Przed chwilą na komisji Kultury i Edukacji mieliśmy okazję przesłuchiwać kandydata na nowego komisarza w tej materii - M. Sefkovica. Zadałem mu kilka pytań - między innymi o jego plany wobec obywateli państw objętych programem Partnerstwa Wschodniego. Ale nie tym chciałbym Państwa zanudzać.
Najciekawsze było to, że pan Sefkovic przedstawiał swoje plany ....po angielsku. Żeby nie było wątpliwości - sam znam angielski (zresztą po słowacku i czesku też mówię), ale zachowania pana komisarza in spe było kuriozalne - obrady naszej komisji odbywały się bowiem w sali w pełni wyposażonej w kabiny tłumaczy i w pełni przez owych tłumaczy obsadzonych. To norma na tego typu posiedzeniach - po to Unia wydaje grube miliony na armie tłumaczy, by każdy mógł mówić w swoim narodowym języku (języków urzędowych Unii jest 23). Tak się dzieje na sali obrad plenarnych i właśnie na komisjach.
Zwróciłem na to uwagę panu Sefkovicovi - miałem zresztą ochotę zrobić to po słowacku, ale się powstrzymałem przed zbytnią juz złośliwością. Ale problem jest niebłahy - jeśli kandydat na komisarza do spraw kształcenia, szkoleń, kultury i młodzieży nie chce mówić w miejscu do tego przeznaczonym w swoim rodzinnym języku, to znaczy, ze nie rozumie idei Europy, która akceptuje właśnie jej wielorakość i różnorodność. Albo jeszcze gorzej - rozumie Europę jako ujednolicony federalistyczny twór, z jednym językiem, światopoglądem, modelem kultury i poprawności politycznej. I tak źle, i tak niedobrze.