menda menda
31
BLOG

Sprawy fundamentalne

menda menda Polityka Obserwuj notkę 2
Donald Tusk powiedział dziś, że "fundamentalną sprawą dla Polski" jest aby prezydent nie pojechał na szczyt Unii Europejskiej. Wszystko wskazuje więc na to, że prędzej pan premier rzuci się pod koła startującego do Brukseli samolotu czarterowego z prezydentem na pokładzie, aniżeli łaskawie jako formalnie czwarta osoba w państwie zezwoli głowie tegoż państwa na obecność na szczycie przywódców Wspólnoty.
   
Ale dlaczego akurat uniemożliwienie Kaczorowi obecności w Brukseli jest według Tuska takie "fundamentalne"?  Co w tym złego, że prezydent się na tym szczycie pojawi? Czy premieru Tusku nie pamięta, jak, będąc jeszcze posłem Tuskiem, wspierał tego samego prezydenta na szczycie unijnym w walce o system głosowania? Skąd ta nagła zmiana spojrzenia na sprawy fundamentalne, po objęciu przez premieru Tusku stołka premiera? Dlaczego jeszcze kilkanaście miesięcy temu prezydent nie tylko mógł uczestniczyć w szczytach UE, ale wręcz był w tym wspierany, a teraz fundamentalną sprawą jest aby uniemożliwić  mu obecność wśród przywódców państw członkowskich?
  
Pozostanie to, zdaje się, słodką tajemnicą premieru Tusku, albowiem żaden dociekliwy dziennikarz nie postanowił "słońca Peru" zaniepokoić próbą jej rozwikłania. Wszystko wskazuje więc na to, że pozostaną nam pewne domysły. Pierwszy i najbardziej oczywisty jest taki, że premier boi się o to, co ukochał najbardziej, a więc o własną popularność, która stanowi dlań legitymizację swojej, że tak powiem, władzy, objawiającej się aktywnym nicnierobieniem, niemniej jednak - władzy. Jest to jednak odpowiedź mało przekonująca, wręcz trywialna w swojej prostocie i oczywistości. Podrążmy więc głębiej tę pijarowo - medialną skorupę i dokopmy się do merytorycznego miąższu, tj. fundamentu, by sparafrazować pana szanownego premiera.
   
Otóż na owym szczycie ma być omawiany między innymi los Traktatu Lizbońskiego, który jest - po śmierci klinicznej zadanej mu przez niepoprawnych Irlandczyków - właśnie reanimowany wspólnymi siłami Niemiec i Francji. A jak powszechnie wiadomo, nie ma takiej woli Frau Merkel, której by Herr Tusk w podskokach nie wykonał, nawet narażając się na zarzuty łamania prawa europejskiego (zasada demokratyzmu i jednomyślności) czy wręcz zamachu na zasadę suwerenności i samostanowienia europejskich narodów. Tym sposobem premieru Tusku stanął w szeregu tzw. naciskaczy, którzy wbrew podstawowym zasadom unijnym jęli wywierać presję na Kaczora, by ten podpisał formalnie nieistniejący już traktat. Dla przykładu  jedna z wielu wypowiedzi pana premiera na ten temat:"będziemy skutecznie szukali drogi, aby on  (Traktat - przyp. menda) jednak wszedł w życie. Niezależnie od wyniku referendum w Irlandii uważam, że Europa raczej znajdzie jakiś sposób wprowadzenia w życie tego Traktatu". 
    
Czy zatem pan premier wykonuje właśnie polecenie Frau Merkel i dąży do tego, by Kaczor nie tylko podpisał bez dąsów Traktat Lizboński, ale nawet nie wiedział co podpisuje i jakie nadzieje wiąże z owym podpisem europejski dyrektoriat? Bardzo to być może, tym bardziej, że sprawa Traktatu to "sprawa fundamentalna".
    
Oczywiście nie dla Premieru Tusku, któremu do szczęścia wystarczy medialna klaka u siebie na prowincji, słupki sondaży i kilka egzotycznych wycieczek. Traktat jest sprawą fundamentalną dla Frau Merkel, która za jego pomocą pragnie scentralizować (ergo podporządkować) wreszcie Unię, do której jej podwładni od dziesiątek lat (nie bez przyczyny) wyłącznie dokładają. Premier Polski w wielką politykę europejską się nie bawi, bo i zrozumiał, w odróżnieniu od naiwnego Kaczora, że jest jej przedmiotem, a nie podmiotem.
menda
O mnie menda

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka