Historia z mojego otoczenia.
Małżeństwo z około dwudziestoletnim stażem. On trochę starszy od niej. Pewnego dnia zakłada konto na naszej-klasie, wpisuje się do swojej dawnej klasy, odnajduje swoich dawnych kolegów, koleżanki. Odnajduje też swoją dawną miłość z czasów liceum. Zaczynają pisać do siebie wiadomości, odzywają się wspomnienia, ona na zdjęciach ładna, szczupła, niezła laska jak na swój wiek. Mąż, troje dzieci, można sobie w galerii zdjęć zobaczyć. Żona zaczyna coś podejrzewać, bo dotąd niedbale traktujący sprawy ubioru mąż zaczyna się stroić codziennie przed lustrem i odstawiać młodzieniaszka. Odkrywa listy ("Kochany A. !"), odkrywa, że planują "spotkanie po latach". Pisze wiadomość do tamtej: "Może byśmy się spotkały, poznały się? Żona A.". Ona odpisuje uprzejmie: "A może niech pani coś ze sobą zrobi? Schudnie? Może operacja plastyczna?".
Mąż przyciśnięty do muru oznajmia: "Kocham ją".
Ostatnio w ich małżeństwie zaczęło się układać lepiej, planują nawet jakiś wyjazd. Ale coś wisi w powietrzu, coś jest nie tak. Żona A. schudła, ale nie poprzez uprzejme rady. Bo nie ma siły nic jeść.
Moja znajoma usłyszawszy te historię oznajmia "To wszystko przez naszą-klasę!".
W takich sytuacjach, jak ta, zawsze szuka się winy gdzie indziej: "A gdyby on się tam nie zalogował", "a gdyby ona nie zmieniła pracy", "a gdyby on nie wyjechał w delegację" i tak dalej...
A to nie jest tak, że wina zawsze leży w człowieku, a nie w okolicznościach?