Nathii M. Nathii M.
70
BLOG

"Przyjaźń", odc. 36

Nathii M. Nathii M. Kultura Obserwuj notkę 25

Anna nauczyła się żyć zgodnie z prawem natury. Skoro żołądek ssie jak rura odkurzacza lux klasy, to znaczy, że śniadanie się spóźnia. Zdjęła opaskę, zamrugała oczami. Szarość przeciągniętej tynkiem ściany potrafiła oślepić. "Człowiek szybko przyzwyczaja się do wygody" - odkryła antyczną prawidłowość. "Przez tyle lat umiałam oszukiwać głód i odkurzaliśmy w domu starym rzęchem z targu, a teraz kilka lepszych posiłków i od razu moje kiszki zmieniają się w Moulinex". Podstawową metodą odsunięcia ucisku wnętrzności było zezwolenie myślom na spokojny dryf. A te skierowały się prosto do sklepu z artykułami AGD. Na weselu kuzynka otrzymała w prezencie ślubnym maszynkę do mielenia mięsa owiniętą we wdzięczną reklamówkę z napisem "żer dla skner". Zwiedzanie hipermarketów jest jedną z ulubionych form spędzania wolnego czasu ludzi spoza kręgu elity finansowej bądź intelektualnej zamieszkujących upadłe miasta pokroju Wałbrzycha. Podobno to było jeszcze lepsze niż zapamiętane z wczesnego dzieciństwa wizyty w pierwszym McDonald's - na przeciwko komisariatu Policji - i składanie się z Lolą na hamburgera na spółkę. Annę drażniło jednak nieprowadzące do zakupu gapienie się na towary połączone z rozciąganiem źrenic do rozmiaru średnicy pięciozłotówki. Kiedy ich klasa jechała do wrocławskiego teatru, ona jako jedyna pomyślała o obrazach, gdy rozentuzjazmowana polonistka skandowała o konieczności wstąpienia do Galerii Dominikańskiej. Koleżanki rzuciły się na darmowy makijaż w Sephorze, a Lola opracowała system wynoszenia ze sklepu niezużytych testerów. Anna nie uznawała tapetowania twarzy. Było dla niej synonimem żebractwa w sklepach. Rówieśniczki wyznające zasadę "im więcej, tym lepiej" każdym pociągnięciem grafitowego tuszu sytuowały się w jej mniemaniu w przyszłej drabinie społecznej od zawodowej rencistki, poprzez kucharkę w podstawówce, aż po absolwentkę prywatnej wyższej szkoły administracji w systemie zaocznym. Anna gwizdała na niepochlebne opinie lokalnej kawalerki na jej temat, zwłaszcza na wycinku domniemanego drugiego dna jej relacji z Lolą. Wpasowując się w nasilający trend maskulinizacji dziewcząt na etapie gimnazjum, nie wahała się rozwiązywać problemów natury socjalizacyjnej przy pomocy całej gamy lewych i prawych, prostych, sierpowych i podbródkowych, oraz ciosów na korpus. Starcia uchodziły jej przy tym na sucho, bo koledzy wstydzili się wyznać wychowawczyni, że krwawa plama na swetrze z broczącego nosa równa się plamie na honorze z cyklu "kobieta mnie bije". Anna mogła być capo di tutti capi wszystkich gimnazjalistów powiatu - u dzieci z rodzin patologicznych budziła respekt, a u rozpuszczonych rówieśników z bogatszych domów - lęk. Skuteczne działania, początkowo opracowane jedynie w formie obrony przed niewybrednymi zaczepkami ze strony grupy, natchnęły ją pewnością siebie i zasiały w niej marzenia o karierze zawodowej związanej z jej odwagą, a nie z ponadprzeciętnym potencjałem intelektualnym.
Dziewczyna siedziała na kanapie, zginając i prostując owinięte elastycznym bandażem kolano. "Cisza przed huraganem Katrina" - wzdychała. Wolała być przygotowana na konieczność szybkiej ewakuacji. Próbowała wyobrazić sobie scenę mordu na Santiago Zulecie. Nie bardzo mogła uwierzyć w powodzenie jednoosobowej misji. "Nawet gdyby ten cały Ferrero wpakował w Santiago cały magazynek z automatu, on byłby w stanie zabrać go na tamten świat ze sobą jednym strzałem, i to w trakcie utraty świadomości. Zresztą tenże Ferrero musiałby być samobójcą decydując się na atak frontalny; zaraz jakiś Fonsie by go kropnął od tyłu. Owszem, Victor mógł ubezpieczać akcję, ale on jest do bólu wyważony i nigdy, przenigdy, nie zdecydowałby się na ujawnienie udziału w spisku o pięć minut za wcześnie. A może tamto piękne stworzenie leży gdzieś otrute?" Anna nie bardzo umiała wizualizować sobie przebiegu zamachu, więc doszła do wniosku, że faktycznie powinna się jeszcze uczyć, zostawiając pole do popisu ludziom, którzy by nie dożyli słusznego wieku bez umiejętności radzenia sobie z takimi problemami. "Ja bym się zakradła do jego szafy i gdy pan Zuleta zwyczajowo zapytał by swojego lustereczka, kto jest najpiękniejszy na świecie, odrzekłabym, że nie on. Atak serca murowany". 
Nadbiegający z posiłkiem Fonsie był bledszy od mieszczącej się na talerzu owsianki.
- Ktoś nie żyje! - krzyknęła Anna, dla odmiany stając się czerwieńsza od pokrywki solniczki robionej na "muchomorka".
Fonsie odstawił tacę na beton i dając gestem do zrozumienia, że nie jest w stanie wydusić z siebie więcej niż polityk przesłuchiwany przez komisję śledczą, wypił duszkiem jej herbatę.

Odcinek 1

Odcinek 35

Odcinek 37

Nathii M.
O mnie Nathii M.

C'est moi.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura