Michał Całka Michał Całka
1271
BLOG

Szczyrbskie Pleso – Skrajne Solisko

Michał Całka Michał Całka Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Po trzech dniach burz, deszczów i beznadziejnego zachmurzenia, zachęcony prognozą pogody – wybierającym się na Słowację polecam serwis Słowackiego Instytutu Hydro-Meteorologicznego – postanowiłem wstać rano i udać się wreszcie na jakąś niewymagającą wycieczkę w Wysokie Tatry, celem dalszego dynamicznego szlifowania kondycji. Z kilku możliwych wariantów wybrałem na dziś Skrajne Solisko ze Szczyrbskiego Jeziora.

Skrajne (Predné) Solisko (2117 m npm., wg ostatniego słowackiego wydania mapy Tatr Wysokich) to pierwszy, najniższy szczyt w grani Solisk, oddzielającej Dolinę Furkotną od Młynickiej. Grań ta, zakończona przełęczą Bystry Przechód, jest na północy w naturalny sposób kontynuowana przez Furkotny Szczyt (2404 m npm.) oraz Hruby Szczyt (2428 m npm.), który zamyka grań od północy. Wycieczkę na Furkot i Hruby odbyłem, może ją kiedyś opiszę, a już na pewno powtórzę.

Zatrzymałem się rano (ok. 7.30) na bezpłatnym parkingu przy Drodze Wolności, na wysokości zjazdu w kierunku Szczyrbskiego Plesa. Zaleta: 5 EUR więcej na przyjemności; wada: Trzeba 2 kilometry podrałować pieszo. Pogoda była taka sobie – mglisto i pochmurno. Ale deszcze zapowiadano dopiero na popołudnie, ok. 14. Jak się okaże – słusznie prognozowano.

Solidną, asfaltową drogą idzie się ku Szczyrbskiemu Jezioru, które stanowi spory ośrodek hotelowo-wczasowy, głównie nastawiony na sporty zimowe, ale i w lecie dość zatłoczony. Po drodze mijamy Nowe Szczyrbskie Jezioro, które jest ponoć jedynym w Tatrach sztucznie powiększonym stawem polodowcowym. Doszedłszy do głównego jeziora, które moim zdaniem z bliska wygląda tak sobie, zwłaszcza oszpecone okolicznymi budowlami, kierujemy się prawą stroną jeziora ku tzw. „terenom sportowym”, mijając po drodze budowlę w kształcie piramidy – zapewne jakiś kompleks hotelowy.

Nieco dalej, za niebieskimi znakami skręcamy w prawo i zaczynamy podejście w kierunku celu naszej wycieczki. Szlak wiedzie wzdłuż wyciągów narciarskich, obecnie w przebudowie, więc widać spore naruszenia przyrody. Ponieważ dla tutejszych ceprów godzina 8 rano stanowi kulturowe tabu, idziemy w przyjemnej samotności, za sobą i przed sobą widząc nielicznych, podobnych do nas entuzjastów. Powoli zaczyna się przejaśniać, zatem naszym oczom ukazuje się w oddali cel wyprawy.

Dolina Mlynicy
Z lewej strony szczyt Skrajnego Soliska, w głębi Szczyrbski Szczyt (2381 m npm.), z prawej – grań Baszt z głównym szczytem Szatanem (2422 m npm.). Wymienione szczyty otaczają kilkupiętrową Dolinę Młynicy (Młynicką).

Pniemy się cierpliwie wśród kosówek, po drodze podziwiając poranne widoki, np. morze mgieł nad Kotliną Liptowską, sięgające Niżnich Tatr:
Mgly nad Liptowem

Po niespełna godzinie podejścia docieramy Do Chaty pod Soliskom (1840 m npm.). Liczne budowle, głównie górne stacje kolejek i wyciągów, upiększają to miejsce inaczej.

Po wypiciu dwóch (koniecznie) herbat, zaczynamy mozolne, choć niedługie (poniżej godziny) podejście na szczyt. Choć szlak jest w standardowy sposób wytrasowany, bywa miejscami dość stromy i wymaga chwilami przytrzymania się głazów rękami, zwłaszcza w zejściu. Stopniowo oczom naszym otwierają się coraz piękniejsze widoki, już to na Krywań, już to na grań Ostrej (2350 m npm.) z jednej strony, a grań Baszt z drugiej. W dole przepiękne doliny – odpowiednio Furkotna i Młynicka. Na wschodzie majaczą szczyty Wysokiej z Czeskim Szczytem oraz Gerlacha i Kończystej. W tych okolicznościach przyrody, po kilku omyłkach, że oto właśnie dotarliśmy, rzeczywiście osiągamy szczyt. Tu popas i coś na ząb, ale przede wszystkim cieszymy się widokami.

Krywań
Na zachód widzimy wybitny szczyt Krywania, nieco bliżej grań Ostrej, u podstawy – dolina Furkotna.

Gerlach
Na wschodzie – Gerlach (2652 m npm) i Kończysta (2538 m npm.). Bliżej – Skrajna Baszta, czyli Patria (2203 m npm.).

Szczyrbskie Solisko
(Foto 81) Na północy – kolejny, dużo wyższy szczyt grani, Szczyrbskie Solisko (2302 m npm.).

Najwyższy czas schodzić – zbierają się obiecane w prognozie chmury, a na szczyt docierają osoby z wczasowego rzutu. Pań w szpilkach nie widzę, ale panów w sandałach – i owszem. Zawsze się zastanawiam – jak po tych kamulcach można w sandałach? Dodatkowo starsi panowie z wybitnym piwnym organem, do których dociera powoli, acz za późno, że to nie jest miejsce dla nich, oraz dzieci, które zapowiadają głośno rychłe rzucenie się w przepaść. Choć sprawiedliwie muszę powiedzieć, że idą też dzieci zachwycone wycieczką, ich młodzi rodzice, bardzo rozsądnie wyposażeni w obuwie i odzież, oraz – moja miłość – starsi ludzie, często w parach, którzy mogą być przykładem jak przeżywać kontakt z górami. Zapewne zapamiętali jak chodziło się tutaj 20-30 lat temu, kiedy było znacznie mniej tłoczno, czyściej i przede wszystkim – ciszej.

Na tych medytacjach minęło nam zejście (albo zjazd kolejką krzesełkową spod Chaty – bo można rozważyć i ten wariant). Nadchodzi zapowiadana burza:

Dolina Mlynicy

Burza nadchodzi punktualnie, jak w zegarku – ok. godziny 14. Idę dość szybko w kierunku parkingu, bo nie znoszę zmoknąć w górach. Docieram do samochodu, zmieniam obuwie, zapinam pasy – i spadają pierwsze krople deszczu.

Najgorszego sortu sierota po Unii Wolności, a ostatnio także po Konstytucji i demokratycznym państwie prawa.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości