ARNOLD PARSZAWIN ARNOLD PARSZAWIN
333
BLOG

SKAZANI NA GOEBBELSOWSKĄ PROPAGANDĘ? I...

ARNOLD PARSZAWIN ARNOLD PARSZAWIN Polityka Obserwuj notkę 0

Raczej tak. Do niedawna obserwacja polskiej rzeczywistości medialnej, dominujących zwłaszcza w mediach elektronicznych trendów, nasuwała dość oczywiste skojarzenia z „propagandą sukcesu” uprawianą namiętnie w gierkowskiej dekadzie PRL-u. Mamy przecież do czynienia z powszechnym lukrowaniem wszystkiego, za co w jakikolwiek sposób odpowiada jakakolwiek władza, z przemilczaniem niewygodnych faktów bądź z bezwstydnym interpretowaniem ich w sposób urągający przyzwoitości i zdrowemu rozsądkowi. Nietrudno wskazać początek tych nowych-starych tendencji w przekazie medialnym III RP. Propaganda sukcesu była naturalną odpowiedzią na jasne, optymistyczne i bezproblemowe przesłanie zdobywającej władzę Platformy Obywatelskiej a równocześnie miała podkreślać rzekomą grozę i pokraczność mrocznego okresu pisowskich rządów. Niestety, komu się wydawało, że wolne i demokratyczne media nadające ton w dzisiejszej Polsce osiągnęły tym samym dno moralnego i profesjonalnego upadku, powinien zrewidować swój lekkomyślny pogląd. Porzućmy wszelką nadzieję. Od dziesiątego kwietnia roku pamiętnego (no może z kilkudniowym przesunięciem) w naszym przekazie medialnym zapanowały emocje, coraz ostrzejsze i coraz gorsze. Propagandowe akcenty coraz wyraźniej przestawia się z obrony i pozłacania Polski pod rządami Tuska na budowanie odczłowieczonego obrazu jego politycznych przeciwników, a szerzej części społeczeństwa nieutożsamiającej się z III RP. Oponentów partii miłości z założenia nie traktuje się jak równorzędnych partnerów w politycznej i cywilizacyjnej debacie, no bo przecież to obywatele drugiej kategorii, nienawistne oszołomy, niewykształcone mohery, pośmiewisko cywilizowanej Europy. Kłania się dr Goebbels. A może lepiej byłoby powiedzieć, że niektórzy z medialnych funkcjonariuszy kłaniają się jemu, póki co w zaciszu redaktorskich gabinetów, ciągle jeszcze po kryjomu. Trudno byłoby znaleźć lepszą ilustrację dla tego zjawiska niż sposób, w jaki gwiazdor polskiego dziennikarstwa Tomasz Lis przeprowadza wywiad z liderem jedynej liczącej się partii opozycyjnej. Wywiad to chyba jednak za dużo powiedziane, raczej pełne złych emocji przesłuchanie. Kto choć trochę interesuje się propagandowym urobkiem red. Lisa, zdaje sobie doskonale sprawę, jak klasyk postkomunistycznego dziennikarstwa zwykł prowadzić rozmowę, dajmy na to, z Aleksandrem Kwaśniewskim czy Donaldem Tuskiem : zgoła inaczej – tak, jak wymienia się poglądy i wyraża opinie na europejskich salonach.

Czy możemy liczyć na jakieś istotne zmiany na froncie medialnym po zbliżających się wyborach? Prześledźmy pod tym kątem możliwe powyborcze scenariusze, nie wdając się w dywagacje na temat ich prawdopodobieństwa:
1. Wygrywa PiS i tworzy nowy rząd (bez względu na to, czy samodzielnie, czy w koalicji).
Abstrahując od powszechnie znanego politycznego zaangażowania ogólnopolskich „zaprzyjaźnionych” telewizji i większości innych mediów, medialni oligarchowie wiedzą, że PiS u władzy będzie dążył do całkowitej przebudowy dzisiejszego rynku medialnego opartego na monopolach, zwykle jeszcze postkomunistycznej proweniencji. Oznaczać to będzie bezpośrednie zagrożenie dla nich samych, dla ich budowanych przez dwa dziesięciolecia interesów. Ich reakcja raczej łatwa do przewidzenie: walczymy o życie, być albo nie być, dlatego wszystkie chwyty dozwolone.
2. Wygrywa PO z dużą przewagą nad PiS-em.
To jedyna, niepowtarzalna okazja na ostateczną marginalizację stronnictwa Kaczyńskiego, poszerzenia swojej strefy wpływów i realizacji najambitniejszych planów biznesowych, politycznych i kulturowych. Wzmożona ofensywa medialna, cel – ostateczne rozwiązanie problemu PiS-u i zabezpieczenie dotychczasowych pozycji na dziesięciolecie.
3. Wybory kończą się zbliżonymi wynikami obu głównych partii, koalicyjny rząd tworzy PO przy walnym wsparciu prezydenta.
Polityczna i gospodarcza przyszłość kraju niepewna. Ulubiona partia establishmentu wyraźnie osłabiona, w zasadzie walczy o przetrwanie, w związku z czym emocje sięgają zenitu. „Wszystkie ręce na pokład” i walka do upadłego przy wykorzystaniu wszystkich dostępnych środków. Zaangażowanie frontu medialnego pełne i oczywiste.
 
Jak widać, rozwój wydarzeń na froncie medialnym w najbliższej przyszłości raczej łatwy do przewidzenia. Wypada powtórzyć: „porzućmy wszelką nadzieję”. Goebbels, Goebbels, Goebbels…
 
 
I …„DZIENNIKARZOM"  DZIĘKUJEMY – PO RAZ CZWARTY   (tekst opublikowany po raz pierwszy 20 IV 2010r.)
 "Powiedzmy to wprost i bez ogródek: nie zdaliście egzaminu. Nie zdaliście najważniejszego dla was egzaminu – egzaminu z prawdy. Zawiedliście na całej linii. I przepraszam, nie krzyczcie, że to nie jest właściwy moment. To jest najlepszy czas, żeby powiedzieć coś o was. Jedyna i niepowtarzalna okazja, bo jeżeli nie dzisiaj, to kiedy? W wyjątkowych okolicznościach, gdy przez chwilę białe jest znowu białe, a czarne jest trudne do wybielenia. Lech Kaczyński chociaż doczekał słów prawdy, to jednak ich nie dożył. Nie do zniesienia były wasze kłamstwa za jego życia, jeszcze trudniej je znieść teraz, po jego śmierci. Dziś w waszych ustach nawet słowa prawdy o nim brzmią fałszywie. Jak wy to robicie? Cóż to za niezwykły dar? Czy coś tak wstrętnego może być talentem danym od Boga?

Panowie, panie - dziennikarze miejcie i wy swoją szansę na słowa prawdy. Ja wam ją daję. Skorzystajcie z okazji jeszcze za życia. Ja wiem, już się złościcie, że jakiś nikt, jakiś oszołom, znów próbuje was pouczać, z czegoś rozliczać. A przecież, jeśli w ogóle ktoś kłamał, imputował, czy szydził, to na pewno nie wy i raczej nikt z waszej redakcji. Jeżeli już w ogóle, to jakaś inna gazeta, jakaś inna telewizja, jakaś inna redakcja. Wyobrażam sobie, że tak teraz właśnie myślicie. Zechciejcie jednak nie zatykać uszu i nie przykrywać moich słów wyuczonymi przez lata grepsami. Oczywiście, możecie przemilczeć – ale to przecież będzie jeden z tych żałosnych wyuczonych grepsów. Nie tylko podlegacie krytyce, ale jako grupa na nią zasługujecie, jak mało kto. Czy w waszych głowach kiełkuje już ta świadomość?

Wielu, bardzo wielu nie mówi o was inaczej, jak: hieny, chłam, szumowiny. W kategorii najcelniejszych wyzwisk dla najbardziej zakłamanych dziennikarzy każdy z nas ma swoich faworytów. Mam i ja swoich. Oni mają swoje nazwiska, ale te tu nie padną, bo nikt z was nie powinien poczuć się wyróżniony - dobrze, czy źle. Egzaminu z prawdy nie zdaliście jako całość, jako korporacja. Chociaż gdy myślę o was per dziennikarskie szmaty, żule żurnalistyki, gazetowe ścierwa, to przed oczyma mam zawsze konkretne twarze. I wiem doskonale, że, gdy wielu innym, raczonym przez lata waszym kłamstwem, zdarza się myśleć o dziennikarzach w ten sam sposób, co mnie, to przed oczyma mają dokładnie te same twarze. Myślę, że właścicielom tych twarzy bezdyskusyjnie należy się godność liderów waszego światka. To prawdziwa dziennikarska elita, creme da la creme.

 Politycy - wiadomo – nigdzie nie są w poważaniu. My, Polacy, najczęściej mamy ich w pogardzie. Nimi tak naprawdę trudno byłoby się rozczarować. Oni, co najwyżej mogą, spełnić nasze najgorsze oczekiwania. To, co mnie boli w Polsce, w moim kraju, który szyderczo, ale z pełnym przekonaniem, nazywam państwem kpiny z prawa, to nie jest brudna polityka. To właśnie powszechna u reprezentantów tego państwa pogarda dla prawa i brak prawdy, zastępowanej przez wszechpotężne media zakłamanym wirtualnym kitem. Ten kit produkujecie wy. To wy, dziennikarze rzeźbicie w tym kicie swojego medialnego bożka – jakoś tam wykształconego, mało myślącego, za to dużo konsumującego debila, leminga z waszych marzeń. Efekty niestety widać.

Miałem piękny sen. Któregoś słonecznego dnia jechałem tramwajem. W chłodzie poranka na każdym mijanym przystanku widziałem innego z was, z tą znaną mi obmierzłą twarzą, rozdającego darmowe egzemplarze waszych prasowych organów. Na którymś z przystanków jakiś człowiek wychylił się z wagonu, by zobaczyć, co się dzieje. Ten, który stał na dole, jeden z was, rozpromieniony, widząc swoją życiową szansę na sukces, wyciągnął do niego rękę z przygotowanym egzemplarzem. Ale on, ten człowiek w tramwaju, tylko machnął ręką: a nie, to gazeta, nie chcę. Papier może się by i nadał, ale nie używam, bo potem mam wypryski!”

ZOBOWIĄZANIE:

Ja, Arnold Parszawin, zobowiązuję się dołączać powyższy tekst do każdego nowego wpisu zamieszczanego na tym blogu aż do chwili, gdy czołowi polscy "dziennikarze", w osobach: Adam Michnik, Tomasz Lis, Jacek Żakowski, Janina Paradowska i Monika Olejnik,  nie znajdą swojego jakże zasłużonego miejsca na śmietniku historii.

znany z tego, że jest nieznany

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka