Martynka Martynka
3928
BLOG

UDOWODNIJ, ŻE NIE, CZYLI CZEGO PAN SKALSKI NIE WIE

Martynka Martynka Polityka Obserwuj notkę 32
 
Pan Ernest Skalski popełnił histeryczny w swym wydźwięku tekst, w którym w dość pokrętny sposób porównał dochodzenie do przyczyn tragedii z 10 kwietnia, stawianie pytań osobom odpowiedzialnym za bezpieczeństwo lotu  i  najważniejszych osób w państwie, czy też poddawanie w wątpliwość faktów, a raczej „faktów” podanych do wierzenia ludowi za prześladowania podobne do tych, którym poddawano wieki temu kobiety oskarżone o uprawianie czarów.
Żałosne, jakby wyciśnięte ostatkiem sił porównanie, uporczywe przywoływanie helu, jako ostatniej deski ratunku pokazuje, iż Sekta Pancernej Brzozy pod wezwaniem Tatiany Anodiny dostała zadyszki i jak to mówią kierowcy „jedzie na oparach”. Czy przyczyną widocznego wyczerpania i braku pomysłów jest zaproszenie przez Antoniego Macierewicza do wspólnej debaty ekspertów z obu stron, na niezależnym, naukowym gruncie?  Zaiste, widowisko mogłoby być wyśmienite i niepowtarzalne – zobaczyć doktora Laska, który się trotylowi nie kłaniał, naprzeciw  profesora Biniendy – bezcenne.
Po przeczytaniu tekstu pana Skalskiego mam dziwne wrażenie, ze cierpi on na rodzaj wybiórczej amnezji,  gdyż kto kłamał, kto kręcił i mataczył widać dzisiaj doskonale, a wiedzą to jeszcze lepiej Rodziny ofiar poległych w Smoleńsku. To właśnie One są i będą najmocniejszym aktem oskarżenia wobec tych, których z takim uporem stara się bronić redaktor Skalski, jakby nie zauważając prostych zależności. Otóż tak już jest w cywilizowanych państwach, a nawet tych mniej cywilizowanych, że jeżeli ktoś za coś odpowiada, za coś ręczy i ma za to płaconą wysoką pensję, to w sytuacji, gdy dojdzie do nieszczęścia, choćby nawet nie przyłożył nikomu pistoletu do skroni, powinien się wytłumaczyć przed prokuratorem i podać mocne alibi, dlaczego właśnie u niego na działce znaleziono trupa. Tymczasem po 10 kwietnia wszyscy potencjalni podejrzani – na razie podejrzani o zaniedbania – nie dość, ze nie podali żadnego alibi, nie wytłumaczyli się z trupa na działce,  to na dodatek zostali odznaczeni, dostali awanse, a odpowiedzialny za nadzór nad BOR, a więc de facto za bezpieczeństwo prezydenta szef MSW został sędzią we własnej sprawie i dostał możliwość napisania raportu. Takie standardy to tylko na wschód od Bugu. Jakby nie spojrzeć dziwna i zagadkowa to sprawa, ale jak widać niektórych nic nie jest w stanie zdziwić, ani wzbudzić wątpliwość. Pan Skalski w kpiąco  - szyderczym tonie wzywa spiskowców, by udowodnili, że Miller z premedytacją krył BOR, bo sam miał coś za uszami.
Dość niefortunne to posunięcie , gdyż na temat zaniedbań BOR może powstać całkiem spora książka pod tytułem: „Spełniając marzenia terrorystów”.
Niestety pan Skalski nie dość dobrze zna tekst raportu Millera, albo nawet wcale. Otóż w raporcie Millera jest mnóstwo ciekawostek, których wyjaśnienia próżnio szukać w dostępnej literaturze przedmiotu, jak choćby sprawa z zadziwiającym, choć prymitywnym ukryciem ostatniego zapisu TAWS#38. Zwyczajnie go pominięto, bo psuł oficjalną narrację, wiec go zakryto jakimś znaczkiem na mapie i po kłopocie.  A zapisane zostały w nim bardzo intrygujące, by nie powiedzieć sensacyjnie dla sprawy informacje, jak ta, że samolot znajdował się na 36 metrach i odchodził na drugi krąg ( a więc nie lądował, jak chce nadal propaganda), kiedy doszło do pierwszej eksplozji. Czy to według redaktora Skalskiego normalna praktyka komisji technicznej, że ukrywa się dane pochodzące z komputera pokładowego, z kluczowych, ostatnich sekund lotu? A jeżeli się ukrywa to co to według pana Skalskiego oznacza? Zabawa taka? Gra, czy może ucieczka przed czymś, czego nie sposób wytłumaczyć brzozą, beczką i innymi piruetami nad smoleńską ziemią?
