Upadek Lucyfera,  Gustave Doré. Z www.wikipedia.org
Upadek Lucyfera, Gustave Doré. Z www.wikipedia.org
Wampir Typu X1 Wampir Typu X1
299
BLOG

UWAGA! Tylko dla Salonowej Inteligencji!

Wampir Typu X1 Wampir Typu X1 Kultura Obserwuj notkę 0

       Na początek krótki wstęp i kilka uwag. Poniższy tekst jest wizją głównego bohatera książki "Sen"  niejakiego Łukasza W. (podejrzanego blogera piszącego również o Nas, Wampirach), Maksymiliana, z rozdziału "Światłość" z drugiej księgi ("Dom Wariatów"). 
        Spisana wizja to (co podkreśla sam Maksymilian) tylko blady cień mistycznego przeżycia jej autora i jest, co nietrudne do zauważenia, mocno zalegoryzowana (często w duchu biblijnym), ale również w wielu fragmentach widać próbę wyrażenia bezpośredniego odczucia przeżywającego, próbę opisania rzeczywistości spoza kategorii którymi dysponuje ludzka mowa, rzeczywistości bez Czasu i istot będących czystym Duchem.
        Próba ta prowadzi Maksymiliana do wielu nieścisłości co wynika z nędzy ludzkiego języka (co wielokrotnie sam podkreśla) jak n.p użycie określenia "świat materialny", co ewidentnie nie oddaje natury rzeczy do której dąży Stwórca, wydaje się również że momentami, próbując czynić opis swojego przeżycia bardziej literackim, Maksymilian wprowadza (mimo ogólnej ostrożności) niewłaściwą kategoryzację; fragmenty te należy odczytywać raczej jako próbę rzucenia na umysł czytającego pewnych wyrazistych odczuć, możliwe ze spodziewanym efektem odczucia przez czytelnika przeżycia metafizycznego.
         Co do głównych faktów wynikających z tej wizji jednym z najciekawszych wydaje się być stwierdzenie wiecznej samotności wszelkiego rodzaju istot stworzonych i ich wiecznej niepewności; istoty najdoskonalsze wydają się być skrajnie narażone na poddawanie w wątpliwość wszystkiego i bardzo istotnym wydaje się być fakt, że dotyczy to zwłaszcza odbioru Miłości i świadomości Bycia Kochanym. Słowo Miłość jest rozumiane tutaj jako swego rodzaju Stan Absolutny, spełnienie. Niepewność stawia nad miłością znak zapytania co prowadzi Jaśniejącego do jej stopniowej negacji. Pojawia się potrzeba wypełnienia pustki poprzez rozszerzanie granic swojego Bytu (bardzo przypomina to jedną z cech wampirycznych, Pożeranie Dusz, być może wydarzenia opisane w wizji stanowią genezę tej cechy noszącej w swej istocie rzeczywiście znamiona satanistyczne) co prowadzi jedynie do wzrostu niepewności czego ostatecznym efektem jest zobojętnienie, które prowadzi do postępowania podług nadintelektualnych impulsów.
          Oczywiście poniższy tekst może być źródłem licznych interpretacji, jego efektem mogą być nawet pytania o to, czy opisany w nim Stwórca w ogóle może być Istniejącym Bytem, gdyż czytając "Jaśniejącego" (przynajmniej ja osobiście) mam wrażenie, że często wydaje się on być nawet czymś na wzór projekcji jej głównego bohatera który (co podkreśla autor) był "przed wszystkim innym" co stworzone, co może rodzić różne mniemania. Nie moją rolą jest jednak rozstrzygać, jak należy interpretować poniższy tekst.
          Ostatnią moją uwagą jest to, że wizja sama w sobie wprowadza dziesiątki pytań, a na nic w zasadzie nie odpowiada, przynajmniej w sensie porządkującym wiedzę, co wynika bezpośrednio z jej metaepistemicznej natury. U jej końca widzimy, że spisujący ją Maksymilian próbuje ją uczynić jakby swoim orężem, manifestem. Aby jednak wiedzieć, jakie daje to efekty w praktyce, należałoby chyba sięgnąć do całości dzieła Łukasza W., gdzie nasz wizjoner jest ukazany w szerszym kontekście, aczkolwiek równie często jest czynnikiem warunkującym otaczającą go rzeczywistość. Tę kwestię pozostawiam jednak wam samym, drodzy Salonowicze.
          A oto i sam tekst:               
                                                                       Jaśniejący
        
           Nie bardzo wiem czy ty, który czytasz, chcesz poznać tę historię. Mnie nie dano wyboru, choć gdyby ktoś zapytał, skąd ją znam, odpowiedziałbym, że sam nie wiem. Nie wiem, czy chcesz wiedzieć to wszystko. Czy chcesz wiedzieć, czemu płaczesz, dlaczego wszystko tak często jest tak szare, dlaczego na świecie coraz mniej miłości, dlaczego słońce nie świeci nad nami tak, jak powinno. Dlaczego wiele ci się nie udaje i dlaczego ciężko jest o sens, kiedy wszystko czasami jest tak straszne, że wydaje się sensu nie mieć. Poznasz tą historię, która mówi wiele i nic nie mówi. Jest tylko słowem, bo nie było Cię tam, choć i Ciebie dotyczy. Nie było Ciebie bowiem u jej początku, ale jesteś teraz. A ona trwa, trwa i trwa....

    Co było u początku? Bóg. Chociaż wszystko w tym zdaniu jest nieprawidłowe. Ciężko stwierdzić, co to „początek”, kiedy „kiedy” właśnie w ogóle nie istniało. Czasu nie było. Ciężko również mówić Bóg. To słowo jest puste i nie oddaje niczego ze wspaniałości Tego, który Jest. Nasze słowa są nędzne i nie nadają się do opisania niczego, ale skoro innej możliwości nie ma, trzeba korzystać z tej (nie)doskonałości, którą mamy. Bóg był i gdy zechciał, by coś było, to Bytem się stawało. I tak zaczął być On. Zaczął być przed wszystkim innym, co Bóg powołał do Bytu właśnie. Kim był On? Tego nie da się wyrazić. Był doskonałością. Był najwybitniejszym dziełem Boga. On nie jest zbyt zrozumiałą  nomenklaturą, wiec będę nazywał go najpiękniejszym imieniem, które otrzymał: Jaśniejący. Miał co prawda tysiące innych imion, w większości nadanych z perspektywy czasu i zmian, jakie w nim samym zachodziły. Będę jednak używał tego: ta historia  i tak ukarze wszystko, jakim było, nie widzę więc potrzeby używania określeń będących jedynie wyciągniętymi z niej logicznymi konsekwencjami. Chcę jedynie opisać. Oceny już dawno dokonano, nie potrzebna jest więc po raz n-ty. Tak więc Jaśniejący był naprawdę dziełem na wzór Boga. Był niemal Synem Boga, a Bóg ukochał go chyba najbardziej ze wszystkich swych dzieł. Jaśniejący mógł wszystko i wszystko czynił. Był Artystą o nieograniczonych możliwościach. Mógł tworzyć rzeczy po wielekroć wykraczające poza naszą wyobraźnię. Był doskonały. Był niemal Boski. Tworzył Piękno i Światło, tworzył z miłości do swego Stwórcy. Tworzył, a Bóg radował się z jego dzieł. Kto pojmie radość Boga? Nikt. Kto pojmie plany Boga? Nikt. Tak więc Bóg, uradowawszy się z doskonałości stworzenia swego, zapragnął powołać więcej mu podobnych do Bytu. I stało się. Bóg wypowiedział po raz drugi Słowo, a jego Wola uczyniła je Bytem. Powstali Inni, podobni Jaśniejącemu, lecz nie tak jak On doskonali. Jakież to jednak ma znaczenie dla ludzkiej istoty? Cóż człowiek, tak niedoskonały może powiedzieć o doskonałości po tysiąckroć wyższej od niego? Jak oceniać i porównywać to, co wykracza poza granice wyobraźni? Wiele daje do rozumienia to, co piszę, jednak jest to jedynie wyobrażenie które ma uświadomić Prawdę, nie zaś sama Prawda, gdyż ta wybiega daleko poza granicę mego ludzkiego intelektu. Nikt z nas nie jest w stanie pojąć tego co czuł Jaśniejący, gdy okazało się, że nie jest już tym jedynym. Że oprócz Jego są także Inni. Może wydawać nam się, że tego właśnie powinien pragnąć: większość istot pożąda wzroku tych mniej doskonałych, by móc zadziwiać ich wielkością swego Bytu. Jednakże ten tryb rozumowania zawodzi, gdy mowa jest o jednostkach najdoskonalszych: te znajdują szczęście jedynie, gdy uznanie dla nich wyrażane jest przez równe im Istoty bądź doskonalsze jeszcze; fascynuje je możliwość przekraczania granic własnego Bytu. Taką istotą właśnie był On, Jaśniejący. Czyż nie miał tego wszystkiego co pragnął? Miał. Zanim Bóg stworzył Innych, on miał to wszystko: podziwem bowiem obdarzał sam siebie, co nie było pychą,  która w onym okresie bez czasu nie istniała, lecz sprawiedliwą oceną własnego Bytu. Miał również miłość i zachwyt ze strony  samego Stwórcy, który dzięki swej dwoistości dotykał także i Jego: był to zachwyt Boga nad Bogiem, czyli nad doskonałością dzieła przez własne Słowo i Wolę stworzonego, jak i zachwyt nad samym Jaśniejącym: nad Jego wybitnym samozrozumieniem. Co zmieniło powstanie Innych? Nic. I tutaj być może nastąpił pierwszy błąd Jaśniejącego. Łatwo jest mi o tym mówić z tej perspektywy, łatwo oceniać, jednak zanim i ty, który czytasz ocenisz zastanów się: czy ty lepiej pojąłbyś istotę Boga niż On? Strach bowiem napełnił Jaśniejącego: strach przed tym, że podziw i miłość ze strony Stwórcy ulegnie uszczupleniu, że nie będzie już odczuwał tej samej pełni, której dane mu było zakosztować wtedy, gdy tkwił sam na sam ze swoim Bogiem. Lecz strach ten jakże był pozbawiony  podstaw! Nieskończoność nie dzieli się bowiem, jest zawsze sobie równa i nic nie jest w stanie jej umniejszyć. Kto jednak jest to w stanie zrozumieć, gdy sam nie rozumiem do końca tego, co piszę?  Stało się jednak to, co się stało. Stwórca w swej Nieskończoności wyczuł ten lęk Najwyższej Istoty. Mogę jedynie spróbować naszymi nędznymi słowami wyrazić to, co dał odczuć Jaśniejącemu,  to jednak będzie jedynie nędzna, ludzka namiastka owego Słowa. „Z Miłości która Ciebie zrodziła dane było i im powstać. Kochając Ich, kochasz Mnie, a kochając Mnie, kochasz siebie. Wielbiąc Ich, wielbisz Mnie, a wielbiąc Mnie, wielbisz siebie. Służąc Im, służysz Mnie, a służąc Mnie, służysz Sobie. Wszystko bowiem, co czynisz zgodnie z mą Wolą, czynisz na poczet powiększenia własnej Chwały. Czy nie pojmujesz tego, Jaśniejący?”. „Zrozumiałem”- odpowiedział, to jednak nie była prawda. Nie mógł bowiem pojąć jak On, najdoskonalszy, mógłby służyć tym Innym, tak niedoskonałym w porównaniu do niego. Radością napełniły się Dusze Innych, bowiem jedynie sam Stwórca pojął, iż Jego istota oddaliła się od zamysłów Jego Woli. Tak więc rzeczywistość bez czasu trwała. Stworzeni, tak bowiem będę ich określał, przechadzali się po Bezkresie, tworząc dzieła tak wspaniale, ze teraz choć cień ich blasku musiałby nas oświetlić. Jaśniejący jednak wciąż pozostawał niedościgniony w swej sztuce, a siła i majestat jego Dzieł zachwycały Innych do tego stopnia, że część z nich zaprzestała realizacji własnej Myśli i próbowała naśladować ów blask. Na to tylko jednak czekał ów największy Artysta: przyciągał ich do siebie i nauczał. Przekonywał przy tym sam siebie, że w ten sposób wypełnia zamiar Stwórcy. Tak jednak nie było: nie służył  im bowiem radą przy tworzeniu ich dzieł, lecz sam narzucał tematy w sposób taki, że powoli pętał ich wolną wolę, największy dar który otrzymali od Najwyższego. Bóg obserwował to spokojnie, gdy jednak coraz więcej i coraz wybitniejszych Stworzonych oddawało swą wolność Jaśniejącemu, postanowił interweniować: widział bowiem, iż najdoskonalsza z Jego istot coraz bardziej oddala się od zamysłów Jego Woli, pożerając wszystkie dary, które On dał swym Istotom. Zrobił to jednak przede wszystkim z miłości do niego właśnie gdyż widział, że choć Potęga Jaśniejącego, już  wcześniej tak nieogarniona, urosła teraz do rozmiarów tak znacznie przekraczających możliwości Jego Bytu, że jego (Jaśniejącego) Wola nie była jej już w stanie do końca kontrolować. Tak więc Bóg rozpoczął urzeczywistnianie swego wielkiego planu, planu stworzenia świata materialnego. Nie jest to, po raz kolejny zresztą, najtrafniejsze określenie: cóż jednak może począć człowiek, przy ogromie swej nędzy? Zanim Bóg jednak uczynił świat ów Bytem ukazał go Stworzonym, ci zaś               w większości zachwycili się jego odmiennością i wielbili swego Stwórcę za ów nowy dar. Jednak nie wszyscy tak postąpili. Jaśniejącego i Jego uczniów ogarnęło bowiem nieznane uczucie. Od czasu swego pierwszego sprzeciwu wobec Woli Najwyższego zaczął bowiem spoglądać na rzeczywistość  zgoła inaczej: wszystko bowiem przyrównywa do swojej osoby i na tej podstawie nauczył się wydawać osądy. Nie jesteśmy więc sobie nawet w stanie wyobrazić tego uczucia, które przeszyło go gdy przyrównał ów nowy świat do siebie, a co dopiero, gdy dowiedział się o nowej, posiadającej wolną wolę istocie, która ów świat miała zamieszkiwać. Zebrał się w nim po raz pierwszy gniew i pycha, pycha zrodzona z pogardy wobec tej niedoskonałości, którą ujrzał. „Człowiek stworzony na obraz i podobieństwo Boga! To kpina! Obrazem Boga jestem ja!” - myśl ta tak przeniknęła cały jego byt, że nie był w stanie jej kontrolować. Nie tylko Bóg, ale wszyscy Stworzeni poczuli ów zamęt, jaki zapanował w Duszy Najwyższej Istoty. Zdezorientowani, nie wiedzieli jak postąpić w owej sytuacji. I Bóg po raz kolejny przemówił do Jaśniejącego. „Dałem zaistnieć Tobie. Dałem zaistnieć Im. I teraz dam zaistnieć człowiekowi. Czemu nie możesz pojąć tego, Jaśniejący? Czemu nie jesteś w stanie pokochać tej istoty? Cóż zmienia jej niedoskonałość?  Czy myślisz, że sam będąc najdoskonalszym ze stworzeń, możesz określić się mianem ideału? Ja Jestem tym, który Jest. Ja Jestem we wszystkim, co powstało. Ja jestem jedynym ideałem. Czy kochasz mnie, Jaśniejący?”. „Jak mógłbym cię nie kochać, Panie..”- odpowiedział. „Spójrz więc na to! Spójrzcie i wy wszyscy!” I oto zaistniała przed nimi nowa Wizja: wizja Boga, który jest też człowiekiem. „Czciłeś mnie zawsze Jaśniejący. Czy uczcisz mnie również wtedy, gdy stanę się taki, jak ma nowa istota?”. To był właśnie ten moment. To była właśnie ta chwila, chwila której nie można było nazwać chwilą. Cząstka Bytu w Bezkresie. Blask stał się Ciemnością. Mądrość stała się Szaleństwem. „Ja... tak być nie może... nie możesz się tak uniżyć! Ja czemuś takiemu... Ja nie będę służył!”. Uczniowie poszli w ślad za swym Mistrzem. Pozostali Stworzeni drżeli, poczuli otchłań bezradności i niewiedzy. „Jaśniejący, a komu będziesz służyć, jeśli nie Bogu? Kto jest jak Bóg? Kim być, jak nie Bożym Posłańcem?”-rozległ się głos jednego z tych, którzy nie stali po stronie Najwyższej Istoty. Rzucona przez Stwórcę nić czasu ogarniała właśnie powstający Wszechświat a wraz z nim Stworzonych, gdy Jaśniejący odrzekł: „Ja! Tylko Ja! Ja jestem Bogiem!”. I stał się zimny i czarny, a wraz z nim ci, którzy go otaczali. Zgasł blask i nie było Światła. Nie widział już Stwórcy. Poczuł cierpienie którego żadne słowa nie wyrażą, nie czuł już miłości, lecz Pustkę, samotność, której nic nie uleczy. Zrozumiał wówczas, czym jest brak pełni, jednak owocem  tego zrozumienia była jedynie większa jeszcze nienawiść. Największa stworzona Potęga i Intelekt zdeterminowane by niszczyć i zadawać cierpienie, by czynić wszystko niezgodnie z Wolą Najwyższego. Spojrzał na Ziemię i zapragnął spalić ją a wraz z nią nową istotę. Ciągnąc za sobą innych wiedział już, jak postąpić, by zadać jej jak największe cierpienie. Omotał ja szybko, rozpalił jej ciekawość, zaszczepił jej to samo pragnienie, które doprowadziło go do zguby: pragnienie, by posiąść więcej, niż była w stanie udźwignąć, by osiągnąć wielkość ponad jej Byt. Wiele byłoby jeszcze opowiadać o tym, co czynił Jaśniejący do dnia dzisiejszego, o wszystkich krzywdach, jakie wyrządził człowiekowi, a tym, jak w swym szaleństwie zabił jego rękami Boga. To jednak jest już historia dobrze znana, choć wciąż tak nierozumiana. Historia ta trwa jednak nadal. I również od nas zależy, jaki będzie jej kres.

      Jaśniejący wciąż trwa. Używając całej swojej Potęgi i Intelektu wciąż prowadzi swoją  szaloną grę, w której ludzie są tak doskonałymi marionetkami. Zimny i straszny przemierza Wszechświat wraz ze swymi bezwolnymi Uczniami. Stale obserwuje nas wszystkich i „planuje” kolejne ruchy na planszy, którą sam rozstawił. Nadal pozostaje Największą z Istot, mimo iż jest również istotą, która jest najbardziej godna pożałowania. Karmi się cierpieniem, szaleństwem i nienawiścią, a jedynie ci, którym dane było go spotkać są w stanie wyobrazić sobie niemal w pełni horror, który czeka świat gdy dopnie swego celu. I nie ma tutaj znaczenia nawet to, iż jest skazany na ostateczną porażkę. Bo choć tak często płaczemy, bo choć tak często cierpimy to nie chcemy jeszcze więcej łez i cierpienia. Nie chcemy Pustki w naszych duszach, nie chcemy samotności po kres świata. Nie chcemy zgasnąć tak strasznie jak On, Jaśniejący. Czy to, że przeczytałeś tą historię coś zmienia? Czy umiesz  to, co niepojęte, zrozumieć? Odgadnąć to, co wciąż pozostaje nieodgadnione? Zmienić to, czego jak ci się wydaje, zmienić nie możesz? Będąc tą małą, biedną ludzką istotą wznieś się na szczyty tak wielkie, by choć na chwilę zadrżał na swym Tronie Pychy On, Przedwieczny, Najwyższa Istota, Jaśniejący?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura