Szalejące w Polsce lewactwo przymierza się do kolejnego skoku na prywatną własność. Tym razem chcą zabierać samochody za jazdę "pod wpływem".
Pisał o tym niedawno xiazeluka, więc na pewno lepiej niż ja. Ale ostatnio nasunęła mi się pewna myśl w związku z wjechaniem przez palanta w nastoletnich rowerzystów. Otóz w tym przypadku media nie kwiczą, że kierowca był pijany (chyba że to przeoczyłam - w końcu jestem gospodynią, a czas przedświąteczny).
Sytuacja w przypadku uchwalenia chorego lewa* wyglądałaby tak, że trzeźwy kierowca, który taranuje kilkanaście osób, zachowałby swój samochód, a kierowca po lampce wina, który NIE SPOWODOWAŁ ŻADNEGO WYPADKU, zostałby ukarany przepadkiem samochodu.
A to wszystko dlatego, że budżet jest dziurawy i trzeba dofinansować ZUS, coby padł te parę lat później ...
Żeby nie było to tamto, od razu złożę deklarację - ja mam słabą głowę, więc nie piję nawet przed wyjściem na spacer, nie mówiąc o prowadzeniu samochodu. Inna sprawa, że np. niedzielni kierowcy pewnie stwarzają większe zagrożenie, niż facet o mocnej głowie i z dużym doświadczeniem!
Od razu też dodam, że pomysły tego pokroju uważam za większe zagrożenie dla ludzkości, niż nawet reżim kaczystowskich braci ;)
*copyright by xiazeluka, ale nie czerwienię się, naruszając prawa autorskie ;)