fircyk fircyk
187
BLOG

Pierwszy z gospodarską wizytą w szkole

fircyk fircyk Polityka Obserwuj notkę 1

 Na chwytliwy fortel PiS-u na powołanie technicznego rządu, Donald Tusk potrzebował odpowiedzieć jeszcze lepszą socjotechniczną sztuczką. Nauka samego języka angielskiego okazała się niewystarczająca, dlatego Premier postanowił gruntownie poszerzyć wiedzę, by w przyszłości móc samemu stanąć na czele rządu specjalistów, i wrócił do gimnazjum.

 Furda! Pojawił się tam nie po to, aby się dokształcać, wszak jak sam powiedział w programie Tomasza Lisa, że choć „genialny nie jest, to uważa się za dobrego premiera”. Skoro dobry to pewnie mądry, a skoro mądry już jest, to uczyć się nie musi, co tłumaczy abominację do słowa pisanego trafiającego na jego biurko. On nie czyta, On wie.

Skoro w weekend „deta” wręczył puchary zwycięzcom piłkarskiego turnieju im. Dobrego premiera. Dla równowagi, postanowił uświetnić „dzień nauczyciela”. I tak premier swą osobą zaszczycił jedno z warszawskich gimnazjów. Wizyta była spontaniczna, tak jak prezent w postaci krawatu, który otrzymał od belfrów Tusk.

Atmosfera na późniejszym briefingu zorganizowanym przez kancelarię była słodziutka jak peruwiańskie „pisco”. Prowadzący z uśmiechem przyznawał się dziennikarzom, że odbył kilka rozmów z nauczycielami, z których nie wszystkie były przyjemne.

Choć to niepojęte, by ktokolwiek mógł rozmawiać z „Najfajnopolakiem z Fajnopolaków”, nie wierzyć ojcu „czasem nawet za bardzo szczerego syna” nie ma podstaw. Czego dotyczyły i jak wyglądały „nieprzyjemne rozmowy”, niestety możemy tylko konfabulować.

Może wytknięto premierowi frajerskie wystąpienie w reportażu „Ja i moi ludzie” o pseudokibicach Lechii Gdańsk? Może sfrustrowany zapowiedziami zmian w karcie nauczyciela, lub likwidacjami placówek oświatowych pedagog zasugerował, że węzeł nowo-otrzymanego krawata powinien zostać stanowczo mocniej zaciśnięty?

Raczej nie. Nauczyciele sami doskonale wiedzą, że mają za dobrze i w pełni aprobują działania MEN.  Wrażenie, jakie robił Tusk, wskazywałoby raczej na jakiś „prztyczek” pokroju nazwania rzecznika rządu cieciem. Przyjemne to, oczywiście, nie było, ale było zabawne i/bo* (niepotrzebne skreślić) nie dotyczyło bezpośrednio samego premiera.

Wracając jednak do meritum. Skoro stary Bąk pojawił się w szkole, miejscu mającym zapewnić absolwentom lepszą przyszłość, padło pytanie, czy powiedział uczniom, że lepiej być dobrym spawaczem mającym pracę, niż bezrobotnym, kiepskim politologiem –jawna aluzja do słów wypowiedzianych przez Tuska dzień wcześniej. Na tę złośliwość – co natychmiast wytknął dziennikarzowi, z nieukrywaną dobrodusznością, premier odpowiedział dyplomatycznie: Żadna praca nie hańbi. Każda jest lepsza od bezrobocia.

Czy taka sama odpowiedź padała, kiedy  „premierowicz” zasięgał rady światłego, doświadczonego papy przy wchodzeniu w spółkę z firmą OLT Express?

We wspomnianym na początku programie Donald Tusk powiedział również, że kiedy tylko pojawi się ktoś, kto lepiej wykonywałby obowiązki premiera, nie czekałby do końca kadencji, oddałby władzę od razu. Pojawia się zatem w tunelu światełko pochodzące od peruwiańskiego słoneczka. Jakimi kryteriami „lepszości” kieruje się Ten, który jest? Pytanie zostawiam bez odpowiedzi. Drzwi szturmuje mi ABW. 

fircyk
O mnie fircyk

fircyk jaki jest, każdy widzi

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka