ARNOLD PARSZAWIN ARNOLD PARSZAWIN
223
BLOG

CZY W WARSZAWIE JEST ŻYCIE POZAGROBOWE?

ARNOLD PARSZAWIN ARNOLD PARSZAWIN Kultura Obserwuj notkę 4

 

Mam sporo szczęścia. Od jakiegoś czas pracuję w dużej firmie na dobrze opłacanym stanowisku. Pech w tym, że do pracy dojeżdżam do Warszawy. Od poniedziałku do piątku skazany jestem na przemieszczanie się ulicami stołecznego centrum. Gdy mówię, że „jestem skazany” wcale nie mam na myśli legendarnego chaosu komunikacyjnego, chodzi o coś dużo gorszego. Chodzi mi o bezduszny chłód tego miejsca o to, jak bardzo jest nieprzyjazne dla przyjezdnych, ale i dla swoich mieszkańców. Pewien koleś z miasta świętej wieży śpiewał kiedyś, że „Hitler i Stalin zrobili tu, co swoje”. Myślę, iż dwadzieścia lat to wystarczająco długo, by uznać w tej mierze także zasługi innych.  Hanna Gronkiewicz-Waltz? No nie, aż takie uhonorowanie kilkuletnich rządów w stolicy HGW byłoby chyba przesadą, to jednak nie ten format. No cóż Kiszczak i Michnik, nikt inny - bo sprowadzając rzecz do samego sedna – tylko oni byli tu czynni (w sensie:  III RP = Polska Kiszczaka i Michnika). Swoją drogą, dawno temu słysząc „Michnik”, automatycznie myślałeś „Kuroń”, a dziś…? No cóż, czasy się zmieniają, ale to już inna piosenka. Wracając do Warszawy, ilekroć idę Alejami, zastanawiam się, czy istnieje tu jakieś życie pozagrobowe. A mówiąc już całkiem niemetaforycznie, czy są tutaj jakieś miejsca, gdzie można się poczuć dobrze i swobodnie, bez przytłaczającego poczucia obcości. Błagam, tylko nie przekonujcie mnie, że takimi miejscami są warszawskie kluby gejowskie!
Tak czy siak, „smutek pędzla” – jak mawiał mój nieodżałowany znajomy.
 
 
 
 I…„DZIENNIKARZOM"  DZIĘKUJEMY – PO RAZ SIÓDMY   (tekst opublikowany 20 IV 2010r.)

"Powiedzmy to wprost i bez ogródek: nie zdaliście egzaminu. Nie zdaliście najważniejszego dla was egzaminu – egzaminu z prawdy. Zawiedliście na całej linii. I przepraszam, nie krzyczcie, że to nie jest właściwy moment. To jest najlepszy czas, żeby powiedzieć coś o was. Jedyna i niepowtarzalna okazja, bo jeżeli nie dzisiaj, to kiedy? W wyjątkowych okolicznościach, gdy przez chwilę białe jest znowu białe, a czarne jest trudne do wybielenia. Lech Kaczyński chociaż doczekał słów prawdy, to jednak ich nie dożył. Nie do zniesienia były wasze kłamstwa za jego życia, jeszcze trudniej je znieść teraz, po jego śmierci. Dziś w waszych ustach nawet słowa prawdy o nim brzmią fałszywie. Jak wy to robicie? Cóż to za niezwykły dar? Czy coś tak wstrętnego może być talentem danym od Boga?

Panowie, panie - dziennikarze miejcie i wy swoją szansę na słowa prawdy. Ja wam ją daję. Skorzystajcie z okazji jeszcze za życia. Ja wiem, już się złościcie, że jakiś nikt, jakiś oszołom, znów próbuje was pouczać, z czegoś rozliczać. A przecież, jeśli w ogóle ktoś kłamał, imputował, czy szydził, to na pewno nie wy i raczej nikt z waszej redakcji. Jeżeli już w ogóle, to jakaś inna gazeta, jakaś inna telewizja, jakaś inna redakcja. Wyobrażam sobie, że tak teraz właśnie myślicie. Zechciejcie jednak nie zatykać uszu i nie przykrywać moich słów wyuczonymi przez lata grepsami. Oczywiście, możecie przemilczeć – ale to przecież będzie jeden z tych żałosnych wyuczonych grepsów. Nie tylko podlegacie krytyce, ale jako grupa na nią zasługujecie, jak mało kto. Czy w waszych głowach kiełkuje już ta świadomość?

Wielu, bardzo wielu nie mówi o was inaczej, jak: hieny, chłam, szumowiny. W kategorii najcelniejszych wyzwisk dla najbardziej zakłamanych dziennikarzy każdy z nas ma swoich faworytów. Mam i ja swoich. Oni mają swoje nazwiska, ale te tu nie padną, bo nikt z was nie powinien poczuć się wyróżniony - dobrze, czy źle. Egzaminu z prawdy nie zdaliście jako całość, jako korporacja. Chociaż gdy myślę o was per dziennikarskie szmaty, żule żurnalistyki, gazetowe ścierwa, to przed oczyma mam zawsze konkretne twarze. I wiem doskonale, że, gdy wielu innym, raczonym przez lata waszym kłamstwem, zdarza się myśleć o dziennikarzach w ten sam sposób, co mnie, to przed oczyma mają dokładnie te same twarze. Myślę, że właścicielom tych twarzy bezdyskusyjnie należy się godność liderów waszego światka. To prawdziwa dziennikarska elita, creme da la creme.

 Politycy - wiadomo – nigdzie nie są w poważaniu. My, Polacy, najczęściej mamy ich w pogardzie. Nimi tak naprawdę trudno byłoby się rozczarować. Oni, co najwyżej mogą, spełnić nasze najgorsze oczekiwania. To, co mnie boli w Polsce, w moim kraju, który szyderczo, ale z pełnym przekonaniem, nazywam państwem kpiny z prawa, to nie jest brudna polityka. To właśnie powszechna u reprezentantów tego państwa pogarda dla prawa i brak prawdy, zastępowanej przez wszechpotężne media zakłamanym wirtualnym kitem. Ten kit produkujecie wy. To wy, dziennikarze rzeźbicie w tym kicie swojego medialnego bożka – jakoś tam wykształconego, mało myślącego, za to dużo konsumującego debila, leminga z waszych marzeń. Efekty niestety widać.

Miałem piękny sen. Któregoś słonecznego dnia jechałem tramwajem. W chłodzie poranka na każdym mijanym przystanku widziałem innego z was, z tą znaną mi obmierzłą twarzą, rozdającego darmowe egzemplarze waszych prasowych organów. Na którymś z przystanków jakiś człowiek wychylił się z wagonu, by zobaczyć, co się dzieje. Ten, który stał na dole, jeden z was, rozpromieniony, widząc swoją życiową szansę na sukces, wyciągnął do niego rękę z przygotowanym egzemplarzem. Ale on, ten człowiek w tramwaju, tylko machnął ręką: a nie, to gazeta, nie chcę. Papier może się by i nadał, ale nie używam, bo potem mam wypryski!”

ZOBOWIĄZANIE:

Ja, Arnold Parszawin, zobowiązuję się dołączać powyższy tekst do każdego nowego wpisu zamieszczanego na tym blogu aż do chwili, gdy czołowi polscy "dziennikarze", w osobach: Adam Michnik, Tomasz Lis, Jacek Żakowski, Janina Paradowska i Monika Olejnik,  nie znajdą swojego jakże zasłużonego miejsca na śmietniku historii.

znany z tego, że jest nieznany

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura