...czyli innymi słowy - o babciach i ciotkach.
Naturalną konsekwencją rodziny wielodzietnej, która z biegiem lat nie nabawiła się wstrętu do swej postaci i funkcjonowania, jest „wielownukowość”. Rodzice mają dzieci, ich dzieci mają dzieci, a że skoro sami mieli dużo rodzeństwa, pragną ten sam komfort zapewnić swojemu potomstwu, no i w efekcie trudno się doliczyć wszystkich małych rąk i nóg.
Z wnukami to różnie bywa. Każdy kolejny mały człowiek ma odmienny charakter i usposobienie, upodobania i obawy, nie wspominając o wyglądzie… To sprawia, że przebywanie z nimi jest porządnym urozmaiceniem życia.
Wnukami uwielbiają zajmować się dziadkowie. A żeby nikogo nie skrzywdzić, nie wyróżniać na tle innych, to na wycieczki lub wyjazdy zabierają ze sobą całą gromadę.
No, ale jak wiadomo, jedna babcia nie poradzi sobie sama z czworgiem (w porywach do dziesięciorga) drobiazgu w ZOO, parku, cyrku, teatrze, na wsi… A nawet jeśli sobie poradzi, bo babcia jest twarda kobitka i łatwo się nie daje, to zawsze potem wróci do domu skonana i w bardzo złym humorze. To już lepiej do tego nie dopuścić i pójść razem z nią i wnusiami na spacer, do parku, do cyrku, do ZOO, wyjechać na wieś i robić za nianię. Taki los cioci, że zaszczyt ten przypada jej w udziale wcale często. Trzeba to znosić z godnością, nie dopuszczając strat w ludziach lub sprzęcie.
Ciocia rolę niańki czasem przyjmuje chętnie, a czasem całkiem na odwrót. Zdarza się, że ma inne ciocie obok siebie, które dzielą z nią ciężki los opieki nad dziećmi. I wtedy każda z nich jest po trochu szarpana, obściskiwana, obłażona, nękana, zagadywana, zakrzykiwana, ciągana w każdą stronę, usadzana przy kolejnych grach, lalkach, klockach, nagabywana o bajki, filmy, piosenki, „mini-mini”, bez przerwy czymś zajęta.
No bo trzeba zupełnie nie mieć sumienia, żeby to wszystko zrzucać na jedną babcię ( chociaż ona to ponoć bardzo lubi!), podczas gdy ciocie są dwie lub trzy ( i może chciałyby przez chwilę porobić coś we własnym towarzystwie)… Nie, nie tym razem, może kiedy indziej, bo mała A. prosi, żeby ją uczesać, a B. boi się muchy, więc trzeba ją odgonić, starsza N. wniosła do domu mnóstwo piasku z piaskownicy, a średni S. znowu jest głodny i chce lizaka, a może żelka… No nie można zostawić babci z tym zupełnie samej… Alarm! Dajcie tu nocnik natychmiast!! O czym to ja mówiłam?… A, właśnie…
Ale to wszystko jest zupełnie normalne i nikt się temu nie dziwi. Takie uroki dużej ilości małych dzieci i oczywiście wszystkie trudy doskonale wynagradza uśmiech, przytulenie i słowa „kocham cię, wiesz ciociu? I babcię też kocham”. Poza tym dzieci zwykle są posłuszne i choć trochę niesforne, to na szczęście bardzo samodzielne i da się z nimi dogadać.
Czasem zdaje się, że najtrudniej w tym całym interesie dogadać się z babcią, która robi co chce, bo może, nikomu nic o planach i zamiarach nie mówi, bo po co, za to jej mówią wszystko wszyscy i mają nadzieję, że przekaże, komu trzeba. Jak łatwo się domyślić, wynika z tego kolosalna liczba nieporozumień.
Szczególnie jeśli chodzi o tytułową konsekwencję, o wydawanie poleceń i pilnowanie wypełnienia ich, albo ustalanie zasad i trzymanie się ich. Dzieci bardzo dobrze wiedzą, że jak ciocia coś stanowczo powie, to nie ma od tego odwołania. Spać, znaczy spać, zero słodyczy, gdy nie zjadło się obiadu, to zero słodyczy, sprzątnij i nie krzycz znaczą ani mniej, ani więcej, ale dokładnie tyle, co sprzątnij i nie krzycz. A do babci można pójść i powiedzieć: „ale… jednego żelka… jeszcze chwilę… to nie ja, to ona…”. Babcia w chwilach krytycznych uśmiecha się i mówi: ależ oczywiście, nic się nie stało, nie płacz już – i wtedy ciocia ze swoim: jak ty się zachowujesz, przecież wiesz, że tak nie można - na ustach, zamiera i nic nie może na to poradzić, że w domu panuje coraz większy chaos i rozprężenie – oczywiście do chwili, gdy wejdzie dziadek i tubalnym głosem zaprowadzi porządek.
Ale to jest już zupełnie inna historia, bo z dziadkiem wszystko wygląda inaczej.
***
tekst pierwotnie opublikowany na stronie franciszkańska3.pl w dziale razem