kindzie kindzie
121
BLOG

Czego bronią "obrońcy życia"?

kindzie kindzie Polityka Obserwuj notkę 36

    Po długiej serii artykułów w "Gościu Niedzielnym" szkalujących Alicję Tysiąc, ich bohaterka wystąpiła wreszcie z pozwem przeciwko redaktorowi tego pisma. Tak jak się można było spodziewać, spowodowało to wylanie na jej głowę kolejnej porcji jadu ze strony "obrońców życia". Na swoim bogu w salonie 24 niezawodny Tomasz Terlikowski potwierdził w odniesieniu do niej słuszność epitetu „niedoszła morderczyni” i porównał ją do Eichmanna. A jego poplecznicy dali pod tym wpisem istny koncert nienawistnych i poniżających wyzwisk w stosunku do tej kobiety. I oczywiście, jako uzasadnienie tego seansu nienawiści, znowu pojawiły się slogany o "nienarodzonym dzieciątku", o "człowieku od chwili poczęcia" i o "„ochronie najmniejszych i bezbronnych".

    Właśnie ta retoryka jest tym, co mnie fascynuje. Próbuje ona narzucić przekonanie, że już od zapłodnienia mamy do czynienia z tą samą słodką istotką, którą parę miesięcy później będzie można zobaczyć na USG, jak ssie paluszek, i nad której wózeczkiem jeszcze później będą pochylać się w zachwycie wszystkie ciocie i wujkowie. Obraz zygoty, moruli i blastuli ma zostać wyparty ze zbiorowej wyobraźni poprzez wizję miniaturowego niemowlaczka, cudownie powstałego w chwili zetknięcia się plemnika i komórki jajowej.

    Tyle, że tego niemowlaczka wcale wtedy nie ma. Najpierw jest zygota, której struktura niczym szczególnym się nie różni od komórek, które ludzie tracą na przykład w wyniku zadrapania. Potem ta komórka zaczyna się dzielić i namnażać. A efekt tego podziału może być diametralnie różny w zależności od wielu czynników. Może z niego powstać jeden płód, może powstać wiele płodów, a może też powstać zdegenerowany twór, którego najzagorzalsi "obrońcy życia" nie nazwą człowiekiem. Pomijam już kwestię, że nawet jeśli uformuje się płód (albo płody), to upływa jeszcze pewien okres zanim wytworzy się u niego struktura nerwowa umożliwiająca świadomość i odczuwanie. Pomijam fakt, że zarodek na pewnym etapie składa się z komórek, które w zależności od warunków mogą się przekształcić w dowolną tkankę. Najbardziej mnie interesuje, w jaki sposób "obrońcy życia" godzą swoją ideę "człowieka od chwili poczęcia" z tą gamą możliwości, jakimi, zależnie od różnych bodźców, może się zakończyć rozwój zarodkowy. Przecież skoro w imię tej idei domagają się wyzuwania kobiet z prawa decyzji o własnym życiem i własnym ciele albo nawet zmuszania kobiet do rodzenia dzieci gwałcicielom lub kontynuowania ciąży, choćby się miała się skończyć śmiercią lub kalectwem ciężarnej, to niespójność tej idei, jej wewnętrzna sprzeczność i nielogiczność powinna im strasznie doskwierać?

    Wszystko wskazuje na to, że jednak nie bardzo doskwiera i że "obrońcy życia" nie starają się nawet godzić tych sprzeczności. Jeśli podsuwa im się opisane wyżej argumenty pod nos, to prawie zawsze po prostu je ignorują.

    Takie zachowanie byłoby bardzo dziwne, gdyby założyć, że naprawdę chodzi im o obronę ludzkiego życia. Staje się jednak zupełnie zrozumiałe, jeżeli przyjąć, że u podstaw ruchu "pro-life" leży w rzeczywistości zupełnie inna idea. Że nie chodzi o żadne maleńkie, bezbronne dzieci, podobnie jak w sprzeciwie wobec antykoncepcji nie chodzi o żadną enigmatyczną "godność aktu małżeńskiego". Że potępienie aborcji i antykoncepcji ma w gruncie rzeczy to samo źródło: przekonanie, że wszelka ludzka ingerencja w proces zapłodnienia i ciąży narusza wyłączną boską prerogatywę. A zamach na boski przywilej jest ohydnym występkiem.

    Ten argument przewija się zresztą regularnie poprzez kościelne nauczanie i poprzez zaczerpnięte z niego wywody "obrońców życia", najczęściej jednak jest osłaniany poprzez zaklęcia o człowieku od chwili poczęcia, o najmłodszych obywatelach i dzieciątkach pod sercem matki. Bez osłonki występuje wyłącznie wtedy, kiedy te zaklęcia nie mogą już mieć żadnego zastosowania, jak na przykład w dyskusji o zapłodnieniu in vitro z wykluczeniem tworzenia nadliczbowych zarodków. Ale po co "obrońcy życia" mieliby tuszować prawdziwą przyczynę, która każe im bluzgać na Alicję Tysiąc albo wsadzać do kryminału odebraną matce czternastolatkę? No cóż, opinia: "Zaprawdę, słusznym jest i sprawiedliwym, żeby raczej kobiety traciły wzrok, umierały lub były niewolone do życia, przed jakim się wzdragają, niżby boży przywilej miał zostać naruszony", chociaż może dwieście lat temu brzmiałaby poważnie i przekonująco, dzisiaj w powszechnym odbiorze wydałaby się ździebko jakby okrutna. Toteż podejrzewam, że "obrońcy życia" rzadko ją formułują nawet w cichości ducha. W końcu przyjemniej postrzegać się jako obrońcę miniaturowych niemowlaczków niż "stanąć w prawdzie o sobie" (pokochałam ten zwrot!) i ujrzeć siebie jako fanatycznego sadystę, który uwielbia składać ofiary swojemu bogu z cudzego cierpienia oraz poniżać i torturować swoje ofiary – w braku innych możliwości, choćby tylko słowem.

kindzie
O mnie kindzie

Lubię jałowe dyskusje, które donikąd nie prowadzą

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka