Gazeta Wyborcza zalicza różnego rodzaju wpadki. Zresztą nie ona jedyna i wcale w pisaniu bzdur się nie wyróżnia. Taka już polska klasa dziennikarzy. Jakiś czas temu Dziennik zajął się ekologią, zgodnie ze słuszną zasadą, że ekologia sama w sobie nie jest ani lewicowa ani prawicowa. Lewicowe / prawicowe mogą być wyłącznie troski o środowisko.
W ramach niezrozumiałej dla mnie walki o rację wszelkie twierdzenia jednej z tych gazet musi być podważane na zasadzie antytezy. W ramach tej walki, gdzie Dziennik stanął po stronie nazwijmy to podwórkowej ekologii Gazeta Wyborcza zamieniała się w tubę ekosceptycyzmu.
I popełniła artykuł podparty dosyć absurdalną tezą, że torby płócienne wielokrotnego użytku są mniej ekologiczne od torebek jednorazowych foliowych. Wsparte słowami profesor Marii Muchy z Uniwersytetu Łódzkiego, która zabrzmiała niczym tuba na rzecz interesów producentów jednorazówek.
Faktem jest, że pojedyncza torba płócienna jest cięższa i mniej ekologiczna od pojedynczej torby plastykowej. Jest to oczywista oczywistość do której nie trzeba nie dyplomu z chemii. Żywotność jednak jednorazówek to kilka minut, a żywotność torby płóciennej średnio kilka lata. W całym trwaniu życia torby płóciennej wygrywa na całej linii z torbami jednorazowymi, dzięki czemu pojedyncza osoba w ciągu trwania życia torby płócienne ograniczy produkcję o kilka tysięcy toreb.
W dodatku pojawiła się dosyć absurdalna teza, że z dnia na dzień zwiększymy nasz mikroskopijny procent odzysku toreb jednorazowych do poziomu 80%.
Owszem - jednorazówka lepsza od torby papierowej. Ale od jednorazówki wytworzonej lepsza jest taka niewytworzona.