Pytań jest więcej, jak choćby to dlaczego komisja Millera samowolnie zmieniła zapisy ekspertyzy firmy SmallGis, wpisując  w miejsce słów „wybuchy”, słowo „pożary”?  Dlaczego bali się słowa wybuch? A może dostali zakaz używania go w raporcie? A jeżeli tak, to czy można zaufać ekspertom, którzy sami się cenzurowali w badaniach?
Może  pan Skalski wyjaśni, studząc rozpalone głowy spiskowców, jak to się stało, że komisja Millera już na wstępie wykluczyła wybuch, jako przyczynę katastrofy, choć jak sama przyznała w załączniku 4:
„W dniach 11-13 kwietnia 2010 r., dobę po katastrofie, umożliwiono polskim ekspertom dokonanie oględzin miejsca zdarzenia oraz wykonanie zdjęć. Zgromadzony materiał fotograficzny nie był udokumentowaniem stanu wraku samolotu bezpośrednio po zaistniałej katastrofie (co uczyniła zapewne komisja rosyjska), gdyż wiele elementów samolotu zostało przemieszczonych w trakcie prowadzonej akcji ratowniczej lub zmieniło swoje położenie w wyniku prowadzonych przez komisję rosyjską badań”.
Dopiero dobę po katastrofie  dopuszczono polskich ekspertów do wraku, panie Skalski, 24 godziny po zdarzeniu!  Polscy eksperci nie zbadali wraku na obecność materiałów wybuchowych, a jedynie poddali analizom kilka fragmentów ubrań (bodaj 7 próbek), wytypowanych według nieznanych kryteriów, więc wyciąganie jakichkolwiek wniosków, co do charakteru zdarzeń na pokładzie samolotu, na podstawie kilku, anonimowych skrawków ubrań przez ekspertów Millera było nieuprawnione.
Według pana Skalskiego w raporcie Millera wszystko zostało wyjaśnione, a każdego,  kto go podważa, pyta i niedowierza należy obśmiać, wyszydzić i okrzyknąć  żądnym zemsty wariatem, czekającym na sposobność ułożenia stosu dla niewinnych ofiar. Tylko jak pogodzić rzetelność raportu Millera w jego kluczowym punkcie, jakim było wyeliminowanie hipotezy zamachu, z faktem, iż biegli powołani przez prokuraturę nie uznali badań wykonanych przez komisję Millera za wystarczające i postanowili samodzielnie pobrać próbki z wraku? A że znaleziono trotyl? Cóż, zrobiło się wybuchowo, a wielu dostało wyjatkowego pobudzenia.
Tak panie Skalski, pan i panu podobni mają problem i to spory, dlatego rozumiem te rozterki i frustracje, które ostatnio obficie ujawniacie. Jak bowiem udowodnić społeczeństwu, że to był zwykły wypadek, że brzoza, beczka i niedouczeni piloci, skoro nawet pijaczyna spod budki z piwem  wie, że trotyl w kiełbasie, czy paście do butów Kowalskiego nie musi oznaczać niczego podejrzanego, ale trotyl na wraku roztrzaskanego w drobny mak rządowego samolotu z prezydentem na pokładzie i to na dodatek na terenie Rosji (TEJ Rosji),  właściwie przesądza sprawę, a tych, którzy przez blisko 3 lata stali tam, gdzie stał Putin czekać może przykry los, bo być może prokurator kiedyś ich wezwie i zada kilka pytań.

  

Martynka
O mnie Martynka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka