No więc każdy normalny człowiek by się spodziewał, że w weekend to nadrobię. Przynajmniej będę próbował. A tu figa. Wręcz przeciwnie. W weekend budzę się, mniej więcej o tej samej godzinie, bez budzika. I oczywiście zasnąć już nie umiem. Wiercę się jakbym miał świerzb lub owsiki. Żeby nie budzić koleżanki małżonki to pozostaje mi drugi pokój i internet. No są jeszcze, alternatywnie, ksiązki, ale od nich aż tak uzależniony jak od internetu nie jestem, więc rano w weekend przegrywają.

No i dziś sytuacja była zbliżona. Obudziłem się w granicach normy. Po szóstej było. Żona śpi w trupa, więc pomyślałem, że naruszał nie będę. Włączyłem laptop. Poczytałem coś o tych zboczeńcach, którzy chcieli Ziobrę przed Trybunałem Stanu postawić, przeszedłem do sportu, patrzę… piszą, że Agnicha gra. Ja Agnichy, w ramach protestu, w tym roku prawie nie oglądam. No, ale że żywcem nic w tym necie, oprócz wypowiedzi tego zakłamanego komucha Millera, na pierwszych stronach nie było, to myślę: A nóż widelec.

No i był ten widelec. Włączyłem to przegrywała, przy serwisie Cibulkovej, 3:4 w pierwszym secie. Seta do tych czterech wygrała, a w drugim oddała Słowaczce ledwie jednego gema. Oczywiście, jak to Radwańska, swojego serwisowego. Potem zresztą od razu przekonywująco wygrała cztery gemy z rzędu i zakończyła mecz.

Nie będę się wielce na temat tego spotkania rozpisywał. Ale widziałem tam Radwańską z najlepszych czasów. Całkiem przyzwoity serwis (jak na nią to nawet bym napisał, że bardzo dobry), świetna jak zwykle w obronie, ale również doskonale kontrująca i potrafiąca zaatakować (wyjątkowo duża ilość winnerów). No i jakiś taki inny niż widziałem ostatnio, stosunek do tenisa. Chce się dziewczynie znów grać. I chce się wygrywać.

Ja wiem. Jej przeciwniczki nie są w Tokio z tej najwyższej półki. I do końca nie będą, bo Bencić, przy całym dla niej szacunku, jeszcze do topu trochę brakuje. Ponadto Radwańska przez ostatnie półtora roku zawsze po bardzo dobrym meczu, obojętnie z kim go zagra, natychmiast przegrywa. Z Bencić już zresztą w tym roku, zdaje się, przegrała.

Ja mam nadzieję, że jednak wygra. Ona strasznie potrzebuje tej wygranej. Ostatni raz zwyciężyła ponad rok temu w Kanadzie. Jak wygra, to może, tak jak cztery lata temu, dołoży do pieca w Pekinie i jednak wyląduje w Singapurze.

Powrót do czołowej ósemki dałby jej niewątpliwie wielkiego motywującego kopa i, być może, zakończyłby kilkunasto jeśli nie kilkudziesięciomiesięczny „okres błędów i wypaczeń”. Radwańska to przecież, może nie najzdolniejsza, ale na pewno jedna z najzdolniejszych tenisistek w tej dyscyplinie sportu. I piszę to bez żadnego nacjonalistycznego zadęcia. Porównajcie z nią te wszystkie maszynki do zdobywania punktów. Czy takie porównania w ogóle mają sens?

Zdaję sobie sprawę z tego, że takie wygrane jak dzisiejsza mogą o niczym nie świadczyć. W końcu nad ranem zwyciężyła zaledwie 48-mą aktualnie rakietę świata. Tyle, że Dominika Cibulkova jej ostatnio wybitnie nie leżała, tyle że Słowaczka dzień wcześniej pokonała należącą obecnie do ścisłej czołówki Ivanovic i tyle, że naprawdę fajnie ten tenis Radwańskiej wyglądał.

Walcz Aga. Walcz w finale, walcz w Pekinie, walcz w Singapurze i wracaj na szczyt. Tam Twoje miejsce.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport