Przeglądnąłem pobieżnie Raport Millera. Na dogłębną lekturę i analizę potrzeba sporo czasu, ale to co już wypatrzylem powoduje tytułową reakcję.
Wygląda na to, że najwyższa pora rozpędzić cyrk pod tytułem Wojsko Polskie. Jeżeli na lot o znaczeniu prestiżowym wysyła się załogę, w której jedynie technik pokładowy ma ważne kwity, dopuszczające do latania, samolot leci bez ważnych przeglądów technicznych, to nic dziwnego, że lot kończy się katastrofą.
Żeby usiąść za sterami Air Force One trzeba wylatać minimum 10 tysięcy godzin, z czego większość musi być na Boeningach zbliżonych parametrami do prezydenckiej salonki. Protasiuk jako kapitan wylatał tych godzin zaledwie 500, ledwo kilka razy lądował na lotnisku wyposażonym tak skąpo jak smoleńskie, nigdy w warunkach słabej widoczności. Zrezygnowano z rosyjskiego lidera, mimo, iż żaden z członków załogi nie miał pojęcia o rosyjskich procedurach i przepisach. Jedynie Protasiuk znał na tyle rosyjski, by się w ogóle porozumieć z wieżą.
Załoga nie wiedziała, że Rosjanie używają własnej wersji systemu GPS, i że koordynaty lotniska na otrzymanej mapie należy przeliczyć na wersję amerykańską, zamontowaną i używaną na Tutce.
Załoga nie potrafiła współpracować w powietrzu - nic dziwnego, sformowana w tym składzie została w przeddzień lotu.
To wszystko są zaszłości wynikłe w 36 SPLT - nie miał na to wpływu żaden cywil, z ministrem i premierem włącznie.
W czasach kaczyzmu nastąpiła wymiana kadr dowódczych w wojsku, winą platfusów jest brak przeprowadzenia natychmiastowej czystki i zastąpienia niekompetentnych dowódców fachowcami.