Michalina Przybyszewska Michalina Przybyszewska
58
BLOG

Kawałek karnawału

Michalina Przybyszewska Michalina Przybyszewska Polityka Obserwuj notkę 5

 

Szeroko dyskutowany dziś temat: teatr-groteska z udziałem polityków.
 http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/polityczna-szopka-w-krakowie_89852.html

 

Może zgorszyłby mnie ten krakowski seans, gdybym była oglądała go w teatrze. Jako że go nie widziałam, a jedynie czytałam opisy w internecie, nie mogę się wypowiadać ani o jego treści (może by mnie zbulwersowała, gdybym znała całość) ani do jego formy (podejrzewam, że jest słaba, bo przecież nie o aktorskie wyrafinowanie polityków chodzi). Myślę o zjawisku jako per se – co w nim może niepokoić, a co nie powinno.

 

Zacytuję na początek fragment tekstu Katarzyny Szymczak-Skalskiej o eseju Bergsona Śmiech. Esej o komizmie: „(…) śmieszyłaby nas myśl o społeczeństwie przebranym, o społecznej maskaradzie. Myśl taka powstaje w momencie, gdy na powierzchni żywej społeczności spostrzegamy coś bezwładnego, wykończonego, gotowego. Znów mamy do czynienia z usztywnieniem, które kłóci się z wewnętrzną plastycznością życia. Dlatego jego obrzędowe strony muszą skrywać w sobie komizm, który czeka na odpowiednią chwilę, aby się ujawnić. Można powiedzieć, że ceremonie są dla ciała społecznego tym, czym jest dla indywidualnego ciała ubiór. Swoją ważkość zawdzięczają one temu, że utożsamiamy je z poważnymi rzeczami, z którymi złączył je użytek, tracą ważkość, gdy się je od tych poważnych rzeczy odłączy. Wystarczy zatem, aby nasza uwaga skupiła się na obrzędowości jakiejś ceremonii, byśmy pominęli materię, zatrzymując się na samej formule, a ceremonia stanie się komiczna. Wystarczy tylko zapomnieć, co jest pełnym powagi przedmiotem danej uroczystości lub ceremonii, by jej uczestnicy stali się w ruchach podobni do marionetek, bo owe ruchy są odwzorowaniem bezruchu formuły.”

Mamy więc na co dzień rytuały polityki, udane i nieudane, połączone z treścią i zupełnie puste. Obok tego mamy splątanie wódczane, picie z kim popadnie, małe i duże układziki i kalkulowane znajomości, które raz na jakiś czas wychodzą na jaw i pokazują pustotę co poniektórych rytuałów. Medialna niechęć może być takim samym zagraniem jak medialna sympatia.

Na scenie politycznej politycy śmieszą nas, kiedy się w spektakularny sposób potkną. Na scenie kabaretowej – kiedy coś im się uda. W codziennym życiu jest to wiecznie negatywne, na scenie – pozytywne. Nie ma żadnego powodu sądzić, że tego typu wydarzenia pociągają za sobą jakieś wódczane więzy, które następnie przedzierają się do realnego życia; sfery „karnawału i postu”, polityczność i teatralność są i tak immanentnie połączone i humanistyka dostarcza setek analiz ich wzajemnego dopełnienia. Na scenie politycznej, chcąc nie chcąc, występuje się w towarzystwie nieodmiennie „złym”, towarzystwie przeciwników, także tych „na śmierć i życie”, choćby tylko medialne. Już się na tej scenie nikt nie zabija; nikt nie ma krwi drugiego na rękach (lub przynajmniej: jeśli umiemy jako społeczeństwo taką krew na rękach znaleźć, ze sceny wykluczamy. Że nie zawsze umiemy to temat na inny tekst)  

 Przeobrażenie tych konfliktów w teatralną groteskę ma szansę odessać niektóre absurdy i pozwolić się śmiać z tego, co na co dzień tylko przygnębia (widza). Wspólne prześmianie może być więc pewną formą nie tylko odpoczynku, ale i, skromnego bo skromnego - oczyszczenia.
 Może teraz uwaga, której nie znoszę: a jak tam panie jest na Zachodzie? Mamy się wstydzić za naszych polityków czy to raczej miło, że doganiamy standardy demokracji? Po pierwsze, jeśli w ogóle porównywać, rytuały naszej klasy politycznej są znacznie prawdziwiej zakorzenione w ‘treści’ niż np. w Wlk Brytanii czy Holandii. A Francja, która nadal produkuje bardzo solidną podbudowę polityki, przoduje zarazem w produkcji wszelkiego rodzaju jej prześmiewania. Jednym z najpopularniejszych programów telewizyjnych jest tam od lat „Les Guignols d’info”, gdzie kukły polityków robią różne wstrętne rzeczy, a Apple reklamuje IPhone’a sprzedając aplikacje do samobójstwa na życzenie wraz z mapką dojazdu. Nie porównuję teatru z udziałem polityków do Guignols; chcę powiedzieć, że kształt i smak kultury prześmiewania czy karnawalizacji jest również miarą kondycji polityki.

 

Żeby podkopać własne stanowisko dodam, że w tym konkretnym przypadku, istnieje oczywiście ryzyko, że komizm wymierzony w ten porządek, jaki obserwujemy na co dzień („układy wódczane”) w gruncie rzeczy legitymizuje ten stan rzeczy; że podobnie jak żarty o Żydach czy Murzynach, tak naprawdę utwierdza przekonanie społeczne, że tak właśnie jest i można się z tego tylko śmiać. Dlaczego jednak to ryzyko jest niewielkie? Otóż dlatego, że politycy sami decydują się być politykami, a następnie sami decydują się na „ośmieszenie”, na publiczne uznanie stereotypu. Komizm staje się zatem wielopodmiotowy, mamy klasę polityczną jako podmiot, przedmiot i jako odbiorę humoru, który jej dotyczy. Jeśli na co dzień obrzędowość i pustota układów politycznych doprowadza nas, jako wyborców, do rozpaczy, to jej moment karnawałowego przesilenia powinien raczej przynosić, choćby drobną, ulgę.

Mam obie nogi umyte.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka