Ostatnio z braku czasu, rzadko siadam do komputera i dość przelotnie zerkam w TV. Wczoraj wieczorem, chcąc trochę nadrobić odpaliłem TVN 24 i neta. Telewizor serwował mi jakiś spęd w gustownym pałacyku. W znalazłem artykuł na www.bibula.com pt. "Smoleńska gruda gliny". Czytam o miejscu katastrofy, usianym szczątkami samolotu, a z ekranu telewizora zabawia mnie dziadzio, jakimś słowotokiem w znajomym rytmie "tratata, tratata". Wyłapuję pojedyncze Rwandy, futerkowce i że wychował czy nie wychował. Czytam o szarfie z napisem "Prezydent Rzeczpospolitej" i widzę kolejnego dziadka, który bredzi coś o wojnie do umundurowanych staruszków, sprawiających wrażenie, że niekoniecznie mają świadomość gdzie są. Między nimi siedzi Premier, więc to musi być coś ważnego. Czytam o błocie i glinie i paszporcie i resztkach samolotu walających się smoleńskim lesie i o bezdomnych Rosjanach penetrujących ten przypadkowy cmentarz, a na ekranie widzę przebrzmiałe aktorki i jakiegoś satyryka, równającego charyzmę z psychopatią w zgrabnej fraszce. Czytam o nieznośnym zapachu paliwa lotniczego, gdy z ekranu dobiega mnie rechot tej niezwykłej gawiedzi. Gdy nie mogę oderwać się od czytania, bo okazuje się, że coś jeszcze niepokoi obecnych na miejscu tragedii i że jest to fetor rozkładających się szczątków organicznych, z TV atakuje mnie Premier, zadowolony wręcza kandydatowi na prezydenta szalik kibica. Mówi jak trudno było mu rozstać się z nim. Kandydat przyjmuje go i aby podkreślić wagę podarunku, nawiązuje dowcipnie do dwóch miast i jednego kraju. Przenoszę wzrok na monitor, bo opowieść ze Smoleńska jest coraz bardziej niewiarygodna. Ludzie zbierają fragmenty samolotu i rzeczy ofiar. Muszą to przywieźć i zanieść do prokuratury. Ktoś musi to zrobić. I nagle relacja wprawia mnie w osłupienie. Tam leżą kawałki ciał. Szok. Boże gdzie ja żyję. Gdzie jest taka cywilizacja, która pozwoli na niepogrzebanie, choćby kawałeczka swoich zmarłych.
Z osłupienia wyrywa mnie zadowolony gość z wąsem i w okularach, trzymający nad głową szalik z napisem "POLSKA".
