Marek Błaszkowski Marek Błaszkowski
659
BLOG

Dowód na istnienie Boga

Marek Błaszkowski Marek Błaszkowski Kultura Obserwuj notkę 123

Ateistów można podzielić na dwie grupy. Tych, którzy mocno wierzą w to, że Boga nie ma oraz tych, którzy nie potrafią uwierzyć, że On JEST. Dlaczego nie potrafią? Brak im dowodów. Bóg się nie pokazał, nie przemówił. Słyszą sprzeczne wypowiedzi autorytetów naukowych i przywódców religijnych.

 

Dyskusje z ateistami

 

Ateiści „mocni” odczuwają silną potrzebę misji. Oni przecież wiedzą, że Bóg to tylko „projekcja ludzkiej psychiki”, „narzędzie walki klasowej”, „myślenie życzeniowe”, „uwznioślony ojciec”, „przednaukowy zabobon”, „metoda naciągania ludzi na kasę” (niepotrzebne skreślić).

 

Misja „mocnych” ateistów sprowadza się do wykazywania, że żadna z nauk przyrodniczych – ani chemia, ani fizyka, ani geologia – nie natrafiła na przedmiot, o którym można by powiedzieć „To jest Bóg”. Ateiści „mocni” domagają się, aby im istnienie takiego przedmiotu udowodnić.

 

Teiści wskazują na racjonalność świata. Na to, że jest on dla nas zrozumiały, na to, że świat musi mieć przyczynę i podstawę istnienia.

 

Ateiści odpowiadają, że racjonalność i sens nie znajdują się w świecie, ale w ludzkich umysłach.

 

Teiści twierdzą, że Chrystus Zmartwychwstał.

 

Ateiści uważają, że to mit.

 

Teiści na to...

 

I tak w nieskończoność. Obie strony odbijają argumenty.

 

Osobiście jestem przekonany, że materialistyczny ateizm wikła się w determinizm i jest wewnętrznie sprzeczny. Nie przekonałem jednak żadnego „mocnego” ateisty. Ponieważ „mocny” ateista wierzy, że Boga nie ma, a wiara to sprawa poważna.

 

Co na to ateiści wątpiący?

 

Ci, którzy wątpią, chcieliby otrzymać jakiś dowód na istnienie Boga. A jeśli już nie dowód w rozumieniu nauk przyrodniczych, to chociaż znak. Kiedy jednak taki znak się w ich życiu pojawi, natychmiast przybiegają ateiści „mocni” i tłumaczą, że to nie znak, ale „przypadek”, „zjawisko naturalne”, „kłamstwo”, „mechanizm psychologiczny”.

 

Ludzie, którzy deklarują wiarę, ale brak im miłości, potrafią podsycać sceptycyzm równie skutecznie jak „mocni” ateiści. Potępianiem, pochopnym osądem.

 

Ostatecznie ateiści wątpiący machają na ten cały spór ręką i mówią: Czy to ważne, czy wierzę w Boga? Ważne, abym był porządnym człowiekiem.

 

I starają się być porządnymi ludźmi.

 

Czy będziemy rozliczani z wiary w istnienie Boga?

 

Odnoszę wrażenie, jakby w sporze „o istnienie Boga” chodziło o to, ze z tego czy w Niego wierzyliśmy, czy nie, zostaniemy rozliczeni po śmierci.

 

Umieramy i oto stajemy przed obliczem Istoty Nadprzyrodzonej. Kto wierzył, ten otrzymuje nagrodę, a kto nie wierzył – karę.

 

Ateiści (zupełnie słusznie) odrzucają taką „wiarę” i uważają, że „pośmiertna nagroda” nie jest w stanie umotywować ich do wiary w coś, do czego nie są przekonani.

 

Tymczasem „wiara w Boga” nie polega na utrzymaniu określonego poglądu filozoficznego i oczekiwaniu za to nagrody. Wiara nie jest poglądem filozoficznym. Jest relacją z Żywym Bogiem.

 

„Kto we mnie wierzy, ten JUŻ przeszedł ze śmierci do życia”

 

Jaki sens miałaby wiara w Transcendentną Istotę, której nie da się zobaczyć? Której istnienia nie da się w żaden, nie budzący wątpliwości sposób, wykazać?

 

Ktoś wierzy, że świat stworzył Bóg, ktoś inny, że świat „wypączkował”. Ktoś wierzy w jedną wersję, ktoś w drugą. Dlaczego akurat wiara w Boga-Stwórcę miałaby dawać korzyści? A już w ogóle do czego ta wiara miałaby być potrzebna Transcendentnej Istocie? Po co Bóg miałby wymagać od nas wiary w Swoje Istnienie, nie dostarczając przy tym jednoznacznych dowodów?

 

Odpowiedź jest prosta. Wiara w Boga jako filozoficzne pojęcie nie daje zupełnie nic. Nikt nie będzie rozliczany ze swoich poglądów filozoficznych. A już w szczególności nie przez Boga i nie po śmierci.

 

Bóg jest Miłością. Wiara w Boga jest przyjęciem oferty Jego Miłości skierowanej do nas tu i teraz. Życie wieczne zaczyna się natychmiast. Jezus powiedział – „Kto we mnie wierzy, ten już przeszedł ze śmierci do życia”.

 

Wiara bez uczynków jest martwa

 

Ten, kto poprzez wiarę otworzył się na relację z Żywym Bogiem, jest tej relacji świadom. Staje się nowym człowiekiem, przy czym to „stawanie się” jest procesem. W ramach owego procesu zmienia się nasze zachowanie i postrzeganie świata.

 

Rozmawiamy z Bogiem w modlitwie i Jego obecność jest dla nas faktem. Kochamy, ale nie pod przymusem, miłość sama wypływa z naszego serca. Uczestniczymy w obrzędach religijnych dlatego, że mają one dla nas żywą treść. Przestrzegamy Bożych przykazań, gdyż uchwytny jest dla nas sens tych przykazań.

 

Wiara daje nam wolność od wszelkiej presji, którą wywiera świat.

 

W miłości jesteśmy równi Bogu

 

Nikt nie może wymusić wzajemności w miłości. Nawet Bóg. W relacji miłości jesteśmy więc równi. My i Stwórca świata.

 

Kiedy kochamy ludzi, stajemy przed Obliczem Boga. Miłość do ludzi jest tym samym czym miłość do Boga.

 

Propozycja „naukowej weryfikacji” wiary

 

Wiara jest osobistą relacją z Bogiem. Wiara ma też aspekt wspólnotowy, ale nie może go doświadczyć ten, kto sam wiary nie posiada.

 

Proponuję wątpiącym ateistom, aby poddali „zagadnienie wiary w Boga” ściśle naukowemu eksperymentowi. Aby uzyskali nie budzący wątpliwości dowód. Taki „dowód na istnienie Boga” jest możliwy.

 

Ponieważ chodzi o relację ściśle osobistą, nie ma innego wyjścia, jak przekonać się, czy można taką relację nawiązać.

 

Kochani ateiści, zwróćcie się do Boga. Wyznajcie mu swoje wątpliwości, swoją niewiarę, i poproście, aby, jeśli jest, przyszedł do was. Jeśli JEST, to przyjdzie. Ale jeśli Go nie ma, uzyskacie naukowe potwierdzenie swojego ateizmu.

 

Ale pomyślcie. Do tylu ludzi On przyszedł. Dlaczego was miałby ominąć?

https://twitter.com/Blaszkowski_

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura