Od pewnego czasu słychać argumentację, że PiS nie reprezentuje większości społeczeństwa, bo wybrało go 40% z 50% uprawnionych do głosowania. Innymi słowy, że ma mandat społeczny w postaci ok. 19% całości uprawnionych do głosowania w wyborach, społeczeństwa. Pomijam już hipokryzję głoszących tego typu tezy, którzy w poprzedniej kadencji nie podnosili tego argumentu przeciw rządzącej wówczas koalicji PO-PSL. Im było wszystko wolno, bo mieli "demokratyczny mandat uzyskany w wyborach". Poseł Niesiołowski wręcz deklarował: "wygrajcie sobie wybory, to będziecie robić co chcecie". No to wygrali. Zadufany w sobie parlamentarzysta partii rządzącej oraz jego koledzy nie wyobrażali sobie sytuacji, w której wyborcy odeślą ich w ławy opozycyjne dając jednocześnie PiSowi pełnię władzy parlamentarnej.
Ale wracając do meritum. Otóż jak powszechnie wiadomo w Polsce frekwencja wyborcza oscyluje w granicach 50% uprawnionych do głosowania. Reszta z róznych powodów nie głosuje. Zatem Ci niegłosujący niech teraz nie zrzędzą, że im źle, bo olali akt wyborczy, w którym mogli zdecydować o oddaniu swojego głosu przeciwko PiSowi, czy za inną partią. Po drugie zaś zwolennicy opozycji i zajadli krytycy PiSu nie mają prawa w ten sposób przedstawiać wyników wyborów. Być może w kolejnych wyborach za 4 lata zmobilizują swoich wyborców, by poszli do urn i oddali im swój cenny głos powodując tym odsunięcie PiSu od władzy. Póki co suweren w postaci aktywnych wyborców oddał pełnię władzy ustawodawczej PiSowi.
Nieobecni racji nie mają.
