ARNOLD PARSZAWIN ARNOLD PARSZAWIN
152
BLOG

MARSZ NORMALNOŚCI

ARNOLD PARSZAWIN ARNOLD PARSZAWIN Polityka Obserwuj notkę 1

Ze wszystkich dotychczas przeczytanych przeze mnie relacji z wczorajszego marszu najbliższa moim osobistym wrażeniom jest  ta autorstwa Rafała Ziemkiewicza. Na pl. Konstytucji zjawiłem się tuż przed godz. 15 w towarzystwie kilku osób, podobnie jak ja (z racji wieku i wyglądu) "klasycznych wykształciuchów". Zatrzymaliśmy się w południowej części placu, czyli z dala od "linii frontu"  oddzielającej nas od lewackiego motłochu, w zasięgu wzroku mając m.in. Janusza Korwin-Mikke i prof. Jacka Bartyzela. Od strony Alei dały się słyszeć jakieś pojedyncze huki, które potraktowaliśmy jako wybuchy petard, które zresztą towarzyszyły przemarszowi prawie na całej jego trasie. Od samego początku do naszych uszu docierały nadawane przez megafon komunikaty, by unikać agresywnych prowokacji przeciwników marszu i konfrontacji z policją. Ruszyliśmy z pochodem w kierunku Ronada Jazdy Polskiej otoczeni dobrą setką innych manifestantów. Dookoła nas normalni ludzie - tacy jak my, w tym niemało rodziców z małymi dziećmi. Na pierwszy rzut oka widać, że najwięcej jest ludzi młodych (poniżej dwudziestu pięciu lat), wśród nich zdarzają się też kiluosobowe grupy "klasycznych kiboli", co jakiś czas rzucających petardami. W mojej ocenie młodzież mogła stanowić do 70% maszerujących, których ogólną liczbę (podobnie jak Ziemkiewicz) oceniam na 30-50 tysięcy. Jestem pewien, że w tysiącach można liczyć już tylko powiewające flagi, w które zaopatrzona była zdecydowana mniejszość idących. Na Rozdroże dotarliśmy trochę po godz. 17. Przez dwie godziny trwania pochodu nie spotkałem się z żadnym przejawem agresji, czy chamstwa. W polu naszego widzenia nie było żadnych zadym i wśród idących z nami nie było też żadnej świadomości zadym rozgrywających się gdzieś na obrzeżach imprezy. Jedyne, co mnie drażniło i z czego, w mojej ocenie, należało zrezygnować to wspomniane petardy. Po krótkiej chwili dreptania na pl. Na Rozdrożu uznaliśmy marsz za zakończony i postanowiliśmy wracać do domów. Już po kilku minutach, włączając radio w samochodzie, dowiedziałem się, że uczestniczyłem w wielkiej nacjonalistycznej zadymie, która rzekomo zakłóciła uroczyste obchody rocznicy. No cóż, zbyt dobrze pamiętam propagandę PRL-u, by mieć złudzenia, że reżimowe mdia szybkimi krokami wracają do czasów, kiedy rządzącym niepodległość kojarzyła się z  zupełnie inną datą i  z innymi wydarzeniami.  Ale towarzystwo spod znaku KPP i PZPR lepiej niech zapomni, to se już ne wrati. 

znany z tego, że jest nieznany

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka