O wczorajszej audycji w TVP 2, czyli programie "Tomasz Lis na żywo" w którym gościem a jak sie okazało przeciwnikiem prowadzącego był Jarosław Kaczyński powiedziano już prawie wszystko. Cała Polska widziała a kto nie widział ten może zobaczyć bo program jest już na youtube i stronie tvp, jak Kaczyński zmiażdżył zdenerowanego Lisa, który dwoił się i troił byle tylko czymś skompromitować Kaczyńskiego. Nie tylko ja zauważyłem nienaturalną minę Lisa, jego żenujące zagrwki ze sprawami sprzed 20 lat i to jeszcze mało ważne albo wprost brak pryzgotowania do prgramu i mylenie faktów czego Kaczyński nie zapomniał panu redaktorowi wytknąć.
Już nawet mówi się o zeszmaceniu zawodu dziennikarza dodajmy, że to przecież redkator tygodnika Wprost i człowiek prowadzący program w telewizji publicznej. Lis zachowywał sie wczoraj jak człowiek, któremu bardzo zależy by zniszczyć Kaczyńskiego albo jak ktoś komu się płaci za zrobienie z wywiadu regularnej bijatyki na słowa i wytknięcia.
Wczorajszej kompromitacji zresztą już nie pierwszej Tomasz Lis mógłby uniknąć gdyby dotrzymał swojej obietnicy i odgryzł sobie język. Zobowiązał sie do tego gdyby Lech Kaczyński nie kandydował w wyborach prezydenckich i dokładnie tak się stało, Lech Kaczyński w wyborach w 2010 roku nie wystartował. Lis zaczął udawać, że sprawy nie ma albo idiotycznie gadał, że ś.p. Lech Kaczyński kandydował. Gdyby z obietnicy sie wywiązał to by wczoraj tych wszytskich głupot nie gadał. Pytanie tylko czy woli być Tomaszem Lisem bez języka czy bez honoru, wygląda na to, że wolał pozbyć sie przynajmniej cześci honoru a wczoraj ostatecznie wyrzucił jeszcze dwie rzeczy ze swojego ekwipunku (jeśli je tam kiedykolwiek miał) - wiarygodność i etykę dziennikarską.
Tak Lis obiecywał, że odgryzie sobie język.
Tak się wymigiwał.
A tak się wczoraj kompromitował.
Już wystarczy.
