menda menda
32
BLOG

Ze słusznych pozycji ten pogląd

menda menda Polityka Obserwuj notkę 8

Jedną z najbardziej charakterystycznych metod polemicznych salonu III RP, gdy chce on wtłoczyć jakąś aberrację w nasze umysły lub podłość przedstawić jako szczyt moralności, jest zawarcie w wypowiedzi (najczęściej na samym jej początku) jakieś płomiennej deklaracji na temat stanu swojego sumienia, mającego umocowanie nierzadko w chlubnej przeszłości autora wypowiedzi.

Tradycja tego typu manipulacji została zapoczątkowana oczywiście przez Adama Michnika, który "z pozycji wielokrotnego lokatora więzień komunistycznych" powiedział, że "nie będzie (z komunistami - przyp. menda) walczył bronią nienawiści", który przestępstwa - owszem - pragnie ścigać i karać ("tam, gdzie wina jest niewątpliwa, tam zasadna jest rozmowa o karze"), bo jest za praworządnością i sprawiedliwością, ale "akt sprawiedliwości przekształcony w akt odwetu staje się fragmentem gry politycznej i walki o władzę. Powstają nowe niesprawiedliwości i nowe krzywdy. Zagrożona zostaje wolność, zagrożone zostaje prawo".

No właśnie. Najpierw mamy tę informację, iż kompas moralny autora jest ustawiony zgodnie z kompasem moralnym odbiorcy tj. zgodnie z powszechnym poczuciem sprawiedliwości, a potem następuje to sakramentalne "ale". Ale ściganie komunistów to odwet, który nie jest sprawiedliwością, tylko polityczną ohydną grą nienawiści. Przykład tej taktyki mamy w dzisiejszym, poświęconym procesowi Jaruzelskiego artykule pana Wojciecha Mazowieckiego, który co prawda narazie, poza nazwiskiem, nie wykazał się żadnymi przymiotami, ale nie przeszkadza mu to odgrywać roli autorytetu moralnego, którą zapewne dostał w spadku, a więc bez konieczności odznaczenia się jakimiś talentami lub dokonaniami.

Pan Mazowiecki według opisanego powyżej schematu ustawia swój moralny kompas: "Nie znoszę generała Jaruzelskiego. Nie zgadzam się z jego decyzją wprowadzenia stanu wojennego w 1981 roku. Nie przekonał mnie ani wtedy, ani dziś tłumaczeniami o "mniejszym złu". Mamy więc retoryczne wkupienie się w łaski czytelnika, przez nawiązanie porozumienia na bazie ponoć wspólnie wyznawanych wartości i wtedy następuje atak, przejście do meritum - nadchodzi czas postawienia sakramentalnego "ale": "To jednak nie powód, by stawiać generała przed sądem wolnej Polski jak zwykłego przestępcę" . Dalej mamy już tylko stare wytarte od dwudziestu lat, dawno obalone frazesy, z gatunku tych, które zaprezentowałem powyżej cytując wypowiedzi Michnika.

Zauważmy, że Gazeta Wyborcza, ale nie tylko ona (o tym poniżej) nigdy nie broni Jaruzelskiego, esbeków oraz ich agentów z pozycji sojusznika. Zawsze stawia się po naszej, tj. narodu stronie, ba, po stronie najbardziej dotkniętej przez komunizm części tego narodu. Dzięki temu kamuflażowi, obrona komunizmu odnosi swój skutek. Bo jeśli komunistów bronią nie tylko komuniści ale także "antykomuniści", po stronie których stoi moralna racja, to jak tu w ogóle rozliczać, jak karać zbrodnie? Jeśli Jaruzelskiego broni Napieralski czy Szmajdziński, to wiemy że odgrywają przypisaną im przez historię rolę "tych złych", tych z drugiej strony barykady. Jednakże gdy skazanie generała uniemożliwiają "legendy podziemia" a więc osoby o prawidłowo ustawionym kompasie etycznym, na wzór którego naród chce ustawiać kompasiki swoje, to powstaje konfuzja, z której jedyny wniosek jest taki, że rozliczanie komunizmu jest niemoralne.

Niech więc nie dziwi nikogo, że kolejna "legenda podziemia" pan Bronisław Komorowski, jest aktualnie najbardziej zagorzałym zwolennikiem przywrócenia do łask ostatniej niezweryfikowanej sowieckiej służby w Polsce, czyli WSI, których kolejni szefowie zostali dawno zdekonspirowani przez zachodnie wywiady jako sowieccy agenci. Jak tu bowiem weryfikować, tj. wyrzucać na zbity pysk sowieckich szpiegów, skoro wstawia się za nimi Komorowski, który nie tylko siedział w komunistycznym więzieniu ale wręcz jest "bohaterem podziemia"?

Być może odpowiedzi na to pytanie należy szukać w słowach samego generała Jaruzelskiego, który przestrzegając "Solidarność" przed jakimikolwiek nierozważnymi ruchami rozliczeniowymi, powiedział coś o "spadających aureolach". Czyżby więc pan Mazowiecki odziedziczył, poza tytułem autorytetu, także jakąś aureolę?

menda
O mnie menda

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka