W związku ze skandalem wokół przekazania Mińskowi przez polską prokuraturę danych o kontach białoruskich opozycjonistów, warto zwrócić uwagę na dwie rzeczy.
Pierwsza. Dobrze, że osoby odpowiedzialne w prokuraturze za ten incydent zostały zwolnione. Jednak przeproszenie przez Radka Sikorskiego na twitterze nie jest właściwym rozwiązaniem. Nie jest gestem zamykającym sprawę. Tu muszą być wykonane znacznie poważniejsze ruchy. I najlepiej, żeby je wykonał sam Donald Tusk. To co się bowiem wydarzyło poderwało wśród białoruskich opozycjonistów przekonanie o solidności partnerstwa z władzami polskimi. Dotąd mieli oni poczucie, że można na nas liczyć. W rezultacie część opozycyjnych środowisk na Białorusi będzie się zastanawiać nad tym, czy warto nam ufać. To dotyczy zresztą nie tylko ich współpracy z Polską. Chodzi tu też o Litwę, która jest dla nich drugim ważnym partnerem, i z którą realizowaliśmy dla Białorusi wspólne projekty.
I druga rzecz. Nikt się nie pyta o to, czy w zaistniałej sytuacji MSZ przygotowało nowe procedury działania w takich sprawach. Są bowiem dwie możliwości: albo dotychczasowe procedury zawiodły albo ich w ogóle nie było. Poza tym tego typu sprawami zajmuje się nie tylko prokuratura. Mamy bowiem do czynienia z państwem niedemokratycznym. Relacje z nim rozwijają się na różnych poziomach, w tym na poziomie ministerialnym czy też służb specjalnych. Nie można więc tylko i wyłącznie polegać na inteligencji urzędników w poszczególnych instytucjach. Jeśli więc nie ma odpowiednich procedur, to powinny zostać wyciągnięte konsekwencje w MSZ wobec osób, które za takie procedury odpowiadają.
