Marek Migalski Marek Migalski
1955
BLOG

Gowin musi odejść. By mógł przyjść Miller.

Marek Migalski Marek Migalski Polityka Obserwuj notkę 15

Jak należy patrzeć na konflikt wewnątrz Platformy? Po części prawdziwa jest interpretacja, że chodzi tu o kolejny przykład łamania w polskich partiach politycznych jakiejkolwiek dyskusji czy sprzeciwu wobec jedynowładztwa prezesów. W świetle tej koncepcji, napięcie między Jarosławem Gowinem, a Donaldem Tuskiem jest walką tego drugiego z podmiotowością tego pierwszego; z jego prawem do posiadania własnego zdania, własnego sumienia.

Ale jest i inna perspektywa – równie, a może nawet bardziej, prawdziwa. To perspektywa szersza. Wedle niej chodzi w owym napięciu nie o sprawy wewnątrzpartyjne, ale o przygotowania do nowej koalicji. Koalicji z SLD.

Moim zdaniem premier podjął decyzję o dokooptowaniu do koalicji rządzącej Sojuszu, lub nawet o wymianie PSL na SLD. W tym drugim przypadku byłoby to możliwe, bowiem klub SLD liczy sobie tylko o 1 posła mniej, niż klub PSL, więc zdolność do większościowego rządzenia byłaby zachowana. Choć przyznam szczerze, że bardziej wierzę w scenariusz dołączenia Millera do już istniejącego aliansu Tuska i Piechocińskiego (nota bene – wszystko może się dokonywać bez wiedzy tego ostatniego, na co wiele wskazuje).

W takiej perspektywie wypchnięcie Gowina z PO jawi się jako konieczny element zawarcia …sojuszu z Sojuszem. Bowiem właśnie jego, i kilku jego kolegów, odejściem z klubu PO będzie można uzasadnić „konieczność” poszerzenia zaplecza politycznego koalicji. W takim przypadku to Gowin byłby „winny” zawarcia podłego dealu z postkomunistami! I to jego można by potem oskarżać w mediach o sprokurowanie takiej niezręcznej sytuacji. To zaś utrudniłoby Gowinowi założenie własnej partii, bowiem wołano by – „jak prawicową partię śmie powoływać do życia ktoś, kogo winą jest udział Millera we władzy wykonawczej?!”

Dlatego Gowin walczy o pozostanie w PO. Bowiem w chwili dołączenia SLD do koalicji, ruch będzie należał do niego. Wychodząc wówczas z partii Tuska to on postawi premiera  w kłopotliwej sytuacji tłumaczenia się z zawarcia mezaliansu z lewicowymi postkomunistami. Sytuacja więc będzie dokładnie odwrotna, niż byłaby gdyby sam dzisiaj z Platformy odszedł. Będzie miał moralne prawo do założenia swojego ugrupowania i liczenia na to, że część wkurzonych wyborców PO wybierze właśnie tę formację, a nie flirtującego z Millerem Tuska.

Jedynym, co wstrzymywało do tej pory premiera od skutecznego wypchnięcia Gowina z PO, był strach przed tym, że jak z partii odejdą konserwatyści, to wówczas łatwiej będzie Schetynie zmierzyć się z nim na zjeździe PO i liczyć na wygraną (bo nieprzepadający za obecnym szefem Komisji Spraw Zagranicznych konserwatyści, byliby naturalnymi sojusznikami premiera). Ale jeśli zaakceptowany zostanie pomysł Tuska, by szefa partii wybierali nie delegaci na zjazd, ale wszyscy członkowie partii, wówczas Schetyna nie będzie mu straszny (bo w takiej rywalizacji nie ma szans z obecnym przewodniczącym formacji), a konserwatyści nie będą mu już potrzebni. Załatwi Schetynę bez ich pomocy.

Plan Tuska jest więc prosty – wypchnąć z partii Gowina, obciążyć go za konieczność zawarcia koalicji z SLD, zbudować nowy centrolewicowy gabinet z udziałem Millera, a potem wykończyć Schetynę. Ale do tego potrzebne mu jest sprowokowanie obecnego ministra sprawiedliwości do samodzielnego opuszczenia PO. Gowin to rozumie i nie ułatwia mu zadania. Znosi kolejne upokorzenia, bo wie, że w polityce nie chodzi o komfort psychiczny, ale o skuteczne osiąganie celów.   

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka