Jechałem przez miasto jak szalony na pełnym gazie, łamiąc przy tym chyba wszystkie przepisy, ale kogo to teraz obchodzi. Bo widzicie, ja to mam szczęście, więc zdążyłem wstać, wziąć prysznic i nawet wyprowadzić psa, zanim włączyłem telewizornię akurat na czas żeby usłyszeć o tej całej anarchii. Przerzucałem akurat kanały sącząc poranną kawę, kiedy wskoczył na wszystkie ten śmieszny facio z rządu i powiedział, że już nie będzie rządu, że będzie wolność, blablabla... Do jasnej cholery! Ja to jestem sprytny, bo gdybym nie był, to jeszcze bym tam siedział i myślał nad tą całą wolnością czy to nie jakaś nowa unia, a ja od razu skojarzyłem że anarchia i tyle. Pruję więc teraz przez miasto i zastanawiam się czy zdążę. Pierwsze oznaki już widać, tak szybko się to rozkręca. Co rusz wypadek, bo mało kto jest na tyle głupi, żeby jeszcze przestrzegać jakichś durnych rozporządzeń. Goście się potem tłuką ze sobą, bo i co mają robić. Na policję zadzwonią?
Obok rynku prawie wpieprzyłem się w korek. Trochę się człowiek zamyśli i już się robi niewesoło. Stało kilkadziesiąt aut z kierowcami od lat dzień w dzień wkurzonymi na korki, a tu nagle bum! Żadnych zasad. Jak tam dojechałem ulica wyglądała jak w jakimś cholernym Iraku. Rozróba totalna, każdy się leje z każdym, płoną jakieś auta. Jakiś tępy gliniarz próbował ich porozdzielać, zamiast spieprzać stamtąd w cholerę. Rzuciło się na niego ze dwudziestu typa, to załatwił może dwóch. To mi dało do myślenia - pistolecik to za mało na taką jatkę. Ominąłem ten bajzel chodnikiem trąbiąc na jakichś debili którzy jeszcze nie skumali jak się sprawy mają, albo chociaż tego, że moje auto waży lekko dwadzieścia razy więcej niż oni i zapieprza stówą. Byłem gdzieś w dwóch trzecich drogi, kiedy zadzwonił ten gówniarz mój syn. Jak mi zaczął płakać, że wszyscy w szkole powariowali i żeby go ratować, ze śmiechu mało nie wjechałem w ścianę. Zadzwoń do tej baby z opieki społecznej. Powiedz że ci emtiwi nie pozwalają oglądać, albo że chcesz tusz do rzęs pożyczyć. Ciota! Co to w ogóle jest żona, syn... Kogo to teraz obchodzi!?
Minutę drogi od bazarku mignął mi w oddali zielony Star i już wiedziałem że zdążyłem. Bo widzicie, ja to sprytny jestem, więc z miejsca skumałem, że jak się tylko chłopaki z wojska dowiedzą o tej całej anarchii od razu rzucą sprzęt na rynek. Jasne że rzucą bo kto im zabroni. Klientów nie było wcale, stało tylko paru frajerów, którzy myśleli, że ktoś im coś da za te rządowe papierki. Jeden z wojskowych celował w nich z kałasza i tłumaczył idiotom, że ma czym tyłek podcierać. Trzeba być głupim, nie to co ja, bo widzicie, ja to przewidujący jestem. Za skrzynkę łyskacza i trochę złotych rubli po dziadku dostałem kałacha, parę magazynków, naboje, kilka granatów, hełm i kamizelkę kuloodporną. Rychło w czas, bo dookoła zaczęło się robić gorąco. Depnąłem na gaz żeby zmyć się z stamtąd zanim szweje skończą jak ten gliniarz. Bo widzicie, ja ekonomię też trochę znam, to dobrze wiem, że jak jest duży popyt i mała podaż ktoś zapłaci wysoką cenę.
Wszystko było świetnie do czasu, aż się wpakowałem z powrotem w centrum. Ulice wyglądały jak w tym amerykańskim filmie o Somalii, a miejscowe czarnuchy wcale nie starały się wyglądać na milszych. Powiedzmy oględnie, że fryzjerzy wrócili do golenia brzytwą. Kurde! Jak się zacząłem z tego tekstu śmiać, to ocknąłem się dopiero jak jakieś sukinsyny rozwaliły mi szybę kamieniem. Coś się ze mną zaczyna dziać jak z tą całą hołotą. Puściłem w nich serię z kałacha żeby wiedziało frajerstwo z kim ma do czynienia i pobiegłem się schować w jakimś budynku. Trzeba przeczekać. Niech się przez cały dzień ta swołocz napieprza to w nocy będzie luźniej. Grunt to się z miasta wydostać zanim je spalą do szczętu.
Stałem w oknie mieszkania na najwyższym piętrze kamienicy i patrzyłem na ten cały syf. Robił się już zmierzch i co raz lepiej było widać fajerwerki. Właściciela mieszkania nawet nie musiałem rozwalać, bo ktoś go wcześniej wyrzucił przez okno. Ach, ta przyjaźń sąsiedzka...he he he... Co raz gorzej ze mną, bo jak już zacznę rechotać to nie mogę przestać. Widać mnie już też puszczają hamulce. Myślałem o tym jak siedziałem tu ten caly czas i piłem piwo znalezione w lodówce. Gdybym zastał kogoś w tym mieszkaniu zastrzeliłbym bez wahania. Kiedy jechałem autem też nie rozjeżdżałem frajerstwa tylko dlatego, że straciłbym przez to cenny czas. Nie pytajcie, bo nie wiem dlaczego. Wystarczy spojrzeć przez okno, żeby zobaczyć że każdy tak ma. Cholera jasna! Wczoraj chodziło toto grzecznie do pracy, do szkoły, łaziło po sklepach, chodnikach... Stał taki na rogu, ulotki rozdawał i było dobrze, a tu nagle ta cała anarchia i przez jedno słowo wszystkim szajba odbija. No po prostu paranoja!
Wylazłem z powrotem na ulice jak już było w miarę ciemno. Miejscami, bo wszędzie dookoła dopalały się auta, płonęły budynki i sklepy. Jak to dobrze że zamiast noktowizora wziąłem więcej naboi. Na cholerę by się tu nie przydał. Wystarczy być czujnym. No i hełm na głowie, bo jak człowiek ma oczy z tyłu głowy to się co chwilę na coś wpieprzy... Do jasnej cholery! Muszę nad tym panować bo tym razem było blisko, zbyt blisko. Zamiast się przemykać po cichu staję i zaczynam się śmiać z tych głupot. Prawie mnie załatwił jakiś świr z bejsbolem. Zauważyłem gościa dosłownie w ostatniej chwili i od razu przeciąłem serią na pół. Dobrze że już się nie waham nawet przez sekundę. Anarchia... Trzeba wydostać się z miasta i poczekać na Niemców. Niemcy na pewno przyjdą i zrobią z tym porządek. U nich zawsze jest porządek. A z resztą kogo to teraz obchodzi!?
Inne tematy w dziale Kultura