Kawał ołowiu utkwił mi parę centymetrów od kości, a od najgrubszej żyły w nodze nawet nie było milimetra. Postanowiłem nie zawracać głowy lekarzowi i wziąć sprawy w swoje ręce. Interesowałem się elektroniką. Narzędzia do przeprowadzenia operacji chirurgicznej, więc, miałem. Zresztą wielu nie potrzebowałem. Metalowa pęceta wystarczyła mi w zupełności. Tylko żyła mi nieco przeszkadzała.
Operacja się udała. Niedługo nawet tą pencetą grzebałem w nodze zanim znalazłem i wyciągnąłem to co mi nieco przeszkadzało. Tylko ta żyła! Być może tętnica. Po wszystkim ładnie ranę opatrzyłem. Posmarowałem ją maścią, która była dobra na wszystko. Na to elegancki papierek po maśle. No, i oczywiście bandaż.
Niestety, ale rana zaczęła mi się babrać. Nie wiem dlaczego. W końcu z wielką niechęcią udałem się do medyka. Lekarzem była kobieta. Jak wreszcie udało jej się odwinąć bandaż, to aż odskoczyła. Na nic się zdały moje słowa, że to tylko tak źle wygląda. Spytała się mnie jaka była tego przyczyna. Drzazga. Albo inna pszczoła. Nie wiem czy uwierzyła. Potem już cały czas coś mówiła o szczęściu. Że gdybym czekał jeszcze jeden dzień... O co tyle hałasu? Przecież po tamtym zdarzeniu pozostała mi tylko maleńka blizna. Idealnie okrągła i nieczuła na ból.