Nathii M. Nathii M.
220
BLOG

"Przyjaźń, odc. 39

Nathii M. Nathii M. Kultura Obserwuj notkę 14


Santiago wstał z kanapy, wykonał kilka kroków i zachrzęścił kluczem w zamku przynależnym do drzwi prowadzących na korytarz. Zapraszającym gestem wskazał Annie drogę. Uniosła brwi z niedowierzaniem. W odpowiedzi on wykonał ten sam tik, ale oznaczający ponaglenie. Anna wsparła się na kulach i ruszyła ku wyjściu. Pan Zuleta pokiwał przecząco głową. Był nienaturalnie spokojny, flegma wylewała się z niego wręcz jak z gruźlika. Anna nabrała złowrogich podejrzeń przywołując w pamięci egzekucje przeprowadzone na tym samym korytarzu przed kilkoma dniami. Niczym biathlonista Ole Einar Bjorndalen za najlepszych lat po szaleńczym pościgu w chwili prawdy na strzelnicy potrafił uspokoić skołatane serce i postawić bielmo przed oczami każdego czarnego kółka w tarczy. Nie lubiła też, kiedy się robił za słodki. Tak jak wtedy, gdy pytał który palec jest najmniej potrzebny, albo tak jak teraz, gdy podchodził i z rozczuleniem wyjmował z jej dłoni oparcie pozwalając mu swobodnie uderzyć o posadzkę.

- Tam, dokąd idziemy, nie potrzebujesz tego, maleństwo.

Anna cisnęła weń nienawistnym wzrokiem. Nie była chihuahą, którą się odpina ze smyczy wysadzanej diamentami, gdy wsadza się ją na skórzany fotel. Santiago mógł sobie darować ten ton. A zwłaszcza to "maleństwo". Stąpała ostrożnie ku wyjściu, a każde wsparcie na zranionej nodze sprawiało ból. Kolumbijczyk przyglądał się protekcjonalnie, nieomal zachęcał do wysiłku.

- Dobrze sobie radzisz. Naprawdę dobrze. Imponujesz mi. I nawet nie pytasz, po co to wszystko. Właściwie, mogłabyś okazać trochę zainteresowania. Nie po to buduję atmosferę, żebyś ty ją miała w tak głębokim poważaniu.

Przerwał wywód i zmarszczył czoło. Liczył na interakcję.

- Lubisz mnie rozczarowywać?

Pytanie było z gatunku retorycznych. Zirytowało dziewczynę. Zamierzała rozczarować Santiago Zuletę bardzo, ale to bardzo mocno. A wcześniej zadbać o jego świadomość, że jest właśnie przeokropnie rozczarowywany. Pomimo przemożnej chęci udzielenia wypowiedzi zbliżonej do swych myśli, musiała pamiętać o bezpieczeństwie. Miała wszakże duży problem z ukryciem niechęci w głosie.

- Robię to, czego się ode mnie wymaga. Mam iść, to idę. Wątpię, że w aktualnej sytuacji pomiędzy nami pozostała mi do wyboru inna opcja.

Zimna logika rozeźliła Santiago. Postanowił się zemścić. Chwilowo - tylko werbalnie.

- Ilekroć odczuwasz dyskomfort lub przywołujesz przykre wspomnienia, uderzasz w sarkastyczne tony. Ile w tym ciebie, a ile pozy? Przecież to nawet nie jest zasłona dymna, to jakiś bunkier z ołowianej zbitki! Ale ja wiem, jak cię otworzyć - przybliżył się ponownie i ujął w palce podbródek Anny. - Za pomocą narzędzi. Żywych i głodnych. Sekrety posypią się jak z rękawa, będą wyciekać każdą szczeliną. Cała bolesna prawda na twój temat - wypłynie wraz z krwią i z ropą.

Odzyskiwał utracony spokój. Każde wypowiadane przez siebie słowo odprężało go i upajał się nim. Z olbrzymim wyczuciem objął nadgarstki dziewczyny i zamknął je w swej dłoni za jej plecami. Rozanielony, pragnął po raz kolejny jedynie musnąć jej usta swymi wargami, lecz ona w odpowiednim momencie wsunęła język pomiędzy nachylające się ku niej miękkie powłoki. Ich pocałunek był namiętny, żadne z nich nie umiało przerwać. Santiago walczył z obezwładniającą chęcią rzucenia partnerki na chropowatą ścianę, chwycenia za jej barki i pociągnięcie na dół do klęku tak brutalne, że podkoszulek miałby się zetrzeć o beton. Anna z kolei myślała: "O Boże, świr! Całuję się ze świrem! I co najgorsze, to jest cholernie sexy!" Na liście jej podbojów miłosnych jakość zdecydowanie dominowała nad ilością. Santiago Zuleta w tej hierarchii plasował się na pozycji numer dwa.

- Pan też ironizuje na potęgę. Czy to naprawdę głęboki, nieprzebrany spokój, czy ochrona przed nalotem dywanowym na miasto, które w przeszłości zostało doszczętnie zniszczone?

Anna była odprężona i uśmiechała się szczerze, jak figlarna fretka. Zgasił ją wzrok ostrzejszy i zimniejszy od miecza Umy Thurman z "Kill Bill". Komentarz "nie twój interes" wraz z dodatkiem "gówniaro" zdaniem Santiago okazał się zbędny. Nie miał ochoty używać wyrazów. Mogłyby nie zabrzmieć ani ironicznie, ani spokojnie. Pod systemem zabezpieczeń kryła się nieodbudowana do końca metropolia.

Odcinek 1

Odcinek 38

Odcinek 40

Nathii M.
O mnie Nathii M.

C'est moi.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura