Martynka Martynka
5257
BLOG

LEWITACJA LASKA, CZYLI DZIĘKI BOGU JEST TROTYL

Martynka Martynka Polityka Obserwuj notkę 157
 
Wywody i przemyślenia członków komisji Millera, a szczególnie doktora Macieja Laska mogłyby posłużyć za doskonały materiał dla kabareciarzy, gdyby nie fakt, że dotyczą największej powojennej tragedii Polski. Można odnieść wrażenie, że pan Lasek nie do końca opanował temat,  z którym przyszło mu się zmierzyć, a swoje braki próbuje nadrabiać jakimś propagandowym bełkotem. Jednak i to wychodzi mu kiepsko, by nie powiedzieć żałośnie.
Oczywiście wrogiem numer jeden dla pana Laska jest Antoni Macierewicz i kierowany przez niego Zespół Parlamentarny, z którym współpracują naukowcy z całego świata. Ich badania, analizy i symulacje dowiodły, że raport MAK wraz z jego polską kopią, prezentują historyjkę wiarygodną jedynie dla niezbyt rozgarniętych i słabiej wyposażonych intelektualnie. Jeżeli bowiem ktoś wierzy w to, że 90 tonowy samolot, mógł stracić skrzydło, mające funkcję utrzymywania maszyny na dużych wysokościach i często w skrajnie niekorzystnych warunkach pogodowych (turbulencje, burze) w wyniku kontaktu z kruchym, 40 cm drzewkiem i wykonać na wysokości 5 metrów obrót wokół własnej osi, w sytuacji, kiedy kikut ocalałego skrzydła miał kilkanaście metrów,  z pewnością tytanem intelektu nie jest. Podobnie zresztą, jak przyjęcie na wiarę sugestii, że samolot spadając z kilku metrów, niezależnie od swojej końcowej konfiguracji, mógł rozpaść się na tysiące elementów, które, jakoś tak się dziwnie złożyło patrząc na zdjęcie satelitarne, uległy dość charakterystycznemu rozproszeniu, co nasuwa jednoznaczne skojarzenia z wybuchem nad ziemią.
Jednak żadne badania, wyliczenia, czy też specjalistyczne symulacje nie są w stanie wzbudzić w panu Lasku choćby cienia wątpliwości, czemu dał wyraz w ostatnim wywiadzie z Moniką Olejnik, w którym powtarza za Anodiną, jak mantrę:
 
Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że to był błąd, absolutnie nie świadome działanie, tylko błąd pilota i to niejeden błąd, tylko cała seria błędów, bo wypadek nigdy nie wydarza się z powodu jednego błędu”.
 
Również nie dopuszcza do siebie myśli, że brzoza nie była głównym sprawcą nieszczęścia:
 
„…wszystkie dowody wskazują na to, że ten samolot zderzył się z brzozą”.
 
Zdecydowanie też twierdzi, iż komisja wszystko zbadała, a dowodem jest sam raport i  wyprodukowane przez nią tysiące dokumentów. Kategoryczne twierdzenia o błędach pilotów, jako przyczynie katastrofy, nie przeszkadzają jednak Laskowi z rozbrajającą szczerością powiedzieć, że członkowie komisji Millera nie pobierali próbek z wraku, ani go nie badali pod kątem wybuchu. Ich działalność bowiem sprowadzała się przede wszystkim do obserwowania „charakteru przełomów” i „charakteru niszczenia konstrukcji”, oczywiście tych elementów, do których zostali dopuszczeni, gdyż:
 
"Musimy pamiętać, że pierwszeństwo w badaniu miała komisja rosyjska na miejscu. Byliśmy dopuszczeni do tego badania, mieliśmy swojego akredytowanego, który zgodnie z aneksem 13, który był przyjęty do badania tego wypadku miał prawo stawiać wnioski, dostępu do danych”.

Wydawać by się mogło, że wykrycie we wrześniu tego roku przez ekspertów powołanych przez prokuraturę trotylu, C4 i nitrogliceryny na wraku samolotu powinno, w związku z ewidentnym zaniedbaniem ze strony komisji Millera, spowodować u szefa KBWLLP coś na kształt „mea culpa”, uderzenia się we własne piersi i ogłoszenia konieczności zrewidowania tez postawionych w raporcie. Tymczasem pan Maciej Lasek wyraził dość zaskakujący pogląd, że fakt odkrycia trotylu świadczy o tym, że wybuchu nie było:
 
Jeżeli następuje wybuch, to po pierwsze musimy sobie powiedzieć jedną rzecz, jeżeli jest wybuch, to nie ma trotylu, jeżeli jest trotyl to nie było wybuchu, bo co wybuchło, prawda”.
 
Idąc tym tropem należy uznać, że fakt wykrycia trotylu jest najlepszym dowodem na brak wybuchu. Gorzej, gdyby detektory nic nie wykazały, wówczas byłby to problem i poważna przesłanka, że ten wybuch jednak miał miejsce. Niestety eksperci od wybuchów, jak pirotechnik BOR major Ryszard Terela, zdecydowanie nie zgadzają się z tokiem rozumowania szefa KBWLLP. Były funkcjonariusz BOR powiedział:
 
„To bzdura, pan Lasek się myli. Proszę zapytać o to chociażby pierwszego lepszego studenta politechniki. Materiał wybuchowy, jakim jest trotyl, nie spala się w całości. To, że detektory go wykryły, nie wyklucza wybuchu".
 
Podobnego zdania jest doktor inżynier Grzegorz Szuladziński:
 
"W czasie detonacji cały materiał wybuchowy się nie spala, bo nie ma dość tlenu w ładunku. W związku z tym część TNT jest rozproszona, niespalona".
 
Również Jan Bokszczanin, właściciel firmy produkującej detektory stwierdził, że doktor Lasek jest w błędzie, gdyż trotyl nigdy nie ulega całkowitemu spaleniu:
 
„W czasie wybuchu nigdy nie rozkłada się bowiem cały trotyl. Każda reakcja, która następuje, tworzy produkt - substancje powybuchowe. Jednak w czasie wybuchu trotyl, czyli substrat, nie rozkłada się całkowicie. On nie znika. Na miejscu wybuchu mogą pozostać ślady trotylu. Twarde stwierdzenie Macieja Laska nie jest więc uprawnione. W Smoleńsku natomiast należy zbadać również substancje powybuchowe, czyli produkt poreakcyjny”.
 
Zgodnie z jego słowami jednoznacznym dowodem na wybuch będzie zarówno wykrycie trotylu, jak i substancji powybuchowych na wraku tupolewa. Pozostaje więc czekać na ostateczne wyniki ekspertyz, które mają wykonać biegli po badaniach laboratoryjnych.
Dlaczego więc szef KBWLLP wprowadza w błąd opinię publiczną? Dlaczego buduje przekaz, jakoby wykryty trotyl miał być dowodem na brak wybuchu? I jak to się stało, że znalazł się on na wraku po katastrofie, choć przed odlotem w dniu 10 kwietnia detektory i pies BOR niczego nie wykryły? Jeżeli bowiem mieliby go nanieść żołnierze, jak zdaje się sugerować Lasek, to już 10 kwietnia na Okęciu powinno to być wykryte i wyjaśnione.
Jedynym logicznym wytłumaczeniem tego stanu rzeczy jest wybuch, bowiem zanieczyszczenie trotylem może nastąpić tylko wtedy, kiedy ma się z nim do czynienia w formie niezabezpieczonej.
 
Z jednej strony więc doktor Lasek przywitał wskazania detektorów z pewną radością i bez zdziwienia, z drugiej jednak powiada, sam sobie przecząc:
 
„Monika Olejnik: No dobrze, ale czy możliwe jest, że w tym samolocie były dwa kilogramy trotylu?
 
Maciej Lasek: Który nie został wykryty i najbardziej prymitywny materiał wybuchowy, najmniej efektywny? Ja w takie rzeczy nie wierzę. Żadne fakty na to nie wskazują”.
 
A wskazania detektorów panie Lasek to nie fakty? Warto też w tym miejscu podkreślić, że trotyl, wbrew ostatnio uruchomionej propagandzie, wchodzi w skład co najmniej kilku, nowoczesnych materiałów wybuchowych, takich jak: H-6, Oktol, Torpex, czy HTA.
 
Członkowie komisji Millera są jednak zaimpregnowani na fakty, zdają się ich nie dostrzegać, a strategia, którą przyjęli wyraża się w słowach: najlepszą obroną jest atak. Niestety ten atak coraz bardziej przypomina bezsilne miotanie się pijanego człowieka, od ściany do ściany, ze sztachetą w dłoni, którą z trudem udaje się utrzymać. Fakty są nieubłagane, a prawda jest jedna, o czym ci panowie doskonale wiedzą, tylko nie mają odwagi się z tym zmierzyć, toteż ustami Macieja Laska odmówili udziału w konferencji poświęconej katastrofie smoleńskiej, zapowiadanej przez Antoniego Macierewicza, która ma się odbyć w styczniu 2013 roku na jednej z warszawskich uczelni.
Tylko jak długo zamierzacie panowie uciekać? Starczy wam sił?
 
 
 
 
 
Martynka
O mnie Martynka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka