My tutaj tak żywo zajmujemy się literaturą i historią (książka Grossa - "Strach"), poruszając się w pięknej sferze idei (bo tekst mało kto czytał), a w wielkiej polityce mamy spory o to, kto z kim pije i kto ma jakich kombatantów. Jak miło jednak odkryć, że Polacy i "na górze" i "na dole" są tacy sami.
Dzisiaj Jarosław Kaczyński przyznał się, że pieniądze z kasy miasta, gdy prezydentem Warszawy był jego brat, wydawane były m. in. na alkohol, bo częstowano nim kombatantów, po jakiejś uroczystości. Następnie zastanawiał się, czy obecna prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz by tego nie zrobiła, bo może ona woli kogoś innego częstować alkoholem. Tak więc, my pijemy z "naszymi" kombatantami, oni - mają "swoich" kombatantów. Wytrawny odbiorca słów Kaczyńskiego ma duże pole do popisu w skojarzeniach. Mamy już pewną mapę dyskursu, który może się błyskawicznie reprodukować w głowach "widzów".
Przyjrzyjmy się trzem głównym liniom skojarzeniowym. Wydaje się, że pierwszym z nich jest utarte ostatnio już w "skrzydlata słowa" odwołanie do ZOMO. Jednak to odpowiedź dosyć naciągana - trudno uznać ich za swego rodzaju kombatantów, z którymi pije prezydentowa. Drugą linię stanowić może jakaś usytuowana za granica grupa wpływu, której Gronkiewicz-Waltz służy. Ta rozwijana ostatnio przez prof. Wolniewicza teoria jest prawdopodobnie bardzo bliska słowom Kaczyńskiego.
Moim zdaniem, jednak bardziej precyzyjne jest wskazanie na kombatantów konkretnego narodu, bo były premier ma w zwyczaju swobodnie operować retoryką narodową, sprowadzającą różne wydarzenia polityczne, ale również zupełnie niepolityczne, do agonu jakichś sił reprezentujących narody. O kombatantów jakiego narodu może chodzić? A jak sądzicie? Podpowiem, że zaczyna się na Ż...
