To nie jest czarny żart, ani pomyłka. Niestety to brutalna prawda. We wrześniu, październiku, listopadzie i grudniu 2008 r. dopłaciliśmy do Unii Europejskiej więcej, aniżeli otrzymaliśmy, a różnica jest ogromna: aż 332, 1 mln Euro, co w przeliczeniu na złotówki daje nam kwotę 1,5 miliarda złotych. Co więcej, budżet na 2008 rok zakładał, że otrzymany z Unii Europejskiej kwotę 35, 3 mld złotych, a faktycznie udało się rządowi Tuska uzyskać z unijnego budżetu kwotę 15, 1 mld. To dlatego zabrakło pieniędzy w budżecie na MON, czy Ministerstwo Sprawiedliwości.
Po prostu ręce opadają. Jestem i byłem euro realistą, ale żeby było jasne: nie mam żadnej satysfakcji z tego faktu, że moje prognozy (jak niektórzy nazywali proroctwa) się ziszczają. Mnie po prostu krew zalewa, że Polacy muszą dopłacać do Unii Europejskiej. Okazuje się, że te wszystkie „oszołomy”, „wariaci”, „ciemnogród”, etc. mieli jednak rację. Budżet Unii Europejskiej nie jest wirtualny, ale pochodzi ze składek państw członkowskich, w tym i polskiej składki.
Oto statystki transferów środków z UE do Polski i z Polski do UE z końca 2008 roku, według oficjalnych danych:
- wrzesień 2008 r.: wszystkie środki pozyskane z Unii to 133,8 mln euro, a składka członkowska wyniosła 186,4 mln euro; saldo przepływów finansowych Polska – UE: minus 52,6 mln euro;
- październik 2008 r.: wszystkie środki pozyskane z Unii to 287,2 mln euro, a składka członkowska wyniosła 460,8 mln euro; saldo przepływów finansowych Polska – UE: minus 173,6 mln euro;
- listopad 2008 r.: środki pozyskane z Unii to 283,6 mln euro, a składka członkowska wyniosła 278,8 mln euro; saldo przepływów finansowych Polska – UE: plus 4,8 mln euro;
- grudzień 2008 r.: środki pozyskane z Unii to 315 mln euro; składka członkowska wynosiła 425,7 mln euro; saldo przepływów finansowych Polska –UE: minus 110,7 mln euro.
Podsumowując: jesteśmy w plecy ponad 332 mln Euro. Sytuacja jest tragiczna. Przykładowo, w ramach największego Programu Operacyjnego „Infrastruktura i Środowisko” podpisane zostało do 30 stycznia 2009 r. ledwie kilka umów na kwotę około 140 milionów. To nie jest nawet promil w ujęciu całego programu. Tutaj główne ministerstwa odpowiedzialne to: Ministerstwo Infrastruktury i Ministerstwo Środowiska, ale również Ministerstwo Zdrowia, czy Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
W ranach Programu Operacyjnego „Innowacyjna Gospodarka”, za które odpowiada Ministerstwo Gospodarki podpisano ledwie jedenaście umów na kwotę 459 milionów złotych, podczas gdy budżet tego programu wynosi 40 miliardów. Najlepiej idzie nam wykorzystanie środków z PO „Kapitał Ludzki”, ponieważ wartość podpisanych umów na 30 stycznia 2009 r. wyniosła 6 miliardów złotych, przy budżecie 50 miliardów.
Powyższe wyrywkowe wyniki, ale będące pewnym wyrazem całości, pokazują, że jedyne co nam dobrze idzie to wykorzystywanie projektów tzw. miękkich. Dla przypomnienia: nie jest tak, że potencjalna kwota 67 miliardów euro przeznaczona dla Polski na lata 2007-13 może być skierowana tam, gdzie chciałby Polski rząd. Ta kwota została podzielona między Programy Operacyjne: centralne np. wspomniane powyżej, oraz szesnaście regionalnych – dla każdego województwa. Każdy z programów operacyjnych podlegał długotrwałym negocjacjom z UE, która wskazywała, czy akceptuje wskazane tam cele, czy zgadza się, aby dofinansować dane zadanie, czy inwestycję…
To Komisja Europejska decyduje i decydowała ostatecznie, na co idą pieniądze z budżetu unijnego składające się ze składek członkowskich poszczególnych państw. Utworzono m.in. PO „Kapitał Ludzki” z budżetem na kwotę 50 mld złotych, które są przeznaczane na projekty miękkie, czyli różnorakie szkolenia, dokształcania itp. To wydatkujemy perfekcyjne, ale co najmniej połowa z tych szkoleń jest nikomu do niczego niepotrzebna, a więc 25 miliardów Euro wyrzucimy w błoto, a skorzystają jedynie na tym cwaniacy, którzy mają dostęp do tych co rozdzielają środki europejskie. Wiadomo przecież jak prosto rozliczyć koszty wszelkich szkoleń.
Do obsługi tego wszystkie potrzeba gigantycznej armii urzędników. Na funkcjonowanie Ministerstwa Rozwoju Regionalnego, które koordynuje całość wydatkowania środków wydaliśmy w roku 2008 prawie 250 milionów złotych, a przecież to tylko wierzchołek góry lodowej. W każdym ministerstwie i urzędzie centralnym są departamenty od funduszy unijnych, w każdym urzędzie marszałkowskim i wojewódzkim, w każdym urzędzie miejskim i nawet najmniejszej gminie, a przecież są jeszcze agencje, fundacje, instytucje, które zajmują się głównie jednym…., czyli środkami europejskimi.
Ale wracając do meritum artykułu. Polska ma jeszcze szansę nie być europejskim płatnikiem netto. W UE obowiązuje bowiem zasada n plus 2, co oznacza, że środki europejskie na lata 2004-06 można było wydatkować i rozliczyć do końca 2008 r., a te z okresu 2007-2013 do roku 2015. Kwota na okres budżetowy 2007-2013 została podzielona przez Komisję Europejska osobno na każdy rok, w taki sposób, że środki z roku 2007 muszą być rozliczone i wydatkowane do roku 2009, z roku 2008, do roku 2010 itd.
Przed rządem PO-PSL z Donaldem Tuskiem piekielne trudne zadanie. Muszą podwinąć rękawy i wziąć się ostro do roboty, aby już z końcem 2009 roku nie stracić części środków z lat 2007-2013, a tym bardziej, aby nie być płatnikiem netto. Jeśli będzie płatnikiem netto, nie tylko w roku 2008, ale i w kolejnych latach lub jeśli stracimy część przyznanych nam środków unijnych to uważam, że odpowiedzialni za to ministrowie oraz premier powinni odpowiedzieć przed Trybunałem Stanu, a w pierwszej kolejności Minister Rozwoju Regionalnego E. Bieńkowska, ponieważ to właśnie ministerstwo koordynuje całość spraw związanych z funduszami unijnymi.
Sylwester R. Jaworski