Jan Herman Jan Herman
671
BLOG

Jakem azraelita

Jan Herman Jan Herman Kultura Obserwuj notkę 13


 

Blogera o ksywce Azrael znam od ponad 30 lat, jeszcze z czasów studenckich (SGPiS). Przez jakiś czas czytywałem go pasjami, nie wiedząc, że to ten sam Jacek, z którym razem społecznikowaliśmy. Dopiero, kiedy przystąpiłem do pewnej redakcji (w której on do dziś pisuje), wysłał mi on mejla jako Azrael, ale podpisanego prawdziwym imieniem i nazwiskiem, co odebrałem jako ciepłą niespodziankę.

Ostatnio Azrael wszedł (naprawdę: wszedł) w spór o honor. Otóż oznakowano go jako „jurgieltnika”, czyli osobnika, który za ruskie pieniądze ogłupia czytelników po myśli Putina. No, trauma.

Tu muszę opowiedzieć krótko epizod z mojego życia. Od lat uczestniczę w majowej konferencji organizowanej w Rostowie nad Donem (druga co do potęgi uczelnia rosyjska, Южный федеральный университет, nota bene „zbudowany” po części na dorobku Uniwersytetu Warszawskiego). Od samego początku za nieodłącznego towarzysza mam tam urzędnika obwodu rostowskiego, bardzo zainteresowanego konceptami ekonomicznymi, przyjaznego przewodnika po mieście i okolicach. Od jakiegoś czasu to on zwraca mi – z gubernatorskich pieniędzy – koszty podróży „w tę w wew tę”, przy czym zawsze jest to ta sama kwota, niezależnie od tego, czy lecę samolotem, czy dojeżdżam pociągiem.

Za pierwszym razem, kiedy to niespodziewanie zmienił mi się sponsor (wcześniej koszty wypłacała uczelnia) natychmiast ogłosiłem to starym konspiracyjnym sposobem w internecie (kto chce ten znajdzie). Jurija zaś wprost zapytałem, czy może za to wsparcie chce ode mnie jakichś moich komentarzy gospodarczych czy politycznych, jednym słowem, został zapytany, dlaczego mnie sponsoruje. Odpowiedział, że nie, że po prostu jako urzędnik ma pozwolenie na wsparcie konferencji w ten właśnie sposób. Żyjemy w przyjaźni.

Jako, że moja ojczyzna nie dopuszcza mnie ani do publicznych funkcji, ani do swoich tajemnic, w dodatku ma mnie serdecznie w nosie – chętnie robię za „agenta wpływu”, pobierającego „Jahrgeld” w wysokości 15 tysięcy Rubli (ostatnio nie byłem na konferencji z przyczyn osobistych, ale w tym roku pojadę, może zobaczę Janukowycza…?).

Ha, ha! Mam jeszcze coś w zanadrzu! Otóż kiedy Władimir Władimirowicz był zastępcą Sobczaka w Leningradzie (przechodzącym wtedy na starą nazwę Sankt Peterburg), robiłem interesy z miastem i kilkakrotnie byłem u niego w gabinecie, ściskając dłoń przyszłego samodzierżawcy! Jaka szkoda, że nie wiedziałem, kim jest naprawdę i jaką karierę zrobi! A do tego moja fascynacja Rosją i próby zrozumienia carstwa są powszechnie znane. Są szczere i niezmienne od lat. Zwykłem mówić, że nie ma takiego >powiatu< w byłym ZSRR, gdzie nie postawiłem nogi”.

Mam za to kłopot, którego nie ma Azrael: jedni mylą mnie w blogosferze często z Profesorem Hartmanem (sugerując komuchowatość i żydostwo), inni wytykają mi zbyt napuszone i zamaszyste teksty, których – sądzą – sam chyba nie rozumiem, a na przykład Piotr Ikonowicz uważa, że zamiast mądrować o polityce powinienem gitarowo śpiewać dumki rosyjskie, ci mi wychodzi ponoć dużo lepiej, nie mówiąc już o Włodzimierzu Czarzastym, który od lat przy rozmaitych okazjach tytułuje mnie pieszczotliwie „pojeb”. Moja opcja religijna też wywołuje komentarze w rodzaju „jak może ktoś tak mądry…”.

Moja rada Azraelowi, bezpłatna: jak już bardzo chcesz być wziętym żurnalistą, to weź pod uwagę, że wziętych może jest stu, a chętnych jest dziesięć razy tyle. Nie dziwota, że będą Ci dogadzać. Ja bym gościa, który mówi nieprawdę (a właściwie wywołuje mętne echo), przywołał do porządku, a nie do sądu. Podobno von Goethe, rodem z Weimaru, spotkawszy na wąskiej ścieżce idącego z przeciwka krytyka literackiego, usłyszawszy od niego „durniom nie ustępuję”, odpowiedział: A JA TAK – i zszedł ze ścieżki, dając cymbałowi drogę.

No, ale nie mnie rozstrzygać, kto z was dwóch jest poetą…


 

 

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura