maruti maruti
865
BLOG

Obrzezanie po polsku

maruti maruti Polityka Obserwuj notkę 27

Niedawno urodziło nam się dziecko wyzwany już bezczelnie od Joachimów i tym podobnych. Ale nie dziecku będzie to wpis, ale o kobiecie. 

Poród odbywał się w jednym z najbardziej renomowanych szpitali w Polsce, znany i polecany przez kobiety z całego kraju (jego nazwa nie ma znaczenia, ale jest to szpital polecany w ramach akcji Rodzić po ludzku). Sam oddział położniczy cierpi na niewątpliwe braki sprzętowe, a także ma małe problemy kadrowe, jednak trzeba przyznać, że sama atmosfera w szpitalu - w tym nastawienie personelu - rekompensuje wszelkie postkomunistyczne niewygody i małe niedoróbki wynikające ze stanu szpitala.   

W życiu samym jesteśmy rodziną skrajnie emocjonalną, ale i niesamowicie racjonalną i świadomą. Stąd też poród oznaczał dla nas wielkie przygotowania i samoszkolenia w zakresie medycznym, psychologicznym, itp. w kontekście samego porodu. Idąc do szpitala byliśmy w pełni świadomi swoich oczekiwań, znaliśmy wszelkie stosowane leki okołoporodowe, a także wiedzieliśmy o pladze nieprofesjonalnego zacofania polskiego położnictwa i ginekologii. Niestety, ale ta branża medyczna w Polsce stoi na niezwykle niskim poziomie, a co więcej w przekonaniu o własnej nieomylności od lat powołując się na medycynę w kwestii porodów panują barbarzyńskie zwyczaje.

Do szpitala trafiliśmy w przekonaniu, że jesteśmy w miejsce, które jest wyjątkiem od reguły. I w dużej mierze szpital był prawie idealny pod względem personelu. Ale 'prawie' to za mało. Wybraliśmy poród naturalny, choć z różnych względów konieczne było zrezygnowanie z pełnej naturalności (po części dlatego, że lekarz najprawdopodobniej dokonał błędną, ale też bez wątpienia niebezpodstawną decyzję), ale każdy krok porodu odbywał się w konsultacji z nami i za naszym przyzwoleniem (z małymi zastrzeżeniami). Aż do kroku kluczowego.

Przed porodem uczuliliśmy położne, że pragniemy ochrony krocza. Takie też uzyskaliśmy zapewnienie, ale kiedy doszło, co do czego to okazało się, że personel jednego z najlepszych oddziałów położniczych w kraju nie rozumie, co tak naprawdę kryje się pod terminem 'ochrona krocza'. Pomimo zdrowego tętna dziecka, braku zagrożenia dla matki na znak pierwszego oporu położna ku mojemu zaskoczeniu zaszlachtowała moją żonę.

Polska poprzecinanymi kroczami stoi. Wasze matki, siostry, żony, córki poddawane są rytualnym cierpieniom na rzecz niczym nie uzasadnionej wiary. Bo polska szkoła położnictwa czy ginekologiczna zabiegu medyczny stosowany  w ostateczności przemienił się w rytuał. I tu pojawia się też hipokryzja. Wiele mówi się w Polsce o tym, że w Afryce stosuje się barbarzyńskie rytuały obrzezania - z punktu siedzenia cywilizowanej zachodniej kultury oczywiście. Tymczasem cisza panuje w rodzimym temacie równie barbarzyńskich praktyk rytualnego przecinania kobiet. W Polsce 80% porodów kończy się przecinaniem krocza. Według WHO ta statystyka powinna wynosić zaledwie 15%, a w krajach jak Szwecja, Dania, Francja czy nawet względnie biedny Meksyk ma nie więcej niż kilkanaście procent porodów kończących się JAKIMIKOLWIEK URAZAMI KROCZA.          

W Polsce to barbarzyństwo odbywa się pod hasłem 'postępu medycyny', ale ma związek tylko i wyłącznie z wygodą lekarzy i położnych, ewentualnie po części z mylnie rozumianego dobra kobiety czy dziecka. Ochrona krocza oznacza bowiem wydłużenie porodu, gdyż zamiast przyśpieszać go np. za pomocą oksytocyny oraz siłowego wypychania za pomocą parcia powinno przeprowadzać się czynności przygotowujące ciało do przepchnięcia główki dziecka. Dłuższy poród to więcej pracy położnych, a także większy wysiłek matki. W okresie jednak poporodowym oznacza krótszy połóg (rehabilitację ciała po porodzie) oraz zazwyczaj mniejsze problemy zdrowotne, gdyż ciało w bardziej naturalny sposób przystępuje do porodu. Dłuższy poród nie stanowi żadnego ryzyka dodatkowego dla samego dziecka.

Ochrona krocza oznacza też traktowanie przecięcia jako ostateczności. Często dochodzi do mniejszych lub większych pęknięć, ale te są a) mniejsze niż wynikające z przecięć (przecięcia powodują obrażenia II stopnia, a większość porodów bez przecięcia kończy się co najwyżej I stopniem); b) szybciej się goją, bo pęknięcia zachodzą w miejscach naturalnie do tego przystosowanych; c) mniejsze ryzyko komplikacji. Co więcej unikanie przecięcia krocza powoduje zmniejszenie rozmiaru szkód w kroczu w aż 88% przypadków, a nie ma żadnych dowodów na jakiekolwiek zwiększone ryzyko uszkodzeń. Oblicza się nawet, że zamiast przecięcia krocza lepiej jest de facto już nawet dokonać cięcie cesarskie, bo szkody są porównywalne. Być może jakiś ginekolog lub położna będą straszyć pęknięciem kończącym się w odbycie i wmawiać, że takie rytuały są dla zdrowia samych rodzących. Ale to zwykłe brednie. Owszem - pęknięcia odbytu to poważna sprawa, ale sytuacja jest tak rzadka, a co więcej większe jest prawdopodobieństwa jego zaistnienia w wyniku przecięcia, niźli w wyniku pęknięcia. Przy środkowym przecięciu krocza ryzyko uszkodzeń odbytu wynosi 7,7%. Bez tego zabiegu 1,1%. W dodatku a priori można ocenić ryzyko takiej sytuacji poprzez wymierzenie odległości między końcem krocza, a odbytem. Bliskość obu w tym przypadku powinno być przesłanką do cięcia cesarskiego (oczywiście w Polsce nie jest). 

Na czym polega realna 'ochrona krocza'? Tak naprawdę ochrona zaczyna się już w domu w okresie ciąży, aż do akcji porodowej włącznie i polega na wykonywaniu ćwiczeń przygotowujących krocze do porodu. Najlepiej jest też rodzić w wodzie, co pozwoli kroczu się rozmiękczyć i rozluźnić w czasie parcia. Pozycja nie ma tu zasadniczego znaczenia w końcowej fazie, ale wcześniej pozycja siedząca czy stojąca pozwala na przygotowanie się krocza do porodu. Kluczowa jednak jest rola położnej. Okazuje się bowiem, że w kontekście urazów krocza znaczenie największe ma położna, a nie wielkość dziecka czy budowa anatomiczna. Praktyka polska polega na jak najszybszym zmierzaniu do celu. W momencie zaobserwowania 'białości' na brzegach krocza (co oznacza, że krew nie dochodzi) położne nacinają krocze i raz dwa kończą w ten sposób poród powiększając sztucznie 'dziurę wyjściową'. W tej sytuacji nie liczy się zdrowie matki ani dziecka, bo obu w tym momencie nie grozi żadne ryzyko zdrowotne.

Jak to powinno wyglądać? Pominę zabiegi przed pojawieniem się główki w kroczu. Kiedy jednak już wejdziemy w ostatnią fazę porodu i główka pojawia się w kroczu to ważna jest ocena sytuacji. Białość przy kroczu to nie przesłanka do przecinania i wyciągania dziecka, ale przesłanka do zbadania sytuacji i cofnięcia główki dziecka. Błędem jest uciskanie i rozwieranie palcami przez położną tkanek krocza i pochwy w tym okresie, bo powoduje to przekrwienie w przypadkowych miejscach i zwiększa ryzyko pęknięć dodatkowych. Kluczem jest spokojne i powolne wypychanie główki dziecka, czyli rozłożenie tego w czasie. Po pojawieniu się główki dziecka błędem jest próba natychmiastowego zakończenia porodu za pomocą jednego ostatniego parcia. W pozycji wertykalnej w ogóle parcie nie jest wymagane, gdyż grawitacja i ciało kobiety (skurcze) same załatwią sprawę. 

W Polsce jak jest wystarczy zobaczyć idąc do pierwszego lepszego oddziału położniczego i obserwować kwilące z bólu poharatane polskie matki. Zupełnie nieświadome tego, że ten ból i ten rytuał nie jest medyczną koniecznością, a wręcz zaprzecza współczesnej wiedzy medycznej. 

UWAGA: Jest to dla mnie bardzo osobisty wpis, więc proszę o bardzo dużą ostrożność i unikanie w tym konkretnym wpisie, jakichkolwiek wycieczek osobistych. Nie chcę się w tym wpisie 'ideologicznie' napierniczać, wieć proszę o samokontrolę.

maruti
O mnie maruti

"Without a winking smiley or other blatant display of humour, it is impossible to create a parody of fundamentalism that someone won't mistake for the real thing." - Nathan Poe. Z dedykacją dla denialistów.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka