Pytanie jest banalne: czy to jest dziś w ogóle do pojęcia, że problem wolności słowa przedstawia się mniej więcej tak, z pominięciem grubo krojonego mięsa etycznego:
Wolnośc słowa, to że pozwalamy gadać praktycznie wszystko, wynika z tego, że uważamy zakazywanie gadania za złe, nawet pomimo widocznych skutków ubocznych tego pozwolenia: tj. gadania głupot.
A nie tak:
Należy być dumny z każdej wypowiedzianej głupoty, chamstwa i obelgi, bo ona oznacza, że wolność słowa dobrze działa. Koniec*.
?
***
Ojcem durnoty jest umysłowy pośpiech. Nie ma on przy tym nic wspólnego z myśleniem powoli; chodzi o przeskakiwanie tego co istotne, w pogoni za ładnym wnioskiem.
*Koniec - w szczególności pytania "czy to prawda?", "czy to mądre?", "czy to sprawiedliwe?", "czy to jest kulturalne?" nie mają sensu.