Nathii M. Nathii M.
66
BLOG

"Przyjaźń", odc. 37

Nathii M. Nathii M. Kultura Obserwuj notkę 2

- Pan Victor Sanchez zabił Paco Ferrero!
- Niech oni się leczą na nogi, bo na głowę za późno - Anna jęknęła, bijąc plecami o kratę. - A co na to wszystko pan Zuleta?
- Jest bardzo przejęty, podobnie jak my wszyscy. Pomaga panu Reyesowi w organizacji pogrzebu. Pan Reyes stracił długoletniego przyjaciela i jedną z niewielu osób, którym mógł ufać. Podobno poszło o kilka przecznic na Queensie. Niewyobrażalne, do jakiej brutalizacji obyczajów współcześnie dochodzi. Jak to potrafią człowieka zarżnąć w biały dzień o pięciocentówkę. Mieliśmy kiedyś znajomych z Bliskiego Wschodu i pytaliśmy ich, gdzie jest bardziej niebezpiecznie: czy u siebie obawiają się zamachu, czy u nas obawiają się zamachu i jaka jest różnica między kamieniowaniem u nich a transformacji w skamieniałość po wypaleniu jointa u nas. Powiedzieli, że gdyby człowiek miał się przejmować takimi drobiazgami, to powinien się zamknąć w pokoju i z łóżka nie wychodzić. I to właśnie zrobił Paco Ferrero - zamknął się w pokoju i leżał w łóżku. Ale i tam go dopadło. Sam już nie wiem, gdzie ludzie powinni się chować, kiedy szuka ich śmierć.
- Bo ja wiem, może do trumny. Najciemniej pod latarnią.
Dziewczyna w krótkim czasie otrzymała tyle informacji, że z ledwością była w stanie je przetworzyć. Czy Victor nie mówił jej o zabiciu Santiago? Może usunięcie Ferrero było logistycznie prostsze? W końcu to pogrzeb, i to pogrzeb, a takiego zamieszania połączonego z przytłumieniem Reyesa po stracie kogoś bliskiego potrzebowali. Ale po jakiego grzyba się ujawniać? Muchomora? Nuklearnego? Czyżby wytłumaczenie "kilka przecznic na Queensie" było przykrywką? Z wdziękiem wyzierających spod roztopów zimowych śmieci dotarło do świadomości Anny, że pan Zuleta żyje i ma się dobrze. Przecież nie chodziło wyłącznie o zadymę, ale głównie o eliminację mózgu defensywy budynku. Wcale obecna sytuacja ich nie zbliża do celu. W przypadku zagrożenia eliminuje się zakładników, a Santiago ma wystarczającą ilość zimnej krwi, żeby skutecznie o to zadbać. I pomyśleć, że jeszcze przed pięcioma minutami Anna wyobrażała sobie tę krew jako syberyjską wieczną zmarzlinę.

Victor Sanchez nie miał tęgiej miny. Opaska zasłaniająca oczodół zamiast dodawać twarzy groźnego wyrazu przybrała postać groteskowego gałganka.
- Straciliśmy ster z rąk - poinformował Annę.
- I ląd z horyzontu - odrzekła z przekąsem.
- Nie zabiłem go.
- A co to ja, ława przysięgłych jestem? Mnie się tłumaczysz?

Sanchez nie miał w zwyczaju tłumaczyć się nikomu i z niczego. Obecna scena napawała go obrzydzeniem i cofała do czasów dzieciństwa, kiedy ciotka Beatrix przywiozła rodzicom w prezencie porcelanę. Victor był na etapie fascynacji telewizją, a najbardziej interesowały go telezakupy. Świat naprawdę był lepszy, kiedy w pięć minut pani potrafiła się pozbyć dwudziestu kilo sadła, jej mąż tymczasem zbudował garaż za pomocą magicznego śrubokrętu. Do tego te francuskie "nietłukące się" talerze Arcopal! Ciotka Beatrix wiele lat spędziła w Madrycie, nie mogła przywieźć w prezencie byle szamba. Na pewno musiała swój prezent nabyć za pośrednictwem fascynującego telewizyjnego kanału. Victor, od dawna nieufny nawet względem własnej rodziny, postanowił przeprowadzić test. Zakręcił porcelanowym spodkiem u siebie na palcu nad kuchennymi kafelkami, powtarzając: "Arcopal, Arcopal, Arcopal... nie Arcopal". Brzęk naczynia zwabił rodzinę, w tym rozwścieczoną ciotkę Beatrix, dookoła której cała familia Sanchezów chodziła na paluszkach. Victor tłumaczył, że to nie on. Ale nikt mu nie wierzył.

- Nie zabiłem go.
- Pozostali nie mają wątpliwości, z czyjej broni strzelano i w jakim motywie. Według oficjalnej wersji, owszem, zabiłeś go. Chętnie poznam nieoficjalną.
- To proste. Ten bezczelny gówniarz. Pytanie jest tylko jedno, czy odkrył mój udział w spisku, czy, co bardziej prawdopodobne, wykorzystał sytuację żeby ośmieszyć mnie przed Miguelem Reyesem. To ja byłem tu prawą ręką - od zawsze. On przyjechał do domu jako rozwydrzona maskotka. Jak ta podrzucona kukułka do obcego gniazda... Od razu wyrośnięta i rozpychająca się. I z umiłowaniem do błyskotek, jak to każda kukułka. A nie, to akurat sroka...
- Psychoterapeutką też nie jestem. Ani ornitologiem. Rozlało się mleko, ale ponieważ goście tego nie widzieli, możemy je zebrać z podłogi na gąbkę i wycisnąć im do kubka. Jaki jest kolejny plan?

Odcinek 1

Odcinek 36

Odcinek 38

Nathii M.
O mnie Nathii M.

C'est moi.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura