Awiator75 Awiator75
142
BLOG

przekopiowane

Awiator75 Awiator75 Polityka Obserwuj notkę 0

Jakze latwo sie krytykuje Pospieszalskiego kiedy twierdzi ze wine za wypadek kolejowy ponosi tusk i jego pomagierzy, tak, Pospieszalski to jeden z ulubiencow szmatlawcow wkoncu nigdy nie zniza sie do ich poziomu kiedy jest atakowany, ale czy bardzo sie myli kiedy twierdzi ze wypadek kolejowy byl w zasadzie wina rzadzacych? 

Ponizej tekst w calosci przekopiowany z portalu www.wp.pl ta z koleji ma tekst z www.fakt.pl kopiujac tekst nie zamierzam przypisywac sobie zaslug autora jedynie rozpowszechnic informacje i tak ogolnie dostepna jak rowniez zademonstrowac pelna zgode z jego tekstem oraz by tekst pozostal gdzies w sieci poniewaz po pewnym czasie pewnie i wp.pl zdejmie go.

Za brak ewentualnych problemow z autorem lub wydawca dziekuje ;-))) 

Dziwie sie tylko ze ktos jeszcze na nich chce zmarnowac swoj glos, nie nawoluje do glosowania na kogokolwiek twierdze tylko ze tyle szkod ile tusk z tanim pomagierstwem dokonal nawet postkomunisci nie dokonali.

Oto tekst:

Kłamstwo politykom wychodzi najlepiej. Najpierw składają obietnice bez pokrycia, żeby wygrać wybory. A jak już mandat mają w kieszeni, to oszukują, by utrzymać się jak najdłużej na świeczniku. I żeby ich koryto nie wyschło. Perfidne? Jasne. Tyle że to takie polskie.

 
Miał być komputer dla każdego ucznia, a jest iPad, ale dla każdego posła. Mieliśmy mieć sieć pięknych autostrad, ale walą się zanim w ogóle zostały oddane do użytku. Miało być tanie państwo, a premier lata sobie embraerem do domu pobiegać.
Miało się łatwiej żyć, a są wyższe podatki i las fotoradarów. Oszukali nas? Oczywiście, bo kłamstwa wychodzą naszej władzy lepiej niż rządzenie. Słowo „kryzys” odmieniają z sejmowej mównicy przez wszystkie przypadki, ale tak naprawdę ich on nie dotyczy. Oni mandatów nie płacą, a przywilejów nie stracą.

Kolejarze nie przejmowali się usterkami

Katastrofa kolejowa pod Szczekocinami obnażyła porażającą prawdę o polskich kolejach. Śledczy odkryli, że ta najszybsza w Polsce trasa, wyremontowana pół roku temu, to jedna wielka fuszerka, o której wszyscy na kolei wiedzieli, ale bardziej opłacało się przymykać oko na awarie urządzeń, niż wstrzymywać pociągi i naprawiać błędy. Przez wiele miesięcy się udawało. Aż do tragicznego 3 marca, gdy zginęło 16 osób.

– Gdyby urządzenia były sprawne, nie doszłoby do katastrofy – twierdzi Aleksander Motyka, przewodniczący związku zawodowego dyżurnych ruchu. – W Polsce ogłasza się przetarg, wybiera najtańszą ofertę, potem robi byle jak. Toleruje się dziadostwo, a potem narzeka po czasie – dodaje Motyka. Potwierdza to prokuratura: – Lista usterek i błędów jest porażająca. Do zaniedbań na tej najszybszej trasie w kraju dochodziło latami – uważają prokuratorzy prowadzący śledztwo w sprawie katastrofy.

To miała być wzorcowa trasa, przygotowywana do startu w 2014 roku szybkiego pociągu Pendolino. W czerwcu zeszłego roku, w związku z planami wprowadzenia szybkich kolei, ogłoszono przetarg na remont urządzeń sterowania ruchem na odcinku Psary-Kozłów. Prace kosztowały 12,5 mln zł. Nie zamontowano jednak droższych samoczynnych tzw. blokad liniowych, które zapobiegają zderzeniom czołowym pociągów. Uznano, że nie są potrzebne, bo na torach w tym rejonie... nie ma dużego ruchu.

Roboty skończyły się w rekordowym tempie – już w grudniu. Niestety, od tego czasu urządzenia stały się przekleństwem dyżurnych. W ciągu ostatnich trzech miesięcy na posterunku w Starzynach odnotowano aż 15 usterek, a w Sprowie – pięć. Dzień przed katastrofą pociąg intercity Kraków-Gdynia wjechał na niewłaściwy tor w Starzynach. Niezgodnie z przepisami pociąg po prostu wycofywano. Kto na to pozwolił – wykaże śledztwo. 3 marca znowu doszło do kolejnej usterki zwrotnicy. Dyżurny ze Starzyn miał jednak pecha. Był weekend, a ściągnięcie automatyków wymagało co najmniej dwóch godzin. Dyżurny bał się kar za spóźnienie pociągu. Nie wyszedł nawet sprawdzić, czy zwrotnice można przesunąć ręcznie. Wypuścił pociąg innym torem na tzw. sygnał zastępczy, czyli samemu decydując o trasie przejazdu, bo tak było szybciej i taniej. Ale puścił pociąg pod prąd. Częstochowska prokuratura uznała go winnym katastrofy. Ale na tym nie skończy śledztwa – teraz sprawdza wszystkie sygnały o zaniedbaniach. – Chcemy przeanalizować stan infrastruktury, jak wyglądała organizacja pracy i ruchu, a także wskazać winnych zaniedbań – obiecuje prokurator Tomasz Ozimek.

Autostrady pękają. Minister - to normalne

Gigantyczne pęknięcia pojawiły się na powierzchni nowo zbudowanych odcinków autostrad A1 i A2. Drogi pękają, bo do ich budowy użyto mieszanki, która źle reaguje na niskie temperatury. Zniszczeń można było uniknąć, bo już rok temu ostrzegali przed tym eksperci i przedstawiciele firm budowlanych. – Główna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad zignorowała te ostrzeżenia – mówi "Faktowi" Adrian Furgalski, ekspert ds. infrastruktury z zespołu doradców gospodarczych TOR.

Rozpisując przetarg na budowę autostrady, urzędnicy wymagali, żeby zastosowana była konkretna mieszanka: beton asfaltowy o tzw. wysokim module sztywności bez dodatku asfaltu polimerowego. – Ta mieszanka źle reaguje, kiedy jest kładziona w niskich temperaturach. GDDKiA było informowane w tej sprawie przez przedstawicieli Budimexu i Strabagu. Ostrzeżenia urzędnicy zignorowali – mówi Faktowi Adrian Furgalski. Wydaje się, że urzędnicy od początku wiedzieli, że na nowych odcinkach mogą pojawić się pęknięcia. – To nie jest żadna nadzwyczajna sytuacja, Polska nie jest jakimś ewenementem pod tym względem, dlatego tak uporczywie i tak cierpliwie to tłumaczę, dlatego że to nie jest żaden wielki zawał budowlany w tym względzie. Ta sytuacja występuje wszędzie tam, gdzie ta technologia jest stosowana – w Niemczech, we Francji, w Stanach Zjednoczonych – tłumaczył na antenie Polskiego Radia minister transportu Sławomir Nowak (38 l.) Urzędnicy GDDKiA dodają, że to robotnicy źle wykonali swoją pracę i muszą drogi naprawić. Właściciele firm budowlanych nie spieszą się jednak do tego, bo to duże koszta. – Szykuje się bunt wśród wykonawców – ocenia Furgalski.

iPady dla posłów

Komputer dla każdego ucznia – oto hasło, którym Donald Tusk kilka lat temu wywołał euforię w polskich szkołach. Hasło pozostało hasłem, a nowe komputery dostali właśnie... posłowie. Za półtora miliona złotych.

W 2009 roku miał ruszyć program pilotażowy, a w kolejnym roku każdy gimnazjalista miał już serfować po sieci we własnym komputerze. Obiecywał to odpowiedzialny za projekt szef kancelarii premiera Tomasz Arabski (44 l.). Ale program nie wypalił, bo budżetu nie było stać na taki wydatek. Ten sam budżet było jednak stać na iPady. Te nowoczesne cuda komputerowej techniki otrzymali... posłowie. Zafundowali sobie aż 500 sztuk za 1,5 mln zł. Żeby żyło się wygodniej. Wszystkim posłom.

Strażnicy zarabiają na fotoradarach

Fotoradary to żyła złota! Cztery automaty ustawione na jednym tylko skrzyżowaniu w Warszawie zaledwie w trzy tygodnie zrobiły 2500 zdjęć przejeżdżającym samochodom. Szacuje się, że stołeczni strażnicy wystawili dzięki temu mandaty na około 750 tysięcy złotych!

Gdy taki nowoczesny fotoradar zrobi zdjęcia, to bezpośrednio trafiają one do komputerów straży miejskiej i na ich podstawie wystawiane są mandaty. Niektórzy kierowcy dostają nawet po dwie kary za jednym zamachem, bo np. przekroczyli prędkość i wjechali na skrzyżowanie na czerwonym świetle.

Szacuje się, że każdy z kierowców, który łamał na tym skrzyżowaniu przepisy, dostał 300-złotowy mandat. To daje kwotę 750 tys. zł w zaledwie trzy tygodnie! Stołeczni strażnicy zachęceni dobrze działającą maszynką do zarabiania pieniędzy już planują kolejne skrzyżowania, gdzie postawią najnowsze pułapki na kierowców. Na to wprawdzie trzeba znaleźć trochę pieniędzy, ale przecież ten już działający fotoradar da radę szybko zapełnić urzędniczą kasę.

Rzad zaplanował budżet z mandatów

Minister finansów Jacek Rostowski zaplanował sobie nawet w budżecie, że w tym roku kierowcy muszą zapłacić aż 1 miliard 200 milionów zł mandatów! To nie komedia, ale polska rzeczywistość. Wlepianie mandatów stało się sposobem łatania kasy państwa. Doszło do tego, że policjantom zwierzchnicy narzucają, z iloma mandatami mają wrócić ze służby. Mandatów nie płacą w Polsce tylko rządzący – wystarczy machnąć poselską legitymacją i po sprawie

Przywileje dla wybranych

Nam rząd funduje wydłużenie wieku emerytalnego do 67. roku życia, ale niewiele robi, by zlikwidować przywileje emerytalne np. służbom mundurowym. Bo nawet jeśli nie pozwoli już na 30-letnich policyjnych emerytów, zgodzi się na 45-letnich. Bo policjant będzie mógł przejść na emeryturę już po 25 latach pracy.

Zwykła Kowalska niebawem będzie musiała pracować aż do 67. roku życia. Są jednak zawody, w których pracownicy nie martwią się rewolucją emerytalną. To przede wszystkim służby mundurowe, m.in policjanci, którzy do tej pory musieli przepracować jedynie 15 lat, aby zostać emerytami. Od przyszłego roku okres służby wzrośnie wprawdzie do 25 lat – więc emerytem może zostać już np. 45-latek – ale za to taki policjant będzie mógł sobie wybrać do wyliczenia emerytury trzy najlepsze lata pod względem zarobków.
 
Awiator75
O mnie Awiator75

Republikanin, opisuje rzeczywistosc taka jak ja postrzega, bezwzgledu na to czy sie to komus podoba czy nie, jesli cos zasluguje na krytyke to to krytykujmy bowiem glupota nie ma barw politycznych, glupota jest po lewej, prawej i po srodku, a niestety prostactwo wszechobecne.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka