Martynka Martynka
2036
BLOG

MAGICZNE DRZEWO

Martynka Martynka Polityka Obserwuj notkę 60

 

 

Przyznam szczerze, że zaczynam się nieco gubić w brzozowej historii, a samo drzewo zaczyna się jawić, jako magiczne, posiadające niezwykłe wprost właściwości. Jest to w sumie dość żenujące zajęcie po raz kolejny pisać o brzozie, która od początku była na tyle celną wrzutką rosyjskich służb, że do dzisiaj musimy walczyć z jej niesławną legendą. Niestety „pancerna brzoza” zbyt mocno ukorzeniła się w głowach wielu Polaków oraz w oficjalnych dokumentach, by pozostawić ją w spokoju, szczególnie, że członkowie  sekty jej imienia nie ustają w wysiłkach podtrzymując ów mit.

Z oficjalnej wersji wiemy, że  jedną z głównych przyczyn katastrofy smoleńskiej było niefortunnie rosnące drzewo, o które miał zawadzić polski samolot. Pan Lasek kiedyś stwierdził nawet, ze gdyby nie brzoza, samolot by wylądował. Maszyna w czasie tego manewru miała stracić skrzydło, a jednocześnie  ściąć brzozę na wysokości około 6 metrów. Pomijam już fakt, że sam kierunek ułożenia obłamanego drzewa  jest dość intrygujący – upadły konar znalazł się w pozycji prostopadłej do kierunku lotu, co nawet bez specjalistycznych badań wydaje się nieco dziwne, zwykła chłopska logika i wyobraźnia powinny tutaj wystarczyć. A zatem brzoza oderwała skrzydło,  co spowodować miało utratę siły nośnej, choć samolot  jeszcze resztką sił, niektórzy pisali nawet , że ‘siłą rozpędu’,  podskoczył do góry, by wykonać efektowną beczkę, która spowodowała śmierć wszystkich pasażerów w jednej chwili. Zapewne to było powodem, że jacyś „przypadkowi gapie” (być może nawet po cywilu) uznali mocą swego anonimowego autorytetu, że karetek nie ma co wzywać, a te, które przyjechały należy odesłać, bo „wsie pagibli”.

Rozmaici eksperci od pierwszej chwili wbijali  brzozę w polskie głowy, choć jeszcze wtedy nikt jej nie badał, nikt nie analizował trajektorii lotu samolotu, ale co poniektórzy już w pierwszych dniach wiedzieli, że o brzozie mają mówić dużo i często. Dość ciekawa była to operacja, ale może kiedyś archiwa (polskie lub zagraniczne) odsłonią tajemnicę tego wzmożenia w  niektórych środowiskach. Dzisiaj zostają jedynie spekulacje, które, jak wiadomo, powstają w spiskowych głowach, nakrytych moherowymi beretami.

Powołana komisja Millera miała zbadać techniczne przyczyny katastrofy, zająć się każdym z elementów, który mógł mieć wpływ na zaistnienie wypadku. Niestety dzisiaj już wiemy, że nie wykonali podstawowych badań, które są abecadłem wszystkich komisji lotniczych na świecie, a więc: badanie wraku pod kątem charakteru zniszczeń, na obecność materiałów wybuchowych,  rekonstrukcja wraku, badanie czarnych skrzynek, modelowanie matematyczne, analiza elementów awioniki, badanie miejsca katastrofy, kompleksowe badania ciał ofiar, które mogą wiele powiedzieć o mechanizmach tragedii.  Okazuje się, że dopiero prokuratura wojskowa, wprawdzie dopiero po ponad 2 latach, zleciła badania wraku na obecność materiałów wybuchowych, a biegli przez nią powołani zmierzyli pancerną brzozę i przekazali do dalszych analiz. Ponadto prokuratorzy uznali, że analizy urządzeń TAWS i FMS, na których oparli się eksperci Millera był zbyt mało wnikliwe, toteż niedawno zwrócili się do producenta o uszczegółowienie ekspertyz, co budzi ogromne zdziwienie i rodzi słuszne pytanie, w jaki sposób komisja techniczna badała katastrofę?

Ani wrak nie został zbadany, ani ciała ofiar, ani miejsce katastrofy. Słynna pancerna brzoza w raporcie Millera miała paść pod naporem skrzydła na wysokości (mierząc od podstawy) około 6 metrów. Z kolei eksperci Zespołu Parlamentarnego po wielomiesięcznych analizach doszli do przekonania, że brzoza nie odegrała w całym dramacie żadnej roli. Po prostu sobie rosła, być może została muśnięta gazami wylotowymi, ale nie mogła urwać skrzydła, jednocześnie doznając tak znacznego uszczerbku. Ostatnio opublikowany fragment rosyjskiego „Protokołu oględzin miejsca katastrofy” , wykonanego przez rosyjskich śledczych pozwala sądzić, że brzoza opisywana w obu oficjalnych raportach w ogóle nie istniała w dniu 10 kwietnia. Owszem, drzewo było, rosło na działce Bodina, ale nie było aż tak bardzo pokiereszowane. Rosyjscy biegli określili, że brzoza była nadłamana  na wysokości około metra od czubka.  Na dostępnych zdjęciach doskonale widać, że drzewo przedstawiane nam, jako główny winowajca tragedii jest obłamane na długości co najmniej 5 metrów od czubka. Dzisiaj prokurator wojskowy pułkownik Rzepa dorzucił kolejny kamyczek, kiedy stwierdził, że brzoza była złamana na wysokości 9 metrów od podstawy, co z kolei kłóci się z raportami technicznymi. Każdy zdrowo myślący zapyta: czy tak trudno było zmierzyć jedno drzewo? Czy można było aż tak się pomylić w wymiarowaniu? Jest to dość ważne, gdyż eksperci Millera dowodzili, iż trajektorię lotu wyrysowali w dużej mierze na podstawie śladów pozostawionych przez maszynę w botanice. A zatem panowie jak to naprawdę było? Jak to możliwe, ze w oficjalnych dokumentach, o tak dużej randze znalazły się dane „z kosmosu”? Po ukrytym i kiepsko zamaskowanym przez komisję Millera TAWS#38, ostatnim zapisanym parametrze lotu TU 154 M, u wielu powinna zapalić się czerwona lampka i pytanie o wiarygodność raportu. Sygnał ostrzegawczy powinien zapiszczeć razem z piskiem spektrometrów, a przy zmieniającej swoje parametry brzozie, sygnał powinien być na tyle donośny, by wrzucić cały ten dokument do kosza.

Jutro debata smoleńska, która może okazać się swoistym kołkiem osinowym dla obrońców brzóz i beczek .

http://niezalezna.pl/38075-komisja-millera-sklamala-w-sprawie-smolenskiej-brzozy

http://wyborcza.pl/1,75248,13347105,Macierewicz_i_Gargas__Smolenska_brzoza_nie_istnieje_.html

http://vod.gazetapolska.pl/3239-bledy-w-raporcie-millera-rozmawiajmy-publicznie

 

http://www.npw.gov.pl/491-Prezentacjanewsa-43084-p_1.htm

 

 

 

Martynka
O mnie Martynka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka