mona mona
435
BLOG

Najjaśniejszy Panie Naczelniku!

mona mona Polityka Obserwuj notkę 4

Mamy trochę dziennikarzy z prawdziwego zdarzenia – i potraktujmy ten punkt jako odptaszkowany.

 Z rozbawieniem patrzę jednak na wielu antyszambrujących dziennikarskich mędrców, którzy nijak nie mogą się zdecydować – w tą, czy w inną stronę. Więc siedzą w tym Przedpokoju, niczym gapiowaci pretendenci do ręki Agafii Tichonowny – i chyba nie bardzo wiedzą, co dalej.

W BanTuskStanie żyli w poczuciu, że tak, czy siak –wiele nie wymyślą, bo zakrzyczą ich rozhisteryzowane michnikoidy, przypinając im którąś z ohydnych  łatek, zawsze będących na wyposażeniu u czerskich. Antysemitami wprawdzie nie można ich nazwać, ale „oszołomami”? – czemu nie?

Przyszło im więc – na ten przykład - udawać wiarę absolutną, iż samolot, który z wysokości 6. metrów spadł w bagienko, miał święte prawo rozlecieć się na milion odłamków, które trudno nawet nazwać częściami. Nawet jak mieli wątpliwości – „nie wypadało” ich otwarcie ujawniać.

A wszystko przez tego przeklętego „Antka – oszołoma”: do jego wirtualnej karety, w razie zdecydowanego wyrażenia wątpliwości, natychmiast zostaliby wprzęgnięci.

No, cóż… gdyby nie istniał Macierewicz, byłoby im zresztą tak samo głupio – sama myśl o lataniu z „czerską łatką” przyprawiała ich o zimne poty. Czerska Trybuna jest jak czekiści, nie wybacza poglądów i potrafi karać po stalinowsku - za każdą wolną myśl.

No i zostałi z ręką w pewnym naczyniu… „Wyjaśniane” smoleńskiej tragedii przez Millera… dobra, dajmy pokój. Macierewicz przynajmniej poruszył niebo i ziemię, a autorytety, które za nim stoją, są nieporównywalne z tamtym cyrkiem.

I tak z uczciwych, myślących ludzi, przedzierzgnęli się w stado skołowanych baranów, w dodatku, niepodziewanie a  ewidentnie, nagle pozbawionych barana – przywódcy. Mogli go nie lubić, nawet nie szanować – ale był, wyznaczał kierunek, a sam  fakt, że któryś consigliere mógł surowo  pogrozić paluszkiem, już stanowił niezbędne alibi. „Wszak człowiek ma kredyty!”

Człowiek człowieka zrozumie, a że ja mam anse… „Babozwierze kanapowe” już tak mają: siedzą na kanapie i mają za złe. Pominąwszy, że nie mam kredytów.

Pamiętam oczywiście fakt fizycznej  ( ale także mentalnej - u innych) solidarności z Cezarym „Trotylem” Gmyzem. Niewątpliwie chwalebne – trzeba oddać sprawiedliwość i nie rozwodzić się – „co by było, gdyby było”. Tylko jeden razik, pozwólcie: czemu mam wrażenie, czy  - poza oczywistym oburzeniem na chlebodawcę i jego nocną, śmietnikową akcję – nie wplątał się tam przy okazji  jakiś  Akt Strzelisty w rodzaju „Panie, abym przejrzał”?

Niestety, Bóg nie wysłuchał. Panowie coś szczebioczą, coś sugerują, jednak niemal zawsze jest to okraszone niezbędną wrzutką „gdybym był za PiS-em – to ho, ho, ho”!

Lub jakoś podobnie. No, takie – bardziej skomplikowane – credo.

Ktoś musi być winien temu stanowi rzeczy, ale  z tym jest tak, jak ze słynnym zeznaniem – „ta budka telefoniczna tak szybko na mnie jechała!”.

Ten ktoś, najbardziej winny, nawet bardziej niż Macierewicz, winny był zawsze, przez sam fakt istnienia, ale w środowisku niewielu było albo tak odważnych, albo tak głupich, żeby zaczepiać go ad personam, kiedy rzeczy zaczęły się dziać. Bo ten człowiek był ofiarą: stracił wszystko, co kochał,  w strasznym czasie ciężkiej choroby matki, którą w dodatku musiał oszukiwać, aby Ją chronić.

Oczywiście hieny są zawsze gotowe do ataku, ale ja mam na myśli ludzi przyzwoitych, a przynajmniej pewnych swojej przyzwoitości.

Atakować „Kaczora” zawsze było trudno: nawet najbardziej zajadli przeciwnicy wiedzą, że Jarosław Kaczyński ma wciąż tę najważniejszą miłość – Polskę. Jeśli chce władzy, to chce jej dla tej właśnie Polski. Trudno mieć wątpliwości – żadnej szmatki z  „postawu czerwonego sukna” nigdy nie wyszarpał – i nie pozwolił na to innym. Można wprawdzie mieć inny pomysł co do kierunku i „omijania przeszkód”, ale ja tego nie słyszę. Te ciche popiskiwania niczego nie wnoszą, składają się z samych wątpliwości.

Rozumiem: „ten straszny „Kaczor”… czyli kolejny strach na wróble.

Tak na wszelki wypadek, atakuje się prezydenta, mając nadzieję, że się wystraszy. Zupełnie po głupiemu robi się z Andrzeja Dudy „kaprala u „Kaczora”, jakby nie było wiadome, że „Kaczor” może prezydentowi … natrukać. Co mu zrobi? Odwoła prezydenta? Zwolni go z roboty?

 Ale Andrzej Duda jakoś nie wygląda na silnie przestraszonego.

Można mieć te wątpliwości co do „słusznej linii”, ale wszystkim wiadomo: nie może być tak, jak było, nie może być tak, żeby rządzący mówili wprost, że tego kraju już nie ma, że zostało z niego rumowisko, określone jako „CH.D i KK”. A także – chyba każdy myślący człowiek  wie, że szybko trzeba zrobić z tym porządek, przeprowadzić jakiś „ruch egzekucyjny”, idąc po śladach Sejmu Piotrkowskiego, wyrwać z pazernych, lepkich łap łupy ośmioletniej degrengolady – i zrobić wszystko, żeby nie łupiono dalej. Do beneficjentów tego łupu należy Trybunał Konstytucyjny, który „własnoręcznie” postawił się ponad prawem.

Może tak było za pierwszych Piastów, ale później już nikt nie miał w Polsce władzy absolutnej – bo TK taką właśnie ma: może ‘utrącić” wszystko w procesie legislacyjnym, jeśli da mu się okazję. Komu na tym zależało? Oczywiście tym, którzy z Polski zrobili H.D.i KK.

 „Ukraść pieniądze z OFE? Ależ bardzo proszę, Tybunał się jakoś wyżywi!”

Nasi pretendenci z antykamery to jednak ludzie inteligentni. Już od dawna wiedzą, że należałoby grzmieć pełnym głosem.

Tylko ten „Kaczor”…

Wstyd i strach nie pozwala się wycofać z bezpiecznej gawry: Kaczor jest nie tylko pamiętliwy, ale ma ostry, celny jęzor. Nawet podlizywać się nie można, zawsze może wyśmiać!

  Pyskować można, można nawet nienawidzić - ale „karawana idzie dalej”.

I oto nasi antyszambrujący znaleźli się w sytuacji zupełnie idiotycznej. Tym razem już bez wahania  powinni opowiedzieć się po właściwiej stronie: doskonale wiedzą, gdzie jest winowajca zamętu z Trybunałem, jaką rolę odegrał tam Rzepliński, itd., itd., itd.

 Świetnie wiedzą, kto i w jakim celu wyprowadza na ulice tłumy skołowanych ludzi, świetnie wiedzą, że to jest zwyczajnie niebezpieczne. Są świadkami łobuzerki sejmowej, uprawianej w sposób haniebny, spędów w imieniu „zagrożonej demokracji” ( śmiej się pan z tego”), doskonale wiedzą, kto i po co wyprowadza gawiedź na ulice.  Więcej – są świadomi pogróżek chamskiego niemieckiego prostaka wobec Polski. Podobało się?

Nie twierdzę, że gawiedź… dobra,  obywatele coś naprawdę mogą, ale… to gawiedź, zwana obywatelami, skazała na śmierć Sokratesa, czy wykurzyła z Aten Temistoklesa, który ocalił jej tyłek przed perską niewolą.

A gdyby jednak coś się stało? Odpukuję, ale mam świadomość, że wywołane rozruchy kończą się różnie.

Co dalej? Znowu GH.D i KK? Pomyśleli?

Na koniec wnoszę petycję do prezesa: Najjaśniejszy Panie Naczelniku! Chyba czas wyciągnąć z piwnicy Mastę. Bardzo prosimy!

P.s. Niech mi odtąd nikt nie mówi, że Rymanowski jest dziennikarzem obiektywnym, czy względnie obiektywnym. Może kiedyś rzucał kamieniami w ZOMO-li, ale na tym etapie zakończył rozwój.

Acha, gwoli uczciwości - "N. P. N"  - ® Eska

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

mona
O mnie mona

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka