Lato
Lubieżnym gorącem dech wszystkim zaparła,
zdusiła nam piersi, do skroni przywarła,
zaborczą miłością namiętnie przygniotła,
w majowym gaiku podstępnie uwiodła.
W Kupały tajemną noc całkiem nie spała
z Janem nie świętym do brzasku czekali
w noc krotką paproci kwiat wraz z nim szukała
z rozkoszy w ekstazie zmęczeni przysnęli.
Kwieć czerwiem zdyszanym ambrozje rodziła
gdy pukle i pąki w owoce kształciła
do słońca zielone ramiona wznosiła
noc parną czekała a ranki rosiła.
Skłoniła gałęzie kolorem strudzone
granatem czerwieni nas ucztą karmiła
spiżarnie po brzegi żywnością spełnione
feerią bogactwa do pracy przybyła.
Rząd żeńców z kosami skłoniła wśród łanów
dostojnym chodzonym uwiodła do tanów
garść kłosów snopami w szeregi stawiła
hektary kwintali bogactwem sprawiła.
Przysiadła strudzona matczynym spełnieniem
pokryła twarz siatką zmarszczkami skupieniem
dmuchnięciem listowia kolory zmieniła
westchnęła zmęczona: "…by Jesień przybyła…"