W swoim wywiadzie dla WSieci (http://wpolityce.pl/polityka/202951-jaroslaw-kaczynski-we-wsieci-donald-tusk-jest-bliski-nokautu-ostatni-cios-padnie-najpozniej-w-rundzie-ostatniej-czyli-w-dniu-wyborow) Jarosław Kaczyński podkreśla, że dzięki zjednoczeniu prawicy uda się uzyskać „prawie 40% głosów”. Wygląda na to, że nie ma już ambicji, by sięgnąć po więcej, a przecież „prawie 40%” to zbyt mało by pokonać „onych”. Kaczyński nawet nie próbuje przemawiać do nieprzekonanych, on po prostu chce sięgnąć po to, co mu się „należy”, a przy okazji upokorzyć Ziobrę. („I dodaje, że najlepiej współpraca układa się z Jarosławem Gowinem „Wydaje się, że Gowin to rozumie. A przede wszystkim nie ma w nim tego fatalnego skupienia się tylko na sobie, które zdominowało tak wielu”.”).
Mało to ambitne plany na rok przed wyborami. Czy Prezes uważa, że ma za słabe zaplecze, by sięgnąć po władzę? Czy jest zbyt nieufny, by je poszerzyć? Czy nie możemy liczyć, że będzie próbował przekonywać do PiS nowych wyborców, nierzadko przerażonych perspektywą powrotu tej partii do władzy? Czy nie możemy oczekiwać, że będzie walczył na argumenty, z trudem przekonywał „zaczadzonych” rządową propagandą? Czy on naprawdę liczy tylko na głosy tych, którzy i tak już się zdeklarowali po stronie prawicy?
Na pewno oddam swój głos na PiS, ale żałuję, że Prezes tej największej partii jest tak mało ambitny. Niektórzy publicyści sympatyzujący z PiS twierdzą, że Prezes jest zaślepiony nienawiścią do Tuska i zależy mu tylko na tym, by „dorwać rudego”. A przecież w naszym kraju największym problemem nie jest rudy. Na jego miejsce „oni” na pewno znajdą wielu innych, którzy równie dobrze sprawdzą się w roli ulubionej maskotki mediów. Ale będzie to oznaczało dalsze staczanie się naszego kraju po równi pochyłej. Czy wobec tego Prezes, mając tak mało ambitne zamierzenia, nie skazuje nas na wszystkich na porażkę?
