Czyli krótkie i bynajmiej nie odkrywcze spostrzeżenia na temat wyjazdu Prezydenta Lecha Kaczyńskiego do pobliskiej Brukseli.
Zaczeło się jak zwykle - jest szczyt jakiś? Lecę!!! Plan pewnie był taki, że Premier rękawice podejmie i warknie buńczucznie: - Nie! Ja lecę!!! Potem seria bezsensownych przepychanek z których wynika, że polska racja stanu sprowadza się do odpowiedzi na pytanie czyj ten samolot. Co z jednej strony jest żałosne, z drugiej budujące, że wiekszych problemów to u nas nie ma. A tymczasem nauczony doświadczeniem Donek i jego sztab logistyczny wyciągneli ciekawe wnioski i zakrzykneli wspólnie: Jedz!!! I cóż na to Prezydent miał odpowiedzieć? Jadę!!!
I tu zaczyna się tytułowy kozi róg. Jeśli Lech Kaczyński przedstawi stanowisko rządu wszystko będzie w porządku. Taki ma obowiązek. Ale tym samym przeciwstawi się swojemu elektoratowi i PiSowi, z bratem na czele. Jeśli wygłosi swoje stanowisko zamiast rządowego, podważy sens istnienia poslkiego rządu i prowadzenia przez Tuska i jego ministrów jakichkolwiek negocjacji z unijnymi partnerami. Nie wnikam czy grożą za to jakieś konsekwencje prawne, ale jak ktoś coś wie na ten temat to chętnie przeczytam.
Pomijam kompetencje Prezydenta do rozmowy o światowym kryzysie i sposobów wyjścia z niego. Pomijam nawet to, że ten szczyt wiekszego sensu nie ma:) To mniej wiecej równie twórcze jak kłotnia o samolot. Interesuje mnie jedynie co nasz Prezydent zrobi... Może dlatego, że po raz pierwszy z ręką na sercu mówie: Nie wiem.
A może ktoś wie? Pomożemy Prezydentowi?