"My Naród" "My Naród"
301
BLOG

Egzorcyzmy nad demonami

"My Naród" "My Naród" Polityka Obserwuj notkę 7
Sprawa budowy ,,Centrum przeciwko Wypędzeniom” w Berlinie staje się jednym z największych problemów w stosunkach polsko – niemieckich po 1990r. Kwestia ta jest szeroko dyskutowana w gremiach intelektualnych i w środkach masowego przekazu. W Polsce z zaniepokojeniem przyjmuje się wiadomości o planach wznoszenia pomników dla Niemców poszkodowanych przez II wojnę światową.   

Przewodnicząca Związku Wypędzonych (Bund der Vertriebenen) Erika Steinbach oraz Rudi Pavelka z Pruskiego Powiernictwa (Preussische Treuhand) nie zdają sobie sprawy, iż dokonują niebezpiecznych egzorcyzmów nad dawno już unicestwionymi w Europie demonami rewanżyzmu. Zaskakuje fakt, iż podobnych tyrad nie wygłasza się w stosunku do Rosjan, którzy przegnali Niemców z Królewca. Czy ,,wypędzeni” zawrócą w koleiny nienawiści proces pojednania polsko – niemieckiego? Miejmy nadzieję, że młodzi Niemcy wolą bawić się na Techno Party w Berlinie lub spędzać wakacje na Costa del Sol, niż ginąć w okopach walcząc za utracony Heimat swoich dziadków. ,,Wypędzonych” należałoby dla dobra Europy wypędzić po rozum do głowy…  

Prawda historyczna jako fundament pojednania 

 

 

W czasie II wojny światowej ludzkość poznała  furor teutonicus w najbardziej bestialskim wydaniu. Hitlerowcy wymordowali miliony niewinnej ludności cywilnej. Po raz pierwszy w historii powołali sieć obozów śmierci, gdzie po wyeksploatowaniu ekonomicznym więźniów palono ich w krematoriach, a prochy rozsypywano na polach, by użyźnić grunt.

 

Za okrucieństwa II wojny światowej odpowiada cały naród niemiecki. Ten, który w 1933r w demokratycznych wyborach głosował na NSDAP i Adolfa Hitlera. Naród, który nie reagował na ,,noc kryształową”, anschluss Austrii, zagarnięcie litewskiej Kłajpedy i rozbiór Czechosłowacji. Naród, który w zdecydowanej większości bałwochwalczo czcił führera tak, jak pokazała to Leni Riefenstahl w filmie ,,Triumf woli”.

 

Za zbrodnie człowieka nie odpowiada tylko ręka uzbrojona w nóż, lecz on cały. Niemcy wysyłali miliony swoich synów do armii, której celem była fizyczna eksterminacja innych narodów. Świadomie wywołali II wojnę światową, największą tragedię rodzaju ludzkiego.

 

 Niemcy również cierpiali... Ale jakże kat może żądać od swej ofiary współczucia za to, że skaleczył się w palec w czasie egzekucji? Tak w sposób metaforyczny można by porównać cierpienia narodów podbitych przez III Rzeszę z cierpieniami wypędzonych po II wojnie światowej Niemców. Kiedy rozpoczynamy dyskusje o wypędzeniach, musimy uświadomić sobie rzecz fundamentalną:·                    Odpowiedzialność sprawcza spada na Niemców, gdyż to oni rozpoczęli działania wojenne, a w wyniku klęski III Rzeszy musieli ponieść wszystkie tego konsekwencje.·                    Odpowiedzialność decyzyjna spada na mocarstwa zwycięskie: USA,  ZSRR i Wielką Brytanię, które na kolejnych konferencjach w Teheranie, Jałcie i Poczdamie zadecydowały, że Polska, Czechosłowacja i Węgry wejdą w sowiecką strefę wpływów.·                    Odpowiedzialność wykonawcza spada na Polaków,  Czechów i Węgrów. To głównie żołnierze polscy asystowali przy przymusowej deportacji ludności niemieckiej z Mazur, Pomorza i Śląska.   

Gdy mówi się o cierpieniach doznanych przez wypędzonych, należy pamiętać przede wszystkim o odpowiedzialności sprawczej. Parafrazując słowa Zofii Nałkowskiej należałoby powiedzieć ,,Niemcy Niemcom zgotowali ten los.”

 

Ludność niemiecka rozpoczęła swój exodus na zachód na przełomie 1944/45r. jeszcze przed zajęciem Śląska, Pomorza i Mazur przez wojska radzieckie. Doskonale zdawano sobie sprawę,  że Sowieci będą się mścić za hitlerowskie zbrodnie oraz obrócą w perzynę wszystkie wsie i miasta, ograbiwszy je wcześniej ze wszystkiego, co posiadało jakąkolwiek wartość.

 

Latem miały miejsce tzw. dzikie wysiedlenia, inspirowane przez władze Polski Ludowej. Miały one przygotować ziemie na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej dla polskiego osadnictwa. W tym czasie na terenach poniemieckich kontrolowanych obecnie przez Wojsko Polskie i Armię Czerwoną powstało wiele obozów dla Niemców i volksdeutschów. Oszczerczą nadinterpretacją jest nazywanie ich – jak czyni to Erika Steinbach – obozami śmierci (vernichtungslager).

 

Nie gromadzono tam ludności po to, by ją okraść, zagazować i puścić z dymem! Jest prawdą, że dochodziło tam do wielu niekontrolowanych aktów zemsty ze strony Polaków na Niemcach i volksdeutschach. Szczególnie brutalne warunki panowały w obozach w Łambinowicach,  Świętochłowicach i Mysłowicach. W Łambinowicach regulamin był wzorowany na byłym obozie hitlerowskim. Komendant 21-letni Czesław Gębarski (więzień poprzedniego obozu niemieckiego) chciał się po prostu zemścić na swych oprawcach. Niestety kierował swą złość na niewinnych cywili.

 

 W Świętochłowicach wybuchła groźna epidemia tyfusu. Komendant obozu - Salomon Morel celowo nie organizował pomocy medycznej, wskutek czego zginęło wielu ludzi. Podobna sytuacja miała miejsce w obozie w Mysłowicach. Traumatyczne przeżycia ludności Pomorza, doświadczonej okrucieństwami Armii Czerwonej (masowe gwałty na kobietach) opisane zostały wiarygodnie przez Güntera Grassa w powieściach Blaszany bębenek oraz Idąc rakiem.  

Niemieccy uciekinierzy doznawali wielu krzywd. Humanitas jest niepodzielna i dlatego należy współczuć każdemu cierpiącemu człowiekowi, bez względu na narodowość. Karygodne jest jednak relatywizowanie historii i stawianie w jednym rzędzie kata z ofiarą. Były prezydent Niemiec Roman Herzog z żalem mówi o ,,buchalterii win i krzywd” chcąc niejako stwierdzić, że wszyscy cierpieli. Nie można się na to zgodzić. Wypędzenia to nie masowe egzekucje. Łambinowice to nie Oświęcim.

 

Ofiary statku (w rzeczywistości był on uzbrojony) ,,Wilhelm Gustloff”, zatopionego przez radziecką łódź podwodną nie mogą być porównywane z setkami statków pasażerskich ostrzelanych przez U-booty. Niemcy uciekali na zachód gdzie – jakkolwiek cynicznie to nie zabrzmi – ostatecznie udało im się zacząć nowe życie w dobrze prosperującym państwie.

 

Polacy i Żydzi w czasie wojny byli wywożeni do obozów zagłady, skąd uciec można było tylko poprzez kominy krematorium. Znana zwolenniczka budowy ,,Centrum przeciwko Wypędzeniom” Helga Hirsch pyta, czy cierpienia Niemców były mniejsze niż cierpienia Polaków. To prawda, Matka – Niemka, Matka – Polka i Matka – Żydówka tak samo cierpiały po stracie swych synów. Jednak Niemek były tysiące, a Polek i Żydówek miliony. Między tymi liczbami nie sposób postawić znaku równości. Organizacje niemieckich ziomkostw domagają się odszkodowań za zagarnięte przez Polaków mienie nieruchome. Gdybyśmy chcieli wystawić rachunek za zrównane z ziemią miasta, za miliony niewinnych ofiar, Niemcy nie wypłaciliby się nam do końca świata.

 

Reasumując, problem ,,wypędzonych” należy rozpatrywać w szerokim kontekście odpowiedzialności sprawczej Niemców za większość cierpień jakie doznała Europa w czasie II wojny światowej.

 

Przedstawianie uciekinierów jako ofiar polskiego rewanżyzmu to relatywizowanie historii podobne do tego z głośnej wystawy berlińskiej ,,Zbrodnie Wehrmachtu” 1941-45 (tak, jakby przed 1941r. np. we wrześniu 1939 Wehrmacht był grupą rozbrykanych skautów bawiących się nad Wisłą w wojnę). Nie wymagamy od Niemców, by ciągle nosili pochylone głowy obsypane popiołem. To niezdrowe dla narodowego samopoczucia.  

W rozpalonej głowie mogą się zrodzić nieprawdopodobne wręcz pomysły, tak jak było z upokorzonymi Niemcami po I wojnie światowej i haniebnym dla nich Traktacie Wersalskim. Żądamy jednak, aby swoje cierpienia traktowali jako konsekwencje wywołanej wojny. To najpierw nas wyganiano z domów. Los taki spotkał setki tysięcy Polaków wypędzonych z ziem włączonych do Rzeszy w 1939r (Pomorze Gdańskie, Śląsk, Wielkopolska). 

Na opuszczenie swych domostw mięli często zaledwie godziny. Mogli ze sobą zabrać maksimum kilkanaście kilogramów najpotrzebniejszego dobytku. W przypadku ,,przesiedlonych” nie było takich restrykcji. Jeżeli posiadali takie możliwości finansowe i logistyczne mogli zabrać ze sobą wszystkie ruchomości. W Niemieckiej Republice Federalnej otrzymywali duże rekompensaty za utracone mienie.  

Europejskie Centrum przeciwko Wypędzeniom 

 

 

Idea powołania w Berlinie ,,Centrum przeciwko Wypędzeniom” nie jest zła sama w sobie. Godną poparcia jest każda inicjatywa, która opisuje ludzkie cierpienia i przestrzega potomność przed ich popełnieniem w przyszłości. Warto być może wrócić do projektu utworzenia w Berlinie muzeum stosunków polsko – niemieckich, przedstawionego w 1999r. przez Janusza Reitera.

 

Ważny jest tzw. ,,duch” podobnych przedsięwzięć. Nie da się ukryć, że w zamyśle Eriki Steinbach i Związku Wypędzonych ,,Centrum” ma być pomnikiem martyrologii Niemców w czasie i po zakończeniu II wojny światowej. Swym ostrzem byłby skierowany przede wszystkim przeciwko Polakom i Czechom. Ma uświadomić światu, że Niemcy tak jak wszystkie inne narody ucierpiały w wyniku II wojny światowej. Tylko... Czy między wierszami enuncjacji Pani Steinbach nie odnajdujemy złowróżbnych sugestii, żeby te cierpienia wynagrodzić?

 

 Niekoniecznie poprzez aneksję Śląska, Pomorza czy Sudetów. Tego się dzisiaj nie obawiamy. Ale restytucja mienia, wykupywanie obiektów zabytkowych i ziemi. Integracja europejska rozmywa granice. To, co moje staje się nasze, europejskie. To, co polskie, może być polsko – niemieckie. Rozumiem Niemców, którzy chcą chociaż przez chwilę poczuć się ofiarami, że nie tylko znęcali się i mordowali ale byli też bici i wypędzani. Takie oczyszczenia jest im bardzo potrzebne. Niemcy muszą jednak zrozumieć, że podbitym przez III Rzeszę narodom  ciężko jest współczuć tym, przez których tyle wycierpieli. Nie mogą oczekiwać od Polaków, że płacząc nad 6 milionami ofiar hitleryzmu znajdziemy współczucie dla narodu sprawców.

 

 

 

,,Centrum przeciwko Wypędzeniom” powinno być nade wszystko pomnikiem pamięci wypędzonych Niemców – ostatnich ofiar nazizmu. Nie powinno być afirmacją niemieckiej martyrologii równej cierpieniom Polaków, Żydów i narodów ZSRR.

 

Przede wszystkim pojednanie! 

 

 

Pojednanie niemiecko – francuskie, które stało się fundamentem procesów integracyjnych w Europie Zachodniej oraz pojednanie polsko – niemieckie, dzięki któremu zmieniła się percepcja narodów Europy Środkowo – Wschodniej na rolę Niemiec, to jedne z najważniejszych zmian jakościowych w stosunkach międzynarodowych na Starym Kontynencie.

 

Nienawiść nie jest więc naszym przeznaczeniem. Prekursor pojednania między dwoma narodami prof. Stanisław Stomma w książce Czy fatalizm wrogości? udowadniał, że w historii stosunków polsko – niemieckich odnaleźć można wiele prób poszukiwania modus vivendi. U zarania dziejów naszego narodu większym zagrożeniem od Germanów były słowiańskie plemiona Lutyków.

 

O Mieszku I mówiono nawet na dworze cesarskim Amicus imperatoris. O Bolesławie Chrobrym za czasów Ottona III – Cooperator Imperii. Po II pokoju toruńskim 1466r. nastała trwająca 300 lat era względnego pokoju (zakłócona w l. 1655-60 interwencją Brandenburgii w czasie potopu szwedzkiego). W 1790r. doszło do podpisania traktatu zaczepno – obronnego między Rzeczpospolitą a królestwem Prus o ostrzu antyrosyjskim..

 

W okresie I Wojny Światowej ,,obóz aktywistyczny” Józefa Piłsudskiego opierał swoje koncepcje odrodzenia Polski na sojuszu z Austro-Węgrami. W Tymczasowej Radzie Stanu powołanej przez Niemcy w wyniku Aktu 5. Listopada 1916r. Piłsudski został ministrem wojny. Pod kajzerowską kuratelą utworzono tzw. Polnische Wermacht.

 

Okropności wszczętej przez hitlerowską Rzeszę II wojny światowej spowodowały, iż sąsiadujące ze sobą od tysiąca lat narody oddzielił ocean nienawiści. Po 1945 rzec by można - pod prąd wodospadu uzasadnionych uprzedzeń – postanowiono rozpocząć proces pojednania. Wyznaczają go dzisiaj trzy kroki milowe:

·        Apel biskupów polskich do biskupów niemieckich ,,wybaczamy i prosimy o wybaczenie” z 1965r.

·        Układ z 7 XII 1970r. zawierający zapis o uznaniu nienaruszalności granic na Odrze i Nysie Łużyckiej

·        Traktat między Rzeczpospolitą Polską a Republiką Federalną Niemiec o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy z 17 VI 1991r.

 

 Na drodze pojednania pojawiają się jednak barykady, takie jak chociażby ta wzniesiona przez Erikę Steinbach i Związek Wypędzonych oraz Pruskie Powiernictwo Rudiego Pavelki. Niepokojące sygnały coraz częściej dochodzą do nas zza zachodniej granicy. W 2001r. wiceprzewodniczący liberałów Jürgen Möllemann twierdził, że to Żydzi sami są winni antysemityzmu. Niedawno podobne poglądy wyraził gen. Reinhard Günzel. Burzę polityczną nad Renem i Łabą wywołała wielce kontrowersyjna enuncjacja posła CDU Martina Hofmanna o tym, że Niemcy całkiem niepotrzebnie już od 60 lat posypują sobie głowę popiołem, ciągnąc za sobą brzemię odpowiedzialności za zbrodnie nazistów. Mimo wszystko,  wzajemna chęć pokojowego współżycia obu narodów jest jednak tak silna, że sforsowanie przeszkód nie będzie stanowiło najmniejszego problemu.

 

Dla Polski Niemcy są i będą najważniejszym partnerem gospodarczym. Wspólnie z Niemcami Polska może – już w ramach Unii Europejskiej – przewodzić unijnej polityce wschodniej. Choć obecnie w kontekście wojny w Iraku wydaje się, że strategicznym partnerem Polski są Stany Zjednoczone, uzasadnioną będzie teza, że ,,tu i teraz” kluczowe znaczenie mają dla naszego kraju przede wszystkim stosunki z Niemcami. Warunkiem całkowitego pojednania i owocnego, pokojowego sąsiedztwa będzie Entsorgung der Vergangenheit (oczyszczenie przeszłości).

 

Poza tym Rzeczpospolita musi zawsze pilnie obserwować relacje na linii Berlin-Moskwa. Doświadczenia historyczne całkowicie upoważniają nas do takiej ostrożności. Pragniemy współtworzyć ład regionalny w Europie Środkowej jednak bez budzenia ducha złowieszczej idei Mitteleuropy.

 

 Wypędzonych, a szczególnie Panią Erikę Steinbach, należałoby wypędzić po rozum do głowy. Uprawiana przez nią retoryka to relatywizowanie historii, gleichszaltowanie katów z ofiarami i obrażanie tych narodów, które wskutek niemieckiego ekspansjonizmu wycierpiały najwięcej. Związek Wypędzonych ożywia uśpione demony rewizjonizmu i psuje wizerunek Niemiec na świecie. Zmierza do podminowania procesu pojednania polsko – niemieckiego. Wszystkie sztandary z hasłami Recht auf die Heimat powinny być zniszczone i wyrzucone na śmietnik historii. 

Od tysiąca lat dzieje naszego narodu toczą się na horyzontalnej przestrzeni między Niemcami a Rosją. Poprzez wieki zmieniały się granice, stolice, panujące dynastie i warunki klimatyczne. Niezmiennym determinantem pozostaje najbliższe otoczenie geopolityczne. Opatrzność usadowiła nas w tym miejscu więc musi być w to wpisany jakiś głębszy sens. Być może nasz charakter narodowy hartuje się w trudzie i znoju? Może zgnuśnielibyśmy gdzieś na morzach południowych zajadając cytrusy i śpiewając serenady czarnobrewym Papuaskom?

 

W dyskusjach historiozoficznych zarzuca się często Polakom że przedkładali niepotrzebną bohaterszczyznę nad racjonalną i pragmatyczną ontologię. Ale – na Boga – co miał czynić naród znajdujący się między dwoma totalitaryzmami? Gdyby Polska miała za sąsiadów Irlandczyków i Słoweńców nie byłoby wojen, powstań narodowych, Drzymała nie mieszkałby w wozie, dzieci z Wrześni mogłyby śpiewać po polsku, Orlęta Lwowskie skończyłyby przerwaną naukę w szkole a na Monte Cassino czerwone maki piłyby tylko poranną rosę. Krzysztof Kamil Baczyński nadal pisałby wiersze, a Tadeusz Zawadzki ,,Zośka” byłby może wziętym architektem. W historii Polski Michał Anioł musiałby odłożyć pędzel i cyrkiel by bronić ojczyznę przez barbarzyńcami.

 

My za sąsiadów mamy Niemców i Rosjan. Być może dziś po raz pierwszy sąsiedztwo to stanie się szansą, a nie zagrożeniem. Niemcy są ważnym narodem europejskim. Od setek lat współkształtują dzieje Starego Kontynentu w sposób konstruktywny i destruktywny. Obdarowali ludzkość z jednej strony tak wspaniałymi postaciami jak: Otton III, Goethe, Schiller, Bach i Ratzinger. Z drugiej strony z narodu niemieckiego wywodzili się: Ulrich von Jungingen, Fryderyk II, Otto von Bismarck i Adolf Hitler. Potrafili wybudować bajkowy pałac Neunschwanstein w Bawarii i fabrykę śmierci KL Birkenau na Śląsku. Świadomość tej dychotomii to klucz do zrozumienia zaskakujących ambiwalencji naszego sąsiada zza Odry i Nysy Łużyckiej. Pragniemy z Niemcami dobrosąsiedzkich stosunków i twórczego współkształtowania Europy. Nie chcemy być jednak zakładnikami przeszłości. Historia daje nam wiele przykładów narodów, które przez długi okres czasu żyły na stopie wojennej, a później potrafiły wkroczyć na ścieżkę pokoju.

 

Anglia i Francja ścierały się w wojnie stuletniej, a dzisiaj stanowią część Unii Europejskiej i NATO. Czas goi wiele ran. Przecież nie mamy do Szwedów pretensji o Potop, do Tatarów o krwawe czambuły i do Turcji o Buczacz. Jako chrześcijanie wierzymy, że narody podobnie jak ludzie mogą przejść metamorfozę od Szawła do św. Pawła choć czasami  latami błądzą nim wejdą na drogę do Damaszku…

 

 

Fundamentem pojednania jest prawda historyczna. Nie możemy pozwolić, by głos tych, których "wypędzono" (przesiedlono) był dzisiaj bardziej słyszalny niż pamięć o tych, których zamordowano o świcie…

"My Naród"
O mnie "My Naród"

Ciekawy, idący pod prąd, odporny na mody byle jakie. Krytyczny, wybierający z tradycji sprawdzone wartości.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka