Odszedł generał Jaruzelski, który na zawsze pozostanie plamą na honorze dzisiejszej Polski. Na honorze Państwa i narodu, który nie potrafił ukarać kata najpiękniejszego powstania polskich sumień, jakim była Solidarność ’81, człowieka, na którego rękach pozostała krew gdańskich stoczniowców i górników z kopalni „Wujek”. To on pozwolił umrzeć tysiącom niewinnych Polaków, którzy nie uzyskali pomocy lekarskiej w pierwszych tygodniach stanu wojennego.
Jaruzelski był zdrajcą interesu polskiego od najwcześniejszych lat swojej wojskowej i politycznej działalności. Bronił zawsze interesów polskich komunistów i poprzez to interesów sowieckiej Rosji. Nie wahał się przy tym pozwalać na prześladowanie i zabijanie Polaków, którzy inaczej postrzegali rzeczywistość i interes Polski niż on i jego otoczenie.
Słucham komentarzy medialnych na temat generała i wśród nich nie pojawił się dotychczas żaden ze środowiska rodzin ofiar reżimu komunistycznego. To dowód na to, że epoka generała nie skończyła się i nadal ma się dobrze. Łajdacy III RP, którzy przez lata kryli komunistycznego zbrodniarza, są dzisiaj jego spadkobiercami i będą wszelkimi sposobami chronić jego krwawej spuścizny.
Jest tylko jedna rzecz, za którą zawsze szanowałem generała. Nie pamiętam, aby kiedykolwiek posunął się on do chamskich i uwłaczających sformułowań w stylu Niesiołowskiego, Tuska, Palikota lub Bartoszewskiego. Nie zmienia to faktu, że Jaruzelskiego można bez obaw o pomyłkę postawić w jednym szeregu ze Stalinem, Breżniewem, Pinochetem, Husakiem i innymi krwawymi dyktatorami.