Melwas Melwas
33
BLOG

Napoleon

Melwas Melwas Kultura Obserwuj notkę 14

Tysiące ludzi wpatrywało się w każdy jego gest. Sunął ulicą z wolna, niby dostojnie, nie bacząc na pot spływający po zmarszczonym nieco czole. Przy wielkim jak góra generale dumnie spoglądającym w stronę rozpływającej się od gorąca ulicy, wyglądał nieco nieporadnie. Rozglądał się nerwowo, drobne zmęczone słońcem oczy wędrowały to w lewo w stronę roześmianych dzieci, to w prawo ku wiwatującej nieśmiało gawiedzi; zaciskał i znów rozluźniał małe piąstki, nie mogąc wyzbyć się paraliżującego uczucia, że w tej chwili oczy całego narodu skierowane są na jego wątłą sylwetkę.

Uniósł bez entuzjazmu prawą dłoń, zacisnął usta w nienaturalnym uśmiechu i odmachnął do małej dziewczynki, która siedząc na ramionach ojca z drobnym polnym kwiatkiem w ręku śmiała się rozpustnie spoglądając na jego przyciasną marynarkę. Szybko rzucił okiem w dół, sprawdzając czy aby każdy guzik w jego rozpalonym garniturze jest należycie zapięty. Generał obok niego, mimo iż twarz miał z granitu, wydawał się rozluźniony - duma biła z jego hardej piersi. Przytłaczał go. Szybko więc odwrócił wzrok, wyglądając w oddali małżonki, która skinieniem głowy miała mu pokazać, czy wygląda dostatecznie dostojnie.

Żar lał się z nieba, a pękające od zieleni kryjące pod swoimi koronami setki par oczu drzewa wzmagały jego niepewność. Drzewa, ludzie, błękitne niebo, z którego Opatrzność spoglądała na jego marsz - wszystko to trwało w niebezpiecznym bezruchu, a mimo iż widział, iż prężne końskie kopyta postępowały z dumą przed nim w rytmie bijącego serca, wciąż miał uczucie, jakby czas stanął w miejscu a ta krępująca chwila miała nigdy się nie skończyć.

Podnosił i opuszczał rękę w geście pozdrowienia, wciąż zaciskając usta. Wpatrzone w niego twarze gawiedzi nie pozwalały mu na chwilę wytchnienia. Język, który zawsze zdradzał u niego zdenerwowanie teraz w szaleńczym tempie przesuwał się od jednego policzka do drugiego, a kolejne przełknięcia śliny stawały się wysiłkiem wykraczającym poza jego wątłe siły.

W tle grała muzyka, niby różna, lecz on miał wrażenie, iż gra wciąż ten sam kawałek. Te same nuty bębniły mu w uszach, tworząc wraz z bijącym niespokojnie sercem przedziwną melodię, w której mieszały się: duma, strach i niepewność. Koń, który stał tuż przed nim poruszył po raz kolejny nerwowo głową, nagle załopotała flaga a on spoza czerwonego sukna ujrzał błyskający w słońcu obiektyw kamery. Usztywnił się jeszcze bardziej, rzucił nerwowe spojrzenie na stojącego obok generała, lecz ten wydawał się niewzruszony. Przypomniały mu się te wszystkie chwile, gdy stał niepewnie w obliczu obiektywów, gdy spocone ręce wystawały spoza dębowego biurka, gdy głos zamierał mu w pół zdania, a młoda kobieta w rogowych okularach z okrutną pasją w głosie powtarzała: dubel, dubel, dubel...

Zawiał wiatr, niosąc delikatny szum oklasków, który dodał mu trochę otuchy. Lecz po chwili ten sam wiatr uniósł się zza przeciwległej strony ulicy, niosąc w swych rozległych ramionach aksamitny chichot. Spojrzał w lewo i zobaczył tą samą dziewczynkę, śmiejącą się bez żadnej pruderii. Serce zabiło szybciej, w żołądku coś zabuzowało, a oczy zaszkliły się delikatnie. Poczuł, że śmieje się z niego, lecz nie wiedział czemu. Czy zrobił coś nie tak? Nagle w jednej chwili, przed oczami przebiegł mu ten tajemniczy uśmiech, który pojawił się na ustach tresera psów, tamtego pamiętnego lata. Przecież nic nie powiedział; może źle stał - próbował wyprostować się, lecz nie mógł nic zrobić - potężna sylwetka generała obok wciąż rzucała cień na jego zgarbioną sylwetkę. Zaczął oddychać coraz szybciej, znów nerwowo uniósł dłoń w geście pozdrowienia...

Wreszcie zobaczył go. Stał dumnie ponad głowami oficjeli. Wóz prowadzony przez mężczyznę, w ciemnych jak noc okularach, którego widział pierwszy raz w życiu zatrzymał się łagodnym ruchem. Człowiek w czarnym garniturze pomógł mu wysiąść z samochodu, obok generał jednym ruchem zeskoczył na ziemię. Poczuł się trochę dziwnie, lecz już był prowadzony ku tej potężnej sylwetce, którą dostrzegł parę chwil wcześniej. Gdy dotarł na miejsce, było tam już mnóstwo ludzi. Stanął na podwyższeniu z niepokojem wypatrując, czy generał nie będzie chciał stanąć koło niego. Lecz generał odszedł gdzieś, ktoś zaufany pochwycił jego mokrą od potu dłoń - wciąż jednak czuł, jakby stał w cieniu. Spojrzał w prawo i zobaczył go w pełnej okazałości. Stał pochylony, niby zgarbiony, lecz bardziej dostojny od niego. Duma i siła biła od zimnej jak stal, choć sparzonej słońcem twarzy Wodza. Poczuł się dziwnie mały i nieporadny, nawet wśród tych wszystkich teraz bijących mu brawo, szybko odwrócił oczy nie mogąc znieść ciężkiego wzroku Marszałka.

Spojrzał wysoko w górę. Choć oślepiało go sierpniowe słońce dojrzał migoczący gdzieś w dali zarys samolotów. Biało-czerwona wstęga wiła się wysoko ponad głowami zebranych, szmer oklasków mimo iż wyraźnie słyszalny z trudem docierał do niego. Wciąż miał w pamięci stalowe oczy Marszałka. Przez chwilę miał ochotę spojrzeć w nie raz jeszcze, lecz nie miał odwagi. Przez jego głowę przebiegła jedna, trwająca ledwie sekundę myśl: co ja tutaj robię? Nim jednak zdołał się zastanowić, ktoś znów ciągnął go za rękaw w stronę czekających parę metrów dalej oficerów. Stanął niepewnie na zmęczonych nogach przed kolejnym z żołnierzy. Jak przez mgłę dotarło do niego harde: ku chwale ojczyzny! On sam nie patrzył na oficera, spoglądał w dal, w ciągnącą się w nieskończoność, otoczoną drzewami aleję, wciąż mając przed oczami wymagające źrenice Marszałka, wciąż słysząc rozpustny chichot dziewczynki...

Melwas
O mnie Melwas

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura