nawschod nawschod
430
BLOG

Rumuńskie wspomnienia – Bukareszt

nawschod nawschod Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

Od dzisiaj na Na Wschód zaczynam serię wspomnieniową dotyczącą naszej wyprawy do Rumunii. Na pierwszy ogień idzie oczywiście Bukareszt, tam bowiem nasza podróż się zaczęła i skończyła. Jeśli ktoś ma ochotę porównać wersję wyobrażoną tego miejsca z tym, z czym w rzeczywistości się zetknęliśmy, zachęcam do rzucenia okiem na pierwszy odcinek Rumunii planowanej i wyobrażanej. Za ewentualną zbieżność, czy też rozbieżność między oczekiwaniami a rzeczywistością Na Wschód nie odpowiada.

Pierwszy nasz kontakt z Bukaresztem (dzięki uprzejmości Simony) ograniczony był samochodową szybą i trasą z lotniska do centrum przez ogromne korki. I to jest pierwsza rzecz, która każdemu turyście z pewnością od razu rzuci się w oczy. W stolicy Rumunii odnosi się wrażenie, że każdy obywatel ma dwa samochody i jeździ nimi jednocześnie. Zresztą, to co przeciętny Polak rozumie pod określeniem „jazda samochodem” jest bardzo dalekie od rzeczywistości rumuńskich dróg i ulic. Pojazdy zaparkowane gdzie bądź i byle jak, szerokie drogi, na których zapomniano wydzielić pasów ruchu, szybkość, zamieszanie, bałagan to bukaresztańska codzienność. A skoro już jesteśmy w temacie drogowym, warto wspomnieć o taksówkach. W Bukareszcie są one dość tanie i w obliczu bałaganu jaki panuje w temacie dworców autobusowych i nieogarnialności samego miasta, warto się czasami skusić. Najbezpieczniejszą metodą wydaje się ta, z której sami korzystaliśmy, czyli poproszenie pracowników hostelu o wezwanie taksówki. W ten sposób mamy gwarancję, że niepotrzebnie nie przepłacimy.

W Bukareszcie trudno jest znaleźć tanią kwaterę, dlatego dla wielu jedynym wyjściem pozostają hostele. Ten, który nam przypadł w udziale, był w miarę niedrogi (35 euro za pokój dwuosobowy) i zlokalizowany blisko starej części miasta. Na plus zdecydowanie można ocenić personel. Bardzo sympatyczni, pomocni ludzie, których można było zapytać i poprosić niemal o wszystko. Poza tym niestety ocena hostelu wypada dość średnio. Mam tu na myśli wygląd, czystość i wszystko inne, co wiąże się z pojęciem kwatery. Zdecydowanie natomiast kiepsko należy ocenić bezpośrednie sąsiedztwo naszego pokoju. Był on umieszczony na piętrze, gdzie wdrapywać się trzeba było stromymi schodami. Domyślaliśmy się, że piętro owo dopiero niedawno zostało przez hostel przejęte, gdyż naprzeciwko mieszkała starsza pani, która z pewnością nie była klientem tego przybytku. Ta właśnie osoba, nazwana przez nasz roboczo „jędzą” (a było to jedno z delikatniejszych określeń, jakimi ją opisywaliśmy), miała dość niecodzienne zwyczaje. Otóż kilkakrotnie wydzierała na nas ryja (niestety, żadne delikatniejsze określenie nie oddaje w pełni „grozy” sytuacji) w swoim ojczystym języku, którego oczywiście nie rozumieliśmy. W związku z tym trudno było nam się domyślić, co jest powodem jej rozjuszenia, zwłaszcza że nic strasznego nie robiliśmy. Teraz cała sytuacja wydaje nam się śmieszna, ale wtedy byliśmy mocno tym wszystkim zirytowani. Aby zamknąć ostatecznie temat kwatery, dodam tylko że nazywała się Midland Youth Hostel 2.

Podobno w przypadku ludzi, o tym czy daną osobę polubimy czy nie, decyduje pierwsze 30 sekund. Gdyby z miastami było tak samo, Bukareszt miałby fanów jedynie w Światowym Związku Masochistów, o ile takowy istnieje. Nasze pierwsze kroki po jednej z głównych ulic miasta (tu zwanych dla odmiany bulwarami) były jednym z najmniej przyjemnych przeżyć podczas całego pobytu w Rumunii. Bulevardul Nicolae Bălcescu pełen jest pędzących samochodów i dziwnych ludzi. Przez pierwszych kilka minut czuliśmy się wręcz jak poruszające się okazy muzealne, bowiem przechodnie przyglądali się nam z mieszaniną ciekawości i wyższości. (Tu od razu należy nadmienić, że gapienie się nie jest w Rumunii niczym dziwnym, jest szeroko praktykowane i chyba nie jest uważane za specjalnie niegrzeczne.) Dochodził do tego niezbyt przyjemny widok okolicznych zabudowań, na który składały się głównie bloko-kamienice z czasów Ceauşescu, (które zresztą są nieodłączną częścią miejskiej architektury), brud, a momentami także nieprzyjemny zapach. Krótko mówiąc, jeśli ktoś wybiera się do Bukaresztu w nadziei, że miasto to od razu go urzeknie, lepiej niech zostanie w domu.

Tak jak nie można z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że Bukareszt jest miastem ładnym, tak nie można po prostu stwierdzić, że jest brzydki. Bardziej urokliwą stronę miasta odkryliśmy nieco później, kiedy opuściliśmy główną ulicę a także podczas ostatniego dnia naszego pobytu w Rumunii, gdy zawitaliśmy tu ponownie. Przede wszystkim zdecydowanie lepszym miejscem na spacer jest ulica równoległa do bulwaru Bălcescu czyli Calea Victoriei. Zabudowa jest dużo przyjemniejsza a w niewielkim pobliżu znajdują się ogródki piwne. Co nie znaczy, że znajdziemy tu klimat architektoniczny podobny do innych stolic tak nowej, jak i starej Europy. Bukareszt jest miejscem, które wyjątkowo wiele wycierpiało podczas rządów Nicolae Ceauşescu. Jako reprezentacyjne miasto komunistycznego reżimu poddawany był kaleczącym eksperymentom, których efekty widać do dzisiaj. Obrzydliwe komunistyczne bloki zasłaniają wiele wartościowych historycznych obiektów, te drugie zaś często wciąż są mocno zaniedbane. Przez miasto, na rozkaz wodza, sztucznie poprowadzona została rzeka a olbrzymią część dawnej Starówki po prostu zrównano z ziemią. Swoistym symbolem nieograniczonej i destrukcyjnej władzy „Geniusza Karpat” było przesunięcie jednej ze świątyń o 14 metrów ponieważ „zasłaniała widok”. I tak chyba należy traktować to miasto. Bardziej jako wielką lekcję historii niż urokliwe miejsce do beztroskich spacerów.

W Bukareszcie niemal nie sposób zrobić zdjęcia ładnego budynku, żeby w tle nie straszył jakiś „potworek”. W którymś momencie człowiek przestaje wręcz szukać rzeczy ładnych i zamienia się w skrupulatnego reportera, którego celem jest bardziej pokazanie prawdy niż piękna. Prawdziwy Bukareszt z naszego, mocno subiektywnego, punktu widzenia, można znaleźć na pełnej wersji Na Wschód.

 

Na Na Wschód znajdziecie też inne wpisy dotyczące Rumunii i nie tylko.

nawschod
O mnie nawschod

Nietypowa podróż po Europie Środkowo-Wschodniej ścieżkami historii, książek, muzyki i kultury. Zapraszam Na Wschód!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości