W Polsce o gospodarce mówi się tylko wtedy, kiedy już naprawdę nie ma o czym gadać. Kiedy Smoleńsk się znudzi, nikt nie skatuje dziecka i żadna Katarzyna Figura się nie rozwodzi, z nudów można zorganizować debatę czy poopowiadać, jak byłoby dobrze, gdybyśmy podnieśli trochę PKB.
W debacie publicznej i w mediach gospodarkę jest w stanie pokonać wszystko. Katarzyna W. w bikini. Małżeństwo z dzieckiem z in-vitro. Ksiądz z Koziej Wólki, który ma żonę. Dziewczynka, której nie pozwolono dokonać aborcji. O trotylu w Smoleńsku nawet nie wspomnę.
Gospodarka ma jedną słabość - można o niej mówić zawsze. Konsekwencją jest to, że nie mówi się o niej prawie nigdy. A mówienie o niej to zazwyczaj zwyczajne zwodzene. Pamiętacie Palikota, który szedł do wyborów z hasłem: "Gospodarka, głupcze"? Dziś, jak sam mówi, jest w stanie wejść w koalicję z każdym, kto zalegalizuje związki homoseksualne oraz zezwoli na aborcję i in-vitro.
PiS o gospodarce mówi zwykle wówczas, gdy nie ma nowych doniesień ze Smoleńska. Jeśli są - niech się dzieje, co chce, trzeba wsiadać na koń. I "techniczny" profesor Gliński odchodzi w zapomnienie, nagle przestaje kogokolwiek interesować.
Platforma nie jest oczywiscie lepsza, ale trzeba jej oddać jedno - nigdy nie dała dłuższego wolnego ministrowi Rostowskiemu, który chociaż lubi trochę popsuć i karmić ludzi nic nie mówiącymi danymi, jednak jest. I podejrzewam, że dopóki tak będzie, Plaftormę trudno będzie odsunąć od władzy.
I wcale się temu nie dziwię - ludzie boją się dojścia do władzy ludzi, którzy nie widzą potrzeby mówienia o gospodarce, a jeśli mówią, to często ustami ludzi takich, jak Hoffman czy Błaszczak, którzy znają się na wszystkim.
Kto jest najważniejszy na wycieczce turystycznej? Wydaje się, że przewodnik. Tyle tylko, że bez kierowcy trudno będzie zwiedzać. Bez obiadu też. Samymi fajerwerkami ludzie sie nie najedzą.
Zapraszam również na www.matelusz.pl
