Martynka Martynka
8399
BLOG

NIE ODESZLI, CZYLI TAJEMNICA 16 SEKUND

Martynka Martynka Polityka Obserwuj notkę 164

 

 

Czarne skrzynki, obok wraku samolotu, który uległ katastrofie, są najważniejszym dowodem, pozwalającym na sformułowanie odpowiedzi na pytanie, co doprowadziło do tragedii. Z tego też powodu kluczowym zadaniem ekip poszukiwawczo-ratunkowych  jest odnalezienie rejestratorów po zaistnieniu katastrofy, co bywa niezwykle trudne zwłaszcza w sytuacji, gdy samolot rozbija się w nietypowym  terenie (nad Oceanem, w górach). A jednak ekipy śledcze wykonują ten gigantyczny wysiłek, gdyż każdy zdaje sobie sprawę z wagi tego dowodu.

 W przypadku katastrofy smoleńskiej kwestia czarnych skrzynek od samego początku rodziła szereg uzasadnionych podejrzeń. Przede wszystkim nie wiadomo w jakich okolicznościach, przez kogo  i o której godzinie zlokalizowano czarne skrzynki (CVR) na miejscu katastrofy. Oficjalnie podano, że stało się to około godziny  14  - ej czasu polskiego, co jednak kłóci się z zarejestrowanym przez Sławomira Wiśniewskiego obrazem około 8.50 czasu polskiego. Rozsądek nakazuje zadać pytanie: skoro Wiśniewski z taką łatwością namierzył czarne skrzynki już kilka minut po katastrofie, to czy mogli mieć z tym problem rosyjscy funkcjonariusze?

 Jak wiadomo w pierwszych godzinach po tragedii żadnego z polskich prokuratorów, ani tym bardziej ekspertów, nie było jeszcze w Smoleńsku, dotarli tam późnym popołudniem, albo w dniu następnym. Rosjanie mieli więc niczym nie skrępowane ręce i pełną dowolność w kreowaniu rzeczywistości na miejscu zdarzenia. Polski rząd nie wykorzystał nawet tego, co dawał  załącznik 13 do Konwencji z Chicago: na wniosek państwa rejestracji państwo zdarzenia musi wstrzymać wszelkie prace na miejscu, do czasu przyjazdu ekspertów i śledczych z państwa rejestracji.

W filmie „Anatomia Upadku” prokurator wojskowy pułkownik Zbigniew Rzepa opowiedział o losach czarnych skrzynek TU 154 M w dniu 10  kwietnia i w dniach następnych. Niestety ta wiedza nie uspokaja, wręcz przeciwnie – napawa grozą. Otóż zapakowane już w kartony czarne skrzynki w obecności polskiego prokuratora przetransportowano do Moskwy, gdzie zostały złożone w siedzibie MAK. Ze słów pułkownika Rzepy można wywnioskować, iż przez te kilka godzin nocnych kluczowy dowód w sprawie był oddany na wyłączność Rosjanom  i,  co ważne, znalazł się w miejscu, gdzie nietrudno o specjalistów od tych właśnie urządzeń. Można pokusić się o stwierdzenie, iż o ile  Rosjanie nie przesłuchali nagrań z polskiego samolotu jeszcze w Smoleńsku,  mogli to spokojnie uczynić w nocy z 10 na 11 kwietnia 2010 r. Korzyści są oczywiste i chyba nie wymagają komentarza.  Zabezpieczenie sejfu z polskimi dowodami w dniu następnym, już po zgraniu zawartości taśm na elektroniczne nośniki,  również nie stanowiło przeszkody nie tylko dla FSB, ale nawet dla średnio rozgarniętego ucznia szkoły podstawowej. Ot, wystarczy trochę pary z czajnika i karteczka na kleju z podpisem pułkownika Rzepy  przestaje być problemem.

 Czy zatem nagrania z CVR można traktować, jako w pełni wiarygodne i pozbawione manipulacji dowody w sprawie? Już choćby ze względu na sposób  ich zabezpieczenia należy  do nich podchodzić z rezerwą, szczególnie, że pojawia się coraz więcej przesłanek, wskazujących na możliwość sfałszowania zapisów CVR. Jedną z nich są zeznania złożone przez śp. Remigiusza Musia, technika pokładowego JAKa –  40, który miał słyszeć komendę wydaną przez smoleńskiego kontrolera polskiej załodze  zejścia do 50 metrów. Potwierdził to również pilot JAK – a 40 porucznik Artur Wosztyl. Jednak takiej komendy próżno szukać w opublikowanych stenogramach rozmów z kokpitu. Rozwikłać tę zagadkę i uciąć wszelkie spekulacje mogą jedynie nagrania z magnetofonu  JAKa – 40. Niestety  z niezrozumiałych powodów, badania tych zapisów trwają już ponad dwa lata i można przypuszczać, że jednak jest w nich coś, co może zdecydowanie obalić wiarygodność nagrań CVR, a co w sposób nienaturalny wydłuża badania.  

Warto też wrócić pamięcią do interesujących zeznań jednego z rosyjskich prokuratorów, bliskiego współpracownika Aleksandra Bastrykina, szefa  komitetu śledczego.  13 maja 2010 roku podzielił się on swoją wiedzą z odsłuchu czarnych skrzynek z dziennikarzami jednej z gazet. Jak stwierdził, ostatnie sekundy zapisu były tak wstrząsające, że zapamięta je do końca życia. Rosyjski prokurator podał też wiele interesujących i szczegółowych informacji:  

„To bardzo dziwnie wygląda. Ostatnie 30 minut nagrania z rejestratora lotu w większości nie wskazuje na to, aby coś złego działo się z samolotem. Przez większość czasu piloci zachowują się spokojnie. Nie mają sygnałów o tym, aby coś się psuło, było nie tak, aby musieli interweniować. Po prostu rozmawiają, mówią sobie, jak to zwykle bywa w kabinie, o prywatnych rzeczach . Mówią o jakimś spotkaniu. Pytają: „Czy przyjdziecie”, czy będzie czyjaś żona. Pamiętam, że jeden z nich zapytał: „Czy przyjdziecie z rodziną?”.

W pewnej chwili piloci przerywają pogawędkę i zaczynają przekazywać sobie komendy.  Było słychać, jak mówią miedzy sobą o parametrach lotu, o ustawieniu samolotu, o jego kierunku i wysokości. Wszystko jest w porządku.

I nagle sytuacja się całkowicie zmienia.

<< Daj drugi, drugi... W drugą! –>>słychać podniesiony głos w kabinie.

<< Zawracaj! >> kolejny okrzyk.

<< Ustawienie? >> pada pytanie. <<Wysokość? –>>za chwilę kolejne. Ale te słowa są już wykrzyczane. Mieszają się z odpowiedziami, ktoś krzyczy jakieś liczby, słuchać szum, dużo niezrozumiałych słów... Trudno było cokolwiek zrozumieć, słychać było tylko krzyki . I wtedy usłyszałem wyraźne, przerażające okrzyki: „Jezu, Jezu!”. I było po wszystkim. I koniec, tyle. Tylko tyle...”.

 Czy którekolwiek z przytoczonych przez rosyjskiego prokuratora słów znalazło się w opublikowanym przez MAK, Millera, czy IES stenogramie? Czy w znanych nagraniach z kokpitu, upublicznionych 12 stycznia 2011 roku przez MAK, można odnaleźć choćby cień nerwowej atmosfery tych ostatnich sekund lotu, w których, jak ujawnił Rosjanin, piloci zmagali się z czymś „ekstremalnym”, co ich zaskoczyło i uniemożliwiło odejście na drugi krąg? Wiele osób zastanawiało się, dlaczego piloci po komendzie „odchodzimy” nie byli w stanie zrealizować manewru, dlaczego byli tacy spokojni i milczący, co się stało na 100 metrach?  Podpułkownik Bartosz Stroiński, pilot z b. 36 splt w niedawno udzielonym wywiadzie powiedział wyraźnie:

„A proszę mi wierzyć, gdy dowódca załogi mówi „odchodzimy”, nikt nie myśli już o niczym innym, tylko o tym, że odchodzimy. Jeżeli jednak ktoś chce zejść poniżej wysokości decyzji, nigdy na pewno nie powie „odchodzimy”.

[…] musiało się zdarzyć coś tak niesamowicie ekstremalnego, że do tego nie doszło”.

Można pokusić się o prowokacyjne pytanie, czy właśnie na to ekstremalne „coś”  nie czekał Krasnokutski wraz z „towarzyszem generałem”, którym to bardzo zależało, aby samolot koniecznie znalazł się na 100 metrach? Komisja Millera nie umiała znaleźć odpowiedzi na pytanie, dlaczego manewr się nie powiódł, więc idąc na skróty, stworzyła bajkę o tunelowaniu, generale Błasiku i wyłaniającej się brzozie, która zaskoczyła załogę na wysokości 5 metrów, co można jedynie porównać z zaskoczeniem występowania opadów śniegu w lutym.

Porównując te dwie wersje ostatnich sekund  lotu można powiedzieć jedno: intuicja podpowiada, iż najbliższe prawdy mogły być nagrania, które słyszał rosyjski prokurator. Ta nerwowa atmosfera, próba ratowania samolotu, krzyki, sprawdzanie ustawień zegarów – tak, to wszystko bardziej pasuje do tego, co już dzisiaj wiemy. A wiemy tyle, że piloci usiłowali poderwać maszynę,  że samolot jeszcze przed bliższą radiolatarnią zaczął się dziwnie zachowywać. Być może już tam nastąpił początek defragmentacji, może to była jedna z eksplozji, która spowodowała rozpad samolotu jeszcze wpowietrzu. Na taki scenariusz może wskazywać relacja Anatolija Żujewa, świadka ze Smoleńska, który był wówczas w sąsiedztwie garaży i widział rozbłysk, coś na kształt „żółtka jajka” w okolicach ogona samolotu.

Wiarygodność nagrań z kokpitu dramatycznie spadła po ujawnieniu przez Stanisława Zagrodzkiego pewnej intrygującej zagadki zawartej w znanych nam nagraniach CVR .

„Rejestrator katastroficzny CVR MARS-BM zarejestrował bowiem dźwięk odłączenia ostatniego z trzech kanałów autopilota, co najmniej 2,8 sekundy wcześniej niż fizycznie ostatni kanał ABSU został odłączony (w sytuacji, gdy nagrany sygnał dźwiękowy powinien być słyszalny w tym samym momencie kiedy dokonuje się odłączenia lub z minimalnym opóźnieniem).

W czasie analizy wymienionych wcześniej materiałów ustalono, że odłączenie pierwszego i ostatniego kanału ABSU dzieli następująca różnica czasowa:

– wg stenogramu MAK (CVR) – ok. 1,9 sekundy,

– wg stenogramu IES (CVR) – ok. 2,7 sekundy,

zaś z analizy wykresów z rejestratorów parametrów lotu (FDR), MSRP-64 z raportu MAK oraz rejestratora ATM-QAR (FDR) z raportu KBWL LP otrzymano wartość 5,5 sekundy”.

(http://stanzag.salon24.pl/480992,rozjechane-zapisy-skrzynek-z-tu-154m)

W kontekście kwestii wiarygodności nagrań z kokpitu warto wspomnieć o słynnych wycieczkach ministra Millera do Moskwy po brakujące 16 sekund nagrania, które odbywał w połowie 2010 roku. Otóż wedle mojej wiedzy  i tego, co mówił pułkownik Rzepa, nagranie dźwięku na CD  nie odbywa się  bezpośrednio z magnetofonu szpulowego,  ale musi zostać  wcześniej elektronicznie przetworzone i dopiero w formie plików zgrane na nośnik, więc nie ma możliwości, aby nagranie było niekompletne, z powodu zacięcia się taśmy, czy rewersu (jak tłumaczył J. Miller), bo to nie ta technika.  W związku z tym rodzi się pytanie, jak to się stało, że nie nagrało się ostatnie 16 sekund lotu w podarowanej Millerowi pierwszej wersji? Czyżby ktoś zrobił z nich osobny plik specjalnego znaczenia?

Akurat tak się dziwnie składa, że te 16 sekund obejmuje czas od komendy na 100 metrach „odchodzimy”, aż do końca.  Czyżby przypadek, że akurat dogrywano plik z 16 sekundami?

http://www.fakt.pl/Piloci-krzyczeli-Jezu-Jezu-,artykuly,71784,1.html

http://www.se.pl/wydarzenia/swiat/rosjanie-oddali-krotsze-nagrania-z-czarnych-skrzyn_142825.html

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1356,title,Szef-MSWiA-polecial-po-nagrania-z-czarnych-skrzynek,wid,12320385,wiadomosc.html?ticaid=1101f6

http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/miller-polecial-po-nowa-kopie-zapisu-czarnej-skrzy_142175.html

 

Martynka
O mnie Martynka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka