nhmaciek nhmaciek
208
BLOG

W obronie Krzyża 1960-2010 i żadnych analogii

nhmaciek nhmaciek Polityka Obserwuj notkę 2

Nie widze żadnych analogii pomiędzy obrońcami Krzyża w Nowej Hucie z kwietnia 1960 r., a tym co zobaczyłem dzisiaj w Warszawie. Nie mam najmniejszego zamiaru przyłączać się do chóru tych, którzy porównywali te zajścia kilkunastu osób przerywających barierki trzymane przez nieudolnych miejskich strażników do jakiegoś zamachu na państwo. Bo: - Państwo przegrało, jak ubolewali lewacy. Nie-lewacy wzdychali: - To autentyczny brak tolerancji dla symbolu, oceniając awanturę pod Pałacem Namiestnikowskim. To co zobaczyłem w okolicach wtorkowego południa było obrazem nędzy i rozpaczy, obrazem bezradności ludzi  Pałacu (tego od żyrandoli), ludzi Kościoła, nie wspominając już zagazowanych przez siebie służb Bufetowej i biednych harcerzy, którzy w dwuszeregu ostatecznie dotarli z pisemnym porozumieniem pod Pałac.. Nędza i rozpacz zupełna, bezwzględna. A o co mi w tym wpisie tak właściwie chodzi? Spróbuję wyjaśnić...

W 1960 r. pierwszy zryw nowohuckich kobiet w obronie Krzyża wziął się z pobudek obrony symbolu wiary, który pierwsi mieszkańcy Nowej Huty przywieźli ze sobą w wagonach, kiedy zdecydowali się na  przyjazd na budowę lepszego, nowego jutra pod Krakowem. Na miejscu Krzyża miał stanąć kościół. Zbudować go mieli   oni sami, społecznie, za pieniądze zebrane od wiernych. Komuniści zerwali obietnice, skonfiskowali pieniądze, a nad ranem 27 kwietnia 1960 r. wysłali na róg ulic Marksa i Majakowskiego koparkę do wyrwania drewnianego Krzyża jako ostateczne sprzątnięcie pozostałości tego "opium dla mas". Z czasem sytuacja zaogniała się. Nową Hutę odcięto od świata, totalnie pacyfikowano. Czy  wówczas obrona symbolu zamieniła się w uliczną awanturę? Nie wiem. Nie potrafię tego ocenić. Brak jest dostępu do jakichkolwiek źródeł. Dzisiaj  w zasadzie każdy może podać się za weterana tamtych wydarzeń, za obrońcę Krzyża, opowiedzieć swoją wersję wydarzeń i zostać uznanym za bohatera. Powiedzieć co się pamięta lub to co chce się powiedzieć - dla siebie, swojej legendy.  A tymczasem najpewniej na cmentarzu Rakowickim w kompletnej tajemnicy grzebano wówczas ofiary śmiertelne tamtych wydarzeń. To był czas strachu, także dla kapłana, który brał udział w takim pogrzebie. Tamte ofiary, zapomniane, nieznane - nic nam nie poświadczą, niczego nie potwierdzą...

Po co przyszło mi do głowy grzebać w tamtych wydarzeniach i porównywać je z tym co zobaczyłem we wtorek? Po co grzebać w czymś co wydaje się w Nowej Hucie nie do ruszenia, co ma znamiona naszego nowohuckiego mitu? Piszę o tym dlatego, że przeraziło mnie wtorkowe zachowanie tłumu. Absolutnie nie wątpię, że znaleźli się tam ludzie, dla których Krzyż to symbol wiary, zbawienia, symbol śmierci Chrystusa Zbawiciela. Patrząc jednak na paczkę typów niosących "nowe krzyże" jako "zastępcze", dostrzegłem  ich potworną obsesję, traktowanie dwóch skrzyżowanych drewnianych belek jak czegoś co można porównać do miecza, kosy czy przysłowiowej giwery. Te "nowe krzyże" miały być symbolami "wpierdolu". Miał to być "wpierdol" tym, którzy stanęli na drodze do tego właściwego Krzyża, a nade wszystko "wpierdol" spuszczony prezydentowi elektowi, szefowi jego kancelarii, Tuskowi, czy innemu Schetynie, w tym hierarchom Kościoła.  Pojawienie się przy okazji tej awantury postaci z oświęcimskiego żwirowiska daje świadectwo temu, że ktoś dziwaczny tym sterował, naganiał, prowokował? I to chyba całe sedno sprawy. Spuścić  "wpierdol" nadroższym symbolem  wiary większości tego nieszczęśliwego, poranionego narodu. A najrodższy symbol wiary potraktowany został jak byle co... 

I absolutnie nikt mnie nie przekona do analogii pomiędzy wydarzeniami w 1960 r. w Nowej Hucie, a tym co zobaczyłem we wtorkowe południe. A intensywne próby różnymi ścieżkami intensywnie się pojawiają.

Po temacie.

nhmaciek
O mnie nhmaciek

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka