Martynka Martynka
5960
BLOG

"MOŻEMY MÓWIĆ O SPISKU I ZAMACHU"

Martynka Martynka Polityka Obserwuj notkę 72

 

10 kwietnia 2013 r. ruszają zdjęcia do filmu „Smoleńsk” w reżyserii Antoniego Krauzego, który będzie stanowił pierwszą próbę, zapewne jedną z wielu, ujęcia tego jakże trudnego i arcyważnego dla naszego państwa tematu. W zamyśle autora „Smoleńsk” ma być obrazem wolnym od propagandowo-dezinformacyjnej powłoki, którą starannie tkano od pierwszych godzin, by ukryć to, co zdarzyło się naprawdę:

„Chcę zrekonstruować wydarzenia prawdziwe, chce opowiedzieć, co zdarzyło się przed oraz w trakcie podróży samolotem Tu154M do Smoleńska przedstawicieli różnych środowisk na czele z prezydentem Lechem Kaczyńskim i jego żoną. Bardzo chciałbym, żeby ten film również był próbą przybliżenia niezwykłej postaci Lecha Kaczyńskiego”.

Antoni Krauze jest zdania, że:

Wszystko, co było do poznania, poznaliśmy. Obecnie należy obalić bezczelność tych, którzy właściwie się przyznają, i pytają: co nam zrobicie?”

Trudno w tym miejscu nie zgodzić się z reżyserem ,  gdyż  ilość odkrytych kłamstw, manipulacji i zaniedbań ujawnionych w trakcie badań ekspertów związanych z ZP, a także w wyniku działań Prokuratury Wojskowej poraża i prowadzi do konkluzji , a mianowicie:

Będę korzystał z faktów, a nie propagandy. Fakty od samego początku wskazują tymczasem, że był to zamach. Nie znamy jeszcze sprawców tego zamachu, ale wiemy na tyle wiele, że możemy mówić o spisku i zamachu. Gdy człowiek przypomni sobie o różnych wydarzeniach sprzed 10 kwietnia, to okaże się, że wiele wskazywało, że ta podróż może skończyć się nieszczęściem”.

Oczywiście zaraz pojawią się tacy, którzy reżysera „Czarnego czwartku” wyśmieją i zaczną udowadniać, że jest zaczadzony Macierewiczem, Nowaczykiem i Biniendą.  Jednak ci, których natura nieco hojniej obdarzyła intelektem i zmysłem obserwacji,  bez trudu dostrzegą w tych odważnych słowach Krauzego tę prawdę, której wielu w głębi duszy się domyśla od dawna, ale ze względu na ułomność natury ludzkiej i zwykły strach przed stanięciem oko w oko z przerażającą rzeczywistością, woli w sobie tłumić. Ciężko bowiem nie dostrzec, choćby tylko pobieżnie przyglądając się przed i posmoleńskiej rzeczywistości, pewnych bardzo niepokojących działań i zachowań, które nasuwają skojarzenia bardzo jednoznaczne i  nie pozwalają patrzeć na katastrofę smoleńską przez pryzmat zwykłego, nieszczęśliwego. Owszem można się okłamywać, zatykać sobie uszy, zamykać oczy i krzyczeć  do utraty tchu: brzoza, niedouczeni piloci, naciski, a nawet w chwili desperacji: dość Smoleńska, ale jednak każdy z tych, dla których Smoleńsk został już wyjaśniony, ukradkiem zerka na badania profesora Biniendy, doktora Nowaczyka, czy doktora Szuladzińskiego szukając w nich odpowiedzi na pytania, których nie dostarczyła Anodina i Miller.

Warto przypomnieć, że badania, które obnażyły mizerię raportu Millera, wykonali też prokuratorzy wojskowi, którzy nie dali wiary (ulubione słowo sympatyków komisji Millera) ekspertyzom zawartym w raporcie z 29 lipca 2011 r. i zlecili własne. Wynik przeraził chyba wszystkich, bo przecież nikt nie spodziewał się trotylu na wraku roztrzaskanego w Rosji samolotu z polską elitą na pokładzie, zwłaszcza po tym, jak komisja Millera w swoim raporcie na stronie 297 stwierdziła:

Nie stwierdzono śladów detonacji materiałów wybuchowych ani paliwa lotniczego. Niewielki pożar objął swym zasięgiem tylko nieliczne elementy wraku samolotu i został zainicjowany w trakcie lub bezpośrednio po zderzeniu się samolotu z ziemią. Nie stwierdzono śladów charakterystycznych dla pożaru w trakcie lotu samolotu”. 

Żenujące tłumaczenia o Afganistanie, czy II wojnie światowej tylko pogarszają sytuację, gdyż każdy rozsądny człowiek zada proste pytanie: ok, ale dlaczego w takim razie ani eksperci Millera, ani eksperci Anodiny, nie znaleźli tych śladów TNT w 2010 roku? Czyżby nie badali wraku pod tym kątem? Więc na jakiej podstawie wykluczyli wybuch? I koło się zamyka.

Jako ciekawostkę pozwolę sobie przywołać w tym  miejscu materiał filmowy rosyjskiej stacji Ria Novosti z 10 kwietnia 2010 r., która, zanim propaganda rozkręciła histerię brzozowo-naciskową, zaprezentowała rekonstrukcję ostatnich sekund lotu TU 154 M, jednak tylko  w wersji dla widzów anglojęzycznych. Animacja powstała na podstawie zeznań świadków oraz słów prokuratora okręgu smoleńskiego Igora Balyayev’a. Co widać w tym krótkim materiale? Niech każdy sam oceni:

 

http://www.youtube.com/watch?v=B5HHMCl5bSM

Samolot wybuchł w powietrzu? A gdzie brzoza i „beczka”? Ano brzozy nie było, jeszcze się wówczas nie narodziła dla świata, za to wybuchy, „plaśnięcia”  i inne „strange sounds” były jak najbardziej żywe w pamięci wielu świadków. Należy tu dodać, uprzedzając różne zarzuty, że zgodnie z raportem Millera, którego fragment został wyżej zacytowany, nie było wybuchu, ani pożaru w powietrzu, zaś na ziemi pojawiły się niewielkie ogniska.  

Eksplozję, jako przyczynę katastrofy wskazało już kilku, niezależnie pracujących ekspertów, zaś badania zlecone przez PW zdają się tylko potwierdzać słuszność tych twierdzeń.  Antoni Krauze ma zatem pełne prawo twierdzić, iż 10 kwietnia nie mieliśmy do czynienia nieszczęśliwym wypadkiem, ale z czymś znaczenie poważniejszym.  

Należy w tym miejscu życzyć reżyserowi i jego ekipie, aby to wiekopomne dzieło, jakim z pewnością będzie film „Smoleńsk”, nie napotkało na swej drodze na trudności.

 

„ Wszystko w rękach Opatrzności. Mam nadzieję, że nic nam nie pokrzyżuje planów”.

 

http://wpolityce.pl/wydarzenia/50042-nasz-news-10-kwietnia-ruszaja-zdjecia-do-filmu-smolensk-antoniego-krauzego-bede-korzystal-z-faktow-a-nie-propagandy

 

 

 

 

 

Martynka
O mnie Martynka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka