Bartosz Radomski Bartosz Radomski
44
BLOG

11. Co na kryzys?

Bartosz Radomski Bartosz Radomski Polityka Obserwuj notkę 1

W gospodarce światowej spore zawirowania. Po latach tłustych przyszły lata chude. O czasach chudych i tłustych pisano już w biblii, więc nie ma się co dziwić, że coś się na świecie zmienia.

Niewątpliwie Polska nie znalazła się jeszcze na skraju bankructwa, a w ostatnim roku także system finansowy nie załamał się tak silnie, jak w niektórych innych państwach globu. Straciły osoby inwestujące w instrumenty związane z giełdą, okres posuchy przeżywa póki co przede wszystkim budownictwo mieszkaniowe i motoryzacja. Oraz ci, którzy jeszcze raz zawierzyli bankowcom i podpisali umowy na tzw. opcje.

Niestety nie wiemy o ile jeszcze będzie większa grupa osób, których kryzys dotknie osobiście. Dziś źle śpią osoby mające kredyty w walutach obcych, tak nagminnie udzielane w ostatnich latach, szczególnie we franku szwajcarskim. Mówi się, że ten rok przyniesie powiększenie rzeszy bezrobotnych o nawet 300 tys. osób. Recesja dotyka dziś nawet media – swoich pracowników zwalniały już Agora, Puls, ostatnio Polsat News, a i w TVN trwa przyglądanie się etatom.

To jasne, że w gospodarce są lata chude i lata tłuste. Potrzebny jest bowiem czas na odświeżenie gospodarki. Kryzys, choć słowo to jest chyba zbyt nagminnie używane, działa na gospodarkę jak otwarte po kilku dniach przebywania okno w pokoju – odświeża atmosferę. Władza powinna interesować się przy tym więc wpuszczaniem świeżego powietrza, a nie łapaniem noży czy ratowaniem jeszcze żywych trupów.

Podobała mi się wypowiedź premiera Tuska dotycząca ratowania banków. Choć problem ten polskich instytucji w zasadzie nie dotyczy – to jednak firmy-matki polskich placówek nie rzadko mają problemy. Jak zachować się w tej sytuacji? Uważam, że banki można przejmować tylko za bezcen i tylko za pakiety większościowe. W ten sposób można też poszerzyć polski rynek bankowy. Grupa PZU już od jakiegoś czasu chce kupić jakiś duży polski bank. Mam nadzieję, że to się im wkrótce uda. Mówi się, że pod młotek mogą pójść polski oddział Citibank, BZ WBK a nawet PeKaO SA. W przypadku zakupu przez Grupę PZU banku sens traci przedstawiony dziś pomysł PiS – połączenie banku PKO BP z Grupą PZU.
Banki i instytucje finansowe to jedno, a realna gospodarka – drugie i ważniejsze. W dobie ogromnych przemian gospodarczych wiele państw zachodnich zdecydowało się na pompowanie pieniędzy w żywe trupy. Nas na razie problem żywych trupów nie dotyczy – upadają firmy, które były zarządzane źle, nie ma sensu ich ratować. Pomoc trzeba kierować do tych, którzy na upadku takiej firmy tracą najbardziej – do pracowników. Ratunkiem nie może być jednak podtrzymywanie życia takiej firmy.

Według mojej oceny najlepszą drogą w tej sytuacji są programy inwestycyjne. Nie bez kozery wielu ekonomistów mówi, że to w kryzysie wyrastają fortuny. Czas postarać się o to, by jak najwięcej tych fortun wyrosło w Polsce. Niewątpliwie na utracie pracy najpierw traci pracownik, potem budżet państwa, a w efekcie problemów budżetowych całe społeczeństwo. Budżet bowiem nie tylko nie dostaje podatków od pracownika, ale też traci nowe środki na świadczenia socjalne.

W ubiegłym roku rząd Donalda Tuska zwiększył areał ziemi, na których mogą powstać specjalne strefy ekonomiczne – ów areał powiększono z możliwych 12 000 ha (ta powierzchnia już została wyczerpana) do 20 000 ha. Dzięki temu w Polsce może powstać w tej chwili 8 000 ha specjalnych stref ekonomicznych, w których inwestorzy zwolnieni są z różnej maści podatków i opłat.

Kryzys to okres, w którym specjalną strefę ekonomiczną należałoby rozciągnąć na cały kraj. Budżet bowiem i tak na bezrobotnych traci podwójnie. Wprowadzenie dwu, trzyletnich zwolnień podatkowych z tytułu inwestycji jest więc bardziej zyskowne niż łożenie na świadczenia socjalne. Dla budżetu jest to w zasadzie tylko kwestia kosztu utraconych możliwości. Inwestycje, a te na pewno się w takim wypadku pojawią uruchomią też popyt wewnętrzny i w ten sposób koło znów się zamyka.

Oszczędzanie, jakie w tym tygodniu zaproponował premier to oczywiście kierunek słuszny, o ile są to zmiany prowadzące do reformy finansów publicznych. Niestety oszczędności jakie są przedstawiane to przede wszystkim zmiany zamrażające. Oczywiście, jak się nie ma pieniędzy, to trzeba zaciskać pasa, ale nie prowadzi to do rozwiązania problemu, a tylko do nie powiększania dziury budżetowej.

Z reformą finansów publicznych nie poradził sobie do tej pory żaden rząd, także rząd Donalda Tuska. Mówi się, że aż 30 proc. wpływów z podatku VAT to koszt poboru tego podatku. I rzeczywiście – system VAT jest bardzo skomplikowany i rozbudowany. Widać to np. przy wydatkach budowlanych. Nadal istnieje ulga, dzięki której po zakupie materiałów budowlanych (stawka 22 proc.) możemy w Urzędzie Skarbowym uzyskać zwrot różnicy między stawką 7 proc. a 22 proc. Żeby przygotować taką wypłatę potrzebna jest rzesza urzędników w urzędach skarbowych , pracowników firm księgowych i budowlanych. I po co? Skoro można scedować te pieniądze na tak newralgiczne punkty jak zdrowie, oświata czy kultura.

Równie skomplikowany jest system kosztów pracy. Co miesiąc pracownicy otrzymują zwykle tzw. odcinki – z wykazem kwot, jakie pracodawca przekazał do różnych organów podatkowych. Problem w tym, że jest to tylko część pieniędzy, jakie pracodawca łoży na utrzymanie pracownika. Czas skończyć z tą demagogią i także w tej kwestii doprowadzić do jasnego stanu – x proc. na państwo, y proc. do kieszeni. Ograniczenie kosztów pracy w czasach kryzysu nie jest łatwe, ale gdyby udało się chociaż system usprawnić to byłby dobry prognostyk na późniejsze sterowanie owymi procentami.

Fundusze unijne to kolejny, acz już oczywisty punkt walki z recesją. Niewątpliwie warto przyspieszyć wdrażanie programów unijnych i wydawanie pieniędzy, bo to prowadzi do sprowadzenia nowych środków do Polski, powoduje inwestycje i powstanie kolejnych miejsc pracy. W tej kwestii pomocna jest również złotówka – jej osłabienie spowodowało, że w ramach funduszy z lat 2004-2006 „zyskaliśmy” od lipca 2008 do grudnia 2008 ok. 1,4 mld zł dodatkowych funduszy. Oczywiście uzyskamy te środki tylko wtedy, gdy w odpowiednim momencie środki zostaną realne wpompowane w gospodarkę – księgowe podniesienie nie ma tu nic do rzeczy.

Od dawna także mówi się o złym systemie świadczeń społecznych. I rzeczywiście, mam wrażenie, że czas wprowadzić zasadę wędki, a nie ryby. Przede wszystkim osoby uzyskujące świadczenia powinny posiadać także obowiązki wobec państwa – obowiązek pracy, edukacji, ale też oczywiście obowiązek opieki nad osobą niepełnosprawną czy chorą – gdy świadczenie jest związane np. z chorobą osoby bliskiej.

W kryzysie warto postawić na inwestycje, na wspieranie nowych przedsiębiorców i sprowadzanie inwestorów zagranicznych. Wrzucanie pieniędzy w niewydolny system, niewydolne firmy to błąd, który zemści się w przyszłości.

Witam na blogu! Mam 19 lat, skończyłem przasnyskie Liceum Ogólnokształcące im. Komisji Edukacji Narodowej, a teraz studiuję prawo na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Na polityczne wybory jestem jeszcze za młody - ale chyba bliżej mi do liberalizmu niż konserwatyzmu. Tak też wskazał jeden z testów internetowych ;-). Staram się zawsze być możliwie obiektywnym i na poruszane problemy patrzeć jak najszerzej - czy robię to dobrze mogą Państwo ocenić zostawiając komentarz, na co szczególnie liczę.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